REKLAMA

Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany Chaos – Recenzja Filmu. Jeszcze bardziej zmutowana historia?

Jakub Trojanowski

Opublikowano: 26 stycznia 2024

Spis treści

Gdybym miał podać jeden serial, który na stałe zapadł mi w pamięci i w dzieciństwie mogłem oglądać go na okrągło, to wymieniłbym produkcję, której pierwsze odcinki ukazały się w 2003 roku. Jej głównym motorem napędowym był Llyod Goldfine, który stojąc pomiędzy twórcą komiksowego uniwersum  o żółwiach, a całą ekipą twórczą pomógł stworzyć animację, która była ważnym punktem w młodości wielu fanów popkultury. Z tego powodu staram się na bieżąco śledzić nowe informacje o przygodach czwórki zmutowanych żółwi. Tym razem jednak premiera kinowa przemknęła praktycznie niezauważenie. Czy było to związane z ogólnym poziomem filmu? O tym postaram się opowiedzieć poniżej.

Dobrze znana ekipa

REKLAMA

Większość fabuły krąży wokół czwórki zmutowanych braci oraz ich równie odmienionego ojca. Ze względu na oryginalną obsadę głosową zdecydowałem się na seans w języku angielskim, stąd też w dalszej części będę się odnosił do tychże aktorów.

Wojowniczej ekipie przewodzi Leonardo, mówiący głosem Nicolasa Cantu (The Walking Dead: Nowy Świat), z którym bardzo często spiera się Raphael, za którego odpowiada Brady Noon (Rodzinne zamiany). Mózgiem rodzeństwa jest natomiast Donatello, kreowany przez Micaha Abbey’ego (Między Nami, Kuzynami), którego przeciwwagą jest komiczny Michaelangelo, o którego postać dba Shamon Brown Jr. (The Chi). Ich opiekunem jest natomiast antropomorficzny szczur Splinter, którego aktor głosowy powinien przypaść do gustu szczególnie starszym widzom, jest nim bowiem sam Jackie Chan (Godziny Szczytu), gwiazdor kina akcji.

Nie jest to jedyna gwiazda, którą usłyszymy w tej produkcji. Główny czarny charakter Super Mucha mówi głosem Ice Cube’a, a Giancarlo Esposito podkłada głos znanemu z innych odsłon Baxterowi Stockmanowi. W obsadzie znalazło się miejsce również dla Setha Rogena, Johna Ceny, Paula Rudda, a nawet dla MrBeasta.

Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany Chaos – Recenzja Filmu. Jeszcze bardziej zmutowana historia?

Nie do końca kolejna powtórka

W pierwszych minutach filmu może się wydawać, że Zmutowany Chaos to po prostu kolejna wariacja na temat genezy żółwich nastolatków. Jesteśmy bowiem świadkami, jak pojemnik z fosforyzującym mutagenem trafia do miejskich kanałów, w których rozbija się, pokrywając czwórkę uroczych gadów. Na zaistniałą sytuację natyka się szczur, który próbując oczyścić je ze świecącego szlamu, również ulega jego działaniu. Decyduje się on wychować młodych mutantów, a po pierwszej wspólnej wizycie na powierzchni, która bliska jest tragicznego końca, zaczyna szkolić ich w sztukach walki.

Kilkanaście lat później cała piątka nadal skrywa się w kanałach, okazyjnie wychodząc na powierzchnię w celu uzupełnienia zapasów. Nastoletni wojownicy z czasem jednak zaczynają się coraz częściej wymykać, choćby po to aby zwiedzić kawałek Wielkiego Jabłka (Nowego Jorku) czy obejrzeć film w kinie na świeżym powietrzu. Gdy podczas jednej z eskapad napotykają na młodą licealistkę z dziennikarskim zacięciem – April O’Neal nie przewidują, że ta niepozorna dziewczyna wciągnie ich do pomocy w rozwiązaniu spisku zmutowanej muchy. Nie wiedzą też, że ta sytuacja może mieć bardziej pozytywne skutki, niż się spodziewają.

Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany Chaos – Recenzja Filmu. Jeszcze bardziej zmutowana historia?

Gdzieś to już widziałem

Podczas seansu Zmutowanego Chaosu bardzo mocno rzucił mi się w oczy styl graficzny. Pierwszy z nich swoją brudną stylistyką pełną kresek i pastelowych łagodnych barw przypomina nieco ostatnie animacje z Milesem Moralesem w roli głównej. Często podczas tej samej sceny zdaje się on nieco łagodnieć i nabierać głębi, przechodząc w drugi. Każdy z nich podkreśla inny aspekt opowieści sprawiając, że całe 95 minut spędzamy przy naprawdę dobrym dziele.

W głośnikach wybrzmiewa natomiast dobrze dobrana muzyka. Podczas licznych scen walki nadąża ona za akcją na ekranie, by w momentach przeznaczonych na złapanie oddechu znacznie zwolnić i zmienić swój ton na nieco spokojniejszy i refleksyjny. Pokazuje to, jak dobrze radzą sobie wielokrotnie już nagradzani Trent Reznor oraz Atticus Ross. Dużo scen zostało wzbogaconych o utwory, których szczyt popularności przypadał raczej w poprzednim wieku. Młodsi widzowie prawdopodobnie znają je z memów czy przeróbek, za to sercach ich rodziców Push It to the limit czy What’s up prawdopodobnie uderzą w struny sentymentu.

Uczta dla fanów popkultury

Oprócz wspomnianych już utworów, w Zmutowanym Chaosie można znaleźć wiele innych smaczków z popkultury, zarówno tych odnoszących się do uniwersum, jak i do innych dzieł. Nastoletni bohaterowie wykazują się ogromną znajomością popularnych tytułów. Zachowanie Leonarda w pewnym momencie jest porównane do Mrocznego Rycerza z Gotham, a w innej scenie ze względu na podobny kolor skóry rozmawiają o akceptowaniu Hulka przez społeczeństwo. Oczywiście nie zabrakło również ich odwiecznego wroga – Shreddera, jednakże widzimy go tylko w bardzo krótkiej scenie między napisami. Uśmiech na twarzy zdecydowanie przywołuje sylwetka Splintera z retrospekcji, któż bowiem widział człekopodobnego szczura z bujną czupryną godną ojca z lat 80.

Wojownicze Żółwie Ninja: Zmutowany Chaos – Recenzja Filmu. Jeszcze bardziej zmutowana historia?

W produkcji o Wojowniczych Żółwiach Ninja nie mogło zabraknąć również pewnego okrzyku. Podczas finałowej walki wyczekiwaną przez fanów „Cowabungę” usłyszymy z ust Michelangelo. To samo starcie dostarcza jeszcze jedno starannie dopracowane nawiązanie. W tejże potyczce mutanci oraz mieszkańcy Nowego Jorku współpracują razem, by pokonać potwora rozmiarów Kaiju. Nie stosują jednak metod z Pacific Rim, a za radą Donatello korzystają z nauk mieszkańców wysepki Paradis, o których za sprawą anime Attack on Titan było w ostatnich latach głośno.

Czy czekam na sequel? Nie jestem pewien

Przyznaję, że podczas seansu podświadomie porównywałem Zmutowany Chaos do serialu animowanego z 2003 roku. Właśnie ta druga produkcja jak na razie zajmuje pierwsze miejsce w moim prywatnym rankingu adaptacji przygód żółwiego rodzeństwa, jednakże tegoroczna produkcja prezentuje się znacznie powyżej poziomu filmów aktorskich z ostatnich lat. Jej niepodważalną zaletą jest zdecydowanie ukazanie problemów i trudności, z którymi muszą się zmagać młodzi ludzie oraz mutanty. Myślę, że warto czekać na ewentualną kontynuację, gdyż twórcy prawdopodobnie szykują dla nas nieco oryginalniejsze podejście do wielokrotnie przedstawianej już historii.

ZALETY +

WADY -

Za dostarczenie filmu do recenzji dziękujemy firmie GALAPAGOS

Jakub Trojanowski

Student medycyny, prywatnie wielki fan papierowego wydania Gwinta. Od dziecka pochłaniam książki i filmy o różnorodnej tematyce. W wolnych chwilach, przy pracy lub nauce zawsze w tle wybrzmiewa klasyczną i filmową. Zarówno w grach, jak i w życiu lubię nieszablonowo podchodzić do problemów. Nie mam ścisłej czołówki ulubionych uniwersów, ale podium zajmują Władca Pierścieni, Wiedźmin i Mass Effect. Co nie znaczy, że z chęcią nie podyskutuję, chociażby o Asasynach goniących po dachach Szturmowców Imperium Galaktycznego.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

„Totally Spies! – Cyber Mission” – recenzja gry. Odlotowe wykorzystanie nostalgii w niecnych celach

„Totally Spies! – Cyber Mission” – recenzja gry. Odlotowe wykorzystanie nostalgii w niecnych celach

Historia Śródziemia. Utracona Droga i inne pisma – Recenzja książki. Silmarillion już prawie gotów

Historia Śródziemia. Utracona Droga i inne pisma – Recenzja książki. Silmarillion już prawie gotów

Pan Błysk – Recenzja książki. Nie zostawiaj Żyrólika bez opieki

Pan Błysk – Recenzja książki. Nie zostawiaj Żyrólika bez opieki

Łazikanty – Recenzja książki. A co jeśli nasze zabawki żyją?

Łazikanty – Recenzja książki. A co jeśli nasze zabawki żyją?

Cyberpunk 2077: XOXO – recenzja komiksu – Brutalność w Night City w pełnej krasie

Cyberpunk 2077: XOXO – recenzja komiksu – Brutalność w Night City w pełnej krasie

S.T.A.L.K.E.R. 2: Heart of Chornobyl – recenzja gry. Bije i kocha

S.T.A.L.K.E.R. 2: Heart of Chornobyl – recenzja gry. Bije i kocha