MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Jak pokochałam Gangstera – recenzja filmu. Lepiej jest przeżyć rok życiem tygrysa niż dwadzieścia lat życiem żółwia.

Maciej Kawulski znowu to zrobił. Zafundował widzom film, który od tygodni nie wypada z top 10 polskiego Netflixa bijąc kolejne rekordy popularności. Po przygodach Wodza przyszedł czas na historię życia Nikodema Skotarczaka znanego szerszemu gronu pod pseudonimem “Nikoś”.

Jak pokochałam Gangstera – recenzja filmu. Lepiej jest przeżyć rok życiem tygrysa niż dwadzieścia lat życiem żółwia.

To nie jest biografia

Reżyser przyzwyczaił nas do faktu, że prawdziwe historie inspirują go do tworzenia efektywnych przedsięwzięć. Nie inaczej było tym razem. Trwające niemal trzy godziny widowisko przeprowadza nas przez żywot trójmiejskiego mafioza. Wiele pojawiających się w filmie wydarzeń zostało poddanych kreatywnej przeróbce, by być spójnymi z artystyczną wizją twórcy. Nie wszystkim przypadło to do gustu, ostatnia żona Nikosia – Edyta Skotarczak, wydała oświadczenie, w którym nie zostawiła na produkcji suchej nitki, twierdząc, że jest ona bluźnierstwem i w krzywdzący sposób portretuje zmarłego. Według niej mąż był wyjątkowo charyzmatyczną i nietuzinkową osobą, wysportowaną i mającą głowę do interesów. Zaprzecza, jakoby miał problem z uzależnieniem od narkotyków i hazardu, a także seksoholizmem. Twierdzi, że w niczym nie odstawał od swoich przyjaciół czy współpracowników. W celu potwierdzenia swoich słów prezentuje domowe nagrania, na których widzimy go w roli ojca i męża.

Kim był więc ten Nikoś?

Na początku mamy lubiany przez Kawulskiego motyw od zera do bohatera. Sprytny dzieciak, chcący wyrwać się z biedy podpatruje cinkciarzy i wkrótce dzięki swojej pomysłowości i lojalności zostaje jednym z nich. Oczywiście pomimo szemranych interesów, jego serce zostaje dziecięco czyste, brzydzi się przemocą i dba o wszystkich, którzy są dla niego ważni. A najważniejsza dla niego jest rodzina, ta biologiczna i ta złożona z przyjaciół i życzliwych mu ludzi. Przypominają jeden z włoskich klanów tylko w wersji patchworkowej. Jedyną jego słabością są kobiety. Nazywane przez niego Księżniczkami potrafią znieść bardzo wiele, byle by tylko zatrzymać go przy sobie na dłużej. Z każdą z nich tworzy dom i o każdej z nich na swój sposób pamięta. Gdy je opuszcza, odchodzą od zmysłów i są gotowe targnąć się na własne życie.

Na swój harem trzeba jednak zarobić. Bohater zaczyna kraść samochody, a że popyt jest duży, to stale poszerza ofertę, budując niemałe imperium. Sprowadza kradzione auta z Niemiec i daje im drugie życie, wyrabiając nowe, fałszywe papiery. Ruch w interesie był tak wielki, że jeden pojazd mógł wraz ze wspólnikami kraść po kilka razy.

Na tym etapie historii mamy puszczenie oka do widza, gościnnie pojawia się bowiem Wódz z Jak zostałem gangsterem. Wraz z ojcem przyjeżdża do Gdańska kupić auto na taksówkę. Pomimo żarliwych przekonań taty, nasz samochodowy Houdini wie, że młody nie pójdzie w jego ślady i prędzej zajmie się nie do końca legalną działalnością. To nie koniec, bo z ekranu uśmiechnie się do nas jeszcze w kilku momentach Magi wraz z Wariatem, fabularnie akcja obu filmów przetnie się w trakcie bójki w warszawskiej kwaterze, podczas której usłyszymy znany frazes Jesteście zajebiści… – ciekawe przenikanie światów w gangsterskim uniwersum, bowiem rolę Nikosia jak i najlepszego przyjaciela Wodza, Waldena, gra Tomasz Włosok. Skoro przy nim jesteśmy to nadal twierdzę, że to jeden z najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia. Bryluje na ekranie, a wcielanie się w postać wydaje się przychodzić mu z niespodziewaną lekkością. Tym razem miał wymagające zadanie, gdyż musiał sportretować charakter na różnych etapach życia. W mojej opinii wyzwaniu sprostał.

Kłody pod nogi rzucał mu niestety scenariusz, który na końcówce funduje nam powtórkę z rozrywki w postaci Waldena. Znowu mamy uzależnioną jednostkę, której rzeczywistość miesza się z fikcją i która nie potrafi się odnaleźć w teraźniejszości, odczuwając strach i paranoję. Na wyróżnienie zasługuje również kreacja Sebastiana Fabijańskiego, który jako Silvio nie dość, że autentycznie gra wiecznie naćpanego psychopatę to jeszcze wykazuje się przy tym teatralnym wręcz kunsztem. Jego postać momentami jest odegrana tak profesjonalnie, że warsztatowo przyćmiewa resztę obsady.

Jak pokochałam gangstera jest filmem zdecydowanie słabszym od poprzednika. Całość rozwleczona do długości widowiska Marvela, ale nie przygotowano tylu zwrotów akcji i fajerwerków, przez co miałam momenty, gdzie czułam się mocno znużona.

Historia chociaż inna, to jakby znajoma, ale zdecydowanie mniej wartka i wciągająca. Główną narratorką jest jedna z kobiet Nikosia. Film obfituje w dłużyzny i wiele niepotrzebnych scen. Ponownie spotykamy się z zabiegiem, że aktorzy zwracają się do odbiorcy, komentując bieżące wydarzenia lub objaśniając meandry półświatka czy bieżącej epoki. Niestety tym razem, wypada to w wielu momentach wręcz kiczowato. Jedną z moich “ulubionych” scen, podczas których czułam ciarki żenady, była ta, w której Skotarczak prosi niemieckiego policjanta by powiedział stół z powyłamywanymi nogami. Serio, czułam się jak w trakcie seansu Patryka Vegi.

Nie przemówiła do mnie relacja, jaką miał przestępca ze ścigającym go policjantem z Reichu. Z założenia pewnie miała być między nimi chemia, gdzie jeden nie mógłby istnieć bez drugiego, całość energii zużywając na zabawę w kotka i myszkę. Ten drugi był zaangażowany w potyczki aż za bardzo, niejednokrotnie przekraczając swoje kompetencje i postępując w sposób dla mnie nielogiczny.

Niewątpliwie Kawulski chciał powtórzyć sukces swojego wcześniejszego obrazu, twierdząc, że tym razem będzie mocniej, więcej, bardziej co niestety nie wyszło na plus. Jeżeli chodzi o scenografię i stylizacje to znów jest ona bardziej wyobrażeniem o danych czasach i remiksem ze współczesnością, Julia Wieniawa nosi dres Ellesse, włoskiej firmy, która jest obecnie na topie i chociaż istnieje od 1959 roku, to w Polsce nie była ani popularna, ani dostępna w latach 90. Podobnie jak katalogowe wnętrze trójmiejskiej willi, zupełnie sprzeczne z typowym Polaków wyobrażeniem o luksusie lat 90., który miał pokazywać status i wysoką pozycję, ukazany w produkcjach takich jak m.in. Kiler Juliusza Machulskiego czy serialu Tygrysy Europy.

Co mnie urzekło

Są też pozytywne aspekty, jak zwykle muzycznie jest bardzo dobrze, dobór ścieżki dźwiękowej do scen ponownie ukazuje wrażliwość Kawulskiego jako twórcy. Dzięki niemu odkryłam Jezioro Marzeń zespołu Bajm. Na uwagę zasługują również zdjęcia, moimi faworytami są piękne ujęcia z widokiem na stocznie i neony majaczące z okien łazienki. Całość przypomina Blade Runnera 2049 Denisa Villeneuve. Przyjemny efekt dał też time-lapse w momencie, gdy główny bohater po raz pierwszy zażył kokainę.

Być jak Quentin Tarantino

Wielokrotnie spotkałam się z głosami, jakoby reżyser inspirował się amerykańskim wizjonerem. Podobnie do niego zalicza cameo w swoich utworach, w omawianym przemyka jako ksiądz w trakcie ślubu Nikosia z żoną numer dwa. Również serwuje nam męskie kino z porachunkami w tle. Brakuje jednak tego napięcia w historii i siły, która tkwi w dialogach. W najnowszej produkcji nie są one na najwyższym poziomie. Na próżno szukać tutaj charakterystycznych i wyrazistych postaci. Brak charyzmatycznego lidera jak Wódz. Nasz tytułowy gangster przez większość czasu jest słaby, wywołuje litość i żal swoim zagubieniem, przykro patrzy się na to jak staje się cieniem samego siebie. Jest postacią tragiczną, która pędzi ku samozagładzie. Nie potrafi iść z duchem czasu, nie chce podporządkować się Mafii Pruszkowskiej, za co przyjdzie mu zapłacić najwyższą cenę.

Romantyzowanie mafii

Zauważyłam, że w obu filmach mamy styczność z romantyzowaniem gangsterki. Nie wolno zapominać o tym, że to byli przestępcy, ludzie, którzy przyczynili się do śmierci i cierpienia wielu osób, łamali literę prawa i wprowadzali chaos. To ważne, aby to podkreślać, tym bardziej w dzisiejszych czasach, gdzie sutenerki skazywane za handel kobietami zostają celebrytkami, wydają książki i występują w reality show, a były capo po wyjściu z więzienia promuje swoją twarzą galę MMA. Można czuć do ich kreacji sympatię, ale to nie powinny być wzory do naśladowania.

Chociaż projekcja była dla mnie sporym rozczarowaniem, a na Filmwebie oceniłam ją na 5/10, to czekam na kolejną próbkę twórczości Kawulskiego. Mam nadzieję, że tym razem nie trafię na streamingowy produkt, tylko kawał dobrego, polskiego kina. I może niech nie będzie o tematyce gangsterskiej, w końcu jest tyle innych niewyeksploatowanych tematów.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ