REKLAMA

Batman. Wojna Cieni – recenzja komiksu – Pomścić Ra’s al Ghula! 

Bartosz Tomaszewski

Opublikowano: 14 maja 2024

Spis treści

Gdy na okładce komiksu widzę Batmana, Deathstroke’a i Ra’s al Ghula, to nie pozostaje nic innego, jak po daną pozycję sięgnąć, chociażby z czystej ciekawości. Jednak przyciągająca okładka to jedno, a jak jest z zawartością? Otóż bywa różnie. 

Problem z eventami 

Przyznam szczerze, że nie jestem jakimś wielkim fanem eventów w świecie komiksu. W większości przypadków wiąże się to z koniecznością znajomości kilku serii, przeważnie skupionych na losach różnych postaci, które we wspomnianym wydarzeniu mają odgrywać główne role. Dokładnie taką sytuację mamy w przypadku Wojny cieni, która orbituje wokół postaci Batmana, Deathstroke’a i ich potomstwa. Potencjalny brak czasu na śledzenie kilku serii to jeden problem, gorzej, gdy w rodzimym języku dostępna jest tylko jedna z trzech, które wypadałoby znać przed sięgnięciem po dany komiks. Pomimo całkiem obszernego wprowadzenia przygotowanego przez wydawnictwo Egmont, warto byłoby znać wydarzenia z solowych historii o Batmanie, jego synu Damianie (w roli Robina) oraz Deathstroke’u. No cóż, żaden z polskich wydawców nie pokwapił się dwóch ostatnich serii wydać, więc nastawcie się, że niektóre rzeczy będziecie musieli ogarnąć z kontekstu. 

Batman. Wojna Cieni | egmont.pl

Dorwać zabójcę! 

Dobrze, ale o czym w ogóle Wojna cieni opowiada? Otóż Ra’s al Ghul postanawia ujawnić światu tajemnicę Jam Łazarza i jednocześnie oddać się w ręce służb prawa. Podczas publicznego wystąpienia szwarccharakter zostaje śmiertelnie postrzelony, a jego ciało spalone, tak by uniemożliwić wskrzeszenie w jednej ze wspomnianych jam. Sprawcą zabójstwa okazuje się Deathstroke, a raczej ktoś pod niego się podszywający. Sytuację z bliska obserwuje córka Ra’sa, Talia, która ledwo uchodzi z życiem, a z ukrycia również Batman i ich wspólny syn Damian. Talia pod wpływem emocji postanawia dorwać mordercę. Aby tego dokonać, zwołuje cały zastęp swoich płatnych zabójców i najemników. Oczywiście w sprawę angażuje się również Batman, który za wszelką cenę chciałby doprowadzić do sprawiedliwego rozwiązania sprawy. Swoje do powiedzenia ma również główny podejrzany, co doprowadza do całej serii potyczek między zastępami Talii al. Ghul i Slade’a Wilsona. 

REKLAMA

Batman. Wojna Cieni | egmont.pl

Jakoś idzie to ogarnąć 

Historia zaprezentowana przez Joshue Williamsona i resztę scenarzystów to takie trochę pomieszanie z poplątaniem. Segmenty skupiające się w dużej mierze na potyczkach między postaciami i wymianą groźnych słów, przeplatają się z bardziej stonowanymi, nieco kameralnymi momentami. Dużą, wręcz ogromną rolę w tej fabule, odgrywa potomstwo. Ciężko mi tu pisać o wszystkich przedstawicielach, ponieważ są to już rejony spoilerowe, ale ujmując to w kilku słowach – dzieje się, są duże zaskoczenia i zwroty akcji. Na uwagę zasługuje oczywiście relacja Batmana z Robinem. Ten drugi pała rządzą zemsty, wszak Ra’s to dziadek Damiana. A, że z ojcem swym ma relacje, lekko ujmując trudne, to doprowadza do naprawdę ciekawych, dobrze poprowadzonych dyskusji między bohaterami. Te elementy chyba najbardziej mi się w tym komiksie podobały. Nieco gorzej wypadają wspomniane potyczki, których jest tutaj bez liku. Jakimś cudem udało się scenarzystom nie doprowadzić do tego, żeby czytelnik czuł się zagubiony. Co prawda po mordach leją się w większości przypadków minionki Talii oraz Slade’a, co może nieco umniejszać stawce potyczek, no ale nie wypada to źle w odniesieniu do historii. 

Sprawdź też: Batman: Nie tylko Biały Rycerz – recenzja komiksu. Witajcie w Neo-Gotham!

Batman. Wojna Cieni | egmont.pl

Wizualny chaos 

To, co mi się w Wojnie cieni najmniej podobało, to wizualny chaos. Chodzi o to, że praktycznie za każdy zeszyt komiksu, a jest ich bodajże 11, odpowiada inny zestaw artystów. Brak spójności artystycznej powodował, że niektóre fragmenty przyswajało mi się przyjemniej, a niektóre gorzej. Na pewno kilka razy czułem się wybity z rytmu, przeskakując pomiędzy zeszytami z kreski poważniejszej, mroczniejszej, na taką, która sprawdziłaby się w komiksie dla młodszego czytelnika. Powtórzę to jeszcze raz, brak spójności wypada zdecydowanie na niekorzyść tej historii. 

Podsumowanie 

Jednakże, pomijając już te wizualne „niedogodności”, to Wojnę cieni czytało mi się całkiem przyjemnie. Ma swoje momenty, których ze względów spoilerowych nie chciałbym tu wymieniać. Myślę, że odpowiednio balansuje między typową komiksową naparzanką a historią, która próbuje przekazać nam jakąś ciekawą i angażującą treść. Myślę, że dla fanów Batmana i kreowanego wokół niego świata, jest to pozycja warta sprawdzenia. Za to czytelnicy, którzy w temacie tak mocno nie siedzą, mogą zbyt wiele razy poczuć się po prostu zagubieni. 

Sprawdź też: Inna historia uniwersum DC – recenzja komiksu – Z pamiętnika superherosów

ZALETY +

WADY -

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza komiksu.

Bartosz Tomaszewski

Geek po trzydziestce. Kocham kino, szczególnie seanse w IMAX, nie pogardzę dobrym serialem, staram się nadążać za nowościami ze świata gier wideo, kolekcjonuję LEGO, na które powoli brakuje mi miejsca i komiksy, na których lekturę ciągle brakuje mi czasu. Działam na Instagramie jako @pan_bartoszewski.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Frostpunk 2 – recenzja gry. Wymagająca rozgrywka dla miłośników strategii w czasie rzeczywistym 

Frostpunk 2 – recenzja gry. Wymagająca rozgrywka dla miłośników strategii w czasie rzeczywistym 

Mika and The Witch’s Mountain – Wróżkowe Death Stranding 

Mika and The Witch’s Mountain – Wróżkowe Death Stranding 

Chemicy magicy– recenzja gry planszowej. Tylko uważaj, żeby nie wybuchnąć! 

Chemicy magicy– recenzja gry planszowej. Tylko uważaj, żeby nie wybuchnąć! 

BEZ LITOŚCI 3 – CZY ZEMSTA MA GRANICE? – RECENZJA

BEZ LITOŚCI 3 – CZY ZEMSTA MA GRANICE? – RECENZJA

Smocza krew — recenzja komiksu — Księżniczka na ratunek królestwu

Smocza krew — recenzja komiksu — Księżniczka na ratunek królestwu

Deathbound — recenzja gry — braterstwo zrodzone w trudnych okolicznościach  

Deathbound — recenzja gry — braterstwo zrodzone w trudnych okolicznościach