Wolverine powraca z nową porcją przygód w drugim tomie z okresu Rządów X. Choć numeracja może sugerować kontynuację wątków z poprzedniego albumu, to nic bardziej mylnego – można go czytać jako osobną historię. Jasne, warto wiedzieć, że aktualnie mutanci żyją na Krakoi i niedawno odbyła się Hellfire Gala. Jednak takie minimum wystarczy, żeby odnaleźć się w wydarzeniach, bo scenarzysta (Benjamin Percy) podrzuca najważniejsze informacje do zrozumienia lektury.
Detektyw Logan na tropie…
Na pierwszy ogień idzie detektywistyczna przygoda Logana, w której bohater bada sprawę zaginionego jachtu mutantów – Maraudera. Miał on przewozić drogocenny ładunek. Wrak statku zostaje odnaleziony u wybrzeża Madripooru, ale towar znika. Rosomak odkrywa, że w sprawę mogą być zaangażowani wyjęci spod prawa mutanci z Arakko – Solem i Sevyr Blackmore.
Historia zapowiadała się ciekawie, ale zanim na dobre się rozkręciła, to cała tajemnica została rozwiązana. Nawet sceny akcji kończą się, zanim pazury Wolverine’a na dobre się wysuną. Niestety, nie jest to część ciekawa fabularnie, a same starcia nie robią zbytniego wrażenia.

Podsłuchy i karaoke
Druga część to bardziej kameralna intryga z udziałem agenta CIA Jeffa Bannistera, którego czytelnicy mogą znać z poprzednich zeszytów. Podsłuchy na Krakoi i wyciekające nagrania rozmów prowadzą do zagrożenia dla Bannistera i jego chorej córki. I muszę przyznać, że ten wątek mnie lekko poruszył.
Na plus zasługuje karaoke w wykonaniu mutantów! Widać, że życie na Krakoi to raj, mutanci dobrze się bawią i mogą żyć w spokoju na swojej wyspie. Gdy tylko w kadrze pojawia się Maverick, to kradnie całe show.

Stary mutant i morze
Na sam koniec dostajemy coś w stylu dodatkowej misji. Logan sam na morzu walczy z potworem, który poluje na mutantów. Zeszyt jest krótki i praktycznie nie ma w nim dialogów. W sumie nie do końca rozumiem, po co ta historia się tutaj znalazła. Wygląda jak totalny zapychacz… A szkoda, bo tak dobrze narysowany zeszyt przez Javiego Fernandeza, aż się prosi o lepszy scenariusz – jakiś głębszy symbolizm lub mocniejszy wydźwięk emocjonalny.
Muszę przyznać, że ta historia wyróżnia się wizualnie na tle całego tomu. Reszta ekipy odpowiedzialna za warstwę graficzną – Adam Kubert, Len Medina i Paco Diaz wykonali swoją pracę prawidłowo. Mają dość podobny styl, przez co komiks jest spójny wizualnie.

A miało być tak pięknie…
Mam podobne odczucia, co do komiksu z Wolverinem, jak przy okazji pierwszego tomu z cyklu Rządy X – może fani Rosomaka znajdą tutaj coś dla siebie. Dla mnie to jednak kolejna przeciętna opowieść, która nie zostawia po sobie większych emocji.
Sprawdź też poprzednie tomy:
– Rządy X. X-Men. Tom 1 – recenzja komiksu – Nowy początek
– Rządy X. Wolverine. Tom 1 – recenzja komiksu – Wolverine powraca, tylko po co?
– Rządy X. Hellfire Gala – recenzja komiksu – Międzynarodowy bankiet na Krakoi.
– Rządy X. Marauders – recenzja komiksu – Przygotowania do Hellfire Gali!
– Rządy X. X-Men Tom 2 – recenzja komiksu – Nowy skład, nowe wyzwania