Miss Kraken. Ruby Gillman – recenzja bajki na DVD – Gdzieś to już widziałam…

UDOSTĘPNIJ

Miss Kraken

Kiedy słyszę „DreamWorks” mam przed oczami serie takie jak: Shrek, który pomimo upływu tylu lat nadal bawi i zachwyca, widzę też Madagaskar czy nawet jedną z nowszych produkcji studia — Kot w butach: Ostatnie życzenie, będący naprawdę świetną opowieścią. Po czym dostaję do obejrzenia Miss Kraken i zastanawiam się, co poszło nie tak…

Miss Kraken
Miss Kraken

Sprawdź także: Rozczarowani — opinia o serialu + kilka słów o 5. sezonie

Jakby co to jesteśmy z Kanady

Główną bohaterką animacji jest Ruby Gillman, która stara się wieść normalne życie nastolatki w nadmorskim miasteczku. Nie jest to do końca łatwe, ponieważ Ruby wywodzi się z rodziny krakenów udających, że są jak wszyscy inni, tłumacząc swój odmienny wygląd pochodzeniem z Kanady. Pewnego dnia, gdy zbiera się na odwagę, by zaprosić swojego kolegę na galę, przypadkowo wpada do wody, co powoduje u niej przemianę w giga krakena – przypadłość kobiet w jej rodzinie. Sytuacja ta jeszcze bardziej komplikuje życie dziewczyny. Bowiem dowiaduje się, że jej przeznaczeniem jest odziedziczenie tronu w królestwie krakenów i ochrona go przed syrenami.

Śledząc perypetie młodej Gillman miałam wrażenie, że gdzieś to już widziałam. Twórcy mocno inspirowali się tytułami spod swojego szyldu jak i Pixara. Jest to właściwie kalka To nie wypanda i po części Luca. Fabuła traktuje głównie o społecznym niedopasowaniu, młodzieńczym buncie, zmianach zachodzących w młodej jednostce. Tak samo jak Mei Mei – Ruby zmienia się w wielkiego potwora, który to jest domeną kobiet w rodzinie, musi ukrywać swój sekret, pojawia się konflikt pokoleniowy między córką, matką i babcią, wzajemne docieranie się i rozdrapywanie starych ran. Dodatkowo na ekran wkracza postać mocno nawiązująca do Arielki – czerwonowłosa syrena, która została ukazana jako niezbyt mądra i żądna atencji nastolatka. W przedstawionym motywie brakuje unikalności i nie porywa sobą ani na moment. Historia jest sztampowa i przewidywalna. Mam wrażenie, że bajka została stworzona „na sztukę”, aby wydać, a nie by zrobić coś, co naprawdę podbije serca młodych widzów.

Mam problem też z niedopowiedzeniami i nierozwiniętymi wątkami fabularnymi. To jest główny problem produkcji, przez co traci ona właściwie na oryginalności. Ruby wrzucona w wir informacji o swoim pochodzeniu nie dowiaduje się, dlaczego matka tak naprawdę postanowiła uciec z królestwa krakenów i dlaczego życie na lądzie miałoby być bezpieczniejsze jako potwór wśród ludzi, zwłaszcza gdy w mieście żyje człowiek, który poluje na te legendarne stworzenia. W całej historii o wojnie między syrenami a krakenami nie dowiadujemy się, co stało z królestwem tych pierwszych i jak wyglądał. Dlaczego Narissa sama reprezentowała stronę konfliktu?

Wizualnie też nie porywa

Miss Kraken
Miss Kraken

Sprawdź także: Strażnicy Galaktyki vol. 3 – recenzja filmu na Blu-ray i DVD. So F**king special! 

Kolorowa animacja jest przystępna dla dzieci, ale przy tym mocno przeciętna. Miasto, w którym rozgrywa się akcja, jest ładne i dobrze nawiązuje do nadmorskiego klimatu, jednakże ludzie go zamieszkujący to chodzące szkarady i wcale swoją karykaturalnością nie odbiegają od rodziny krakenów. Modele postaci ludzkich są co najmniej dziwne i miałam wrażenie, że w nich też tkwią jakieś magiczne stworzenia. Dobrym przykładem jest rosły kolega Ruby, którego nieproporcjonalnie mała główka przy ogromnych rękach przyprawia o niepokój. Takich dziwolągów można znaleźć naprawdę sporo, przyglądając się mieszkańcom miasta. Na plus natomiast jest projekt morskich istot i całej oceanicznej głębi. Kolorystyka, detale, światła i pomysł na otoczenie przykuwają oko.

Ścieżka dźwiękowa jest przyjemna, mimowolnie pomachałam nogą w trakcie bajki, ale nie zapada specjalnie w pamięć.

Tak średnio bym powiedział

Każda wytwórnia ma swoje wzloty i upadki, o ile DreamWorks ma naprawdę wiele do zaoferowania, tak Miss Kraken jest mocno przeciętną produkcją. Gagi są mało śmieszne, fabuła nierozwinięta i przewidywalna. Mnie osobiście bajka nie podeszła, widzę w niej braki, ale może akurat komuś się spodoba. Morał jest dobry i zapewne trafi do publiki, ale nie jest to nic, czego byśmy już nie znali z innych animacji. Osobiście wrzucam ją do listy „obejrzeć i zapomnieć”.

Sprawdź także: Biały Lotos –  recenzja 1 i 2 sezonu serialu –  Słodko-gorzka społeczna satyra

Zalety

– przyjemna ścieżka dźwiękowa
– mądry morał dla dorastającej publiki
– animacje pod wodą robią wrażenie

Wady

– sztampowa i przewidywalna fabuła
– nierozwinięte wątki poboczne
– nieśmieszne żarty