Duchy w Wenecji – recenzja filmu. Ludzie nieinteresujący zwykle nie są mordowani.

UDOSTĘPNIJ

Kryminały wydają się ulubionym w ostatnim czasie gatunkiem polskich odbiorców. Podcasty kryminalne czy listy bestsellerów w księgarniach, wskazują, że w każdym z nas czai się wewnętrzny detektyw. Czy istnieje lepszy sposób na zadowolenie wewnętrznego śledczego niż wzięcie udziału w kolejnym, jakże błyskotliwym dochodzeniu poprowadzonym przez samego Kennetha Branagh? Proszę Państwa, mamy nieboszczyka.

Historia napisana na nowo

Proszę zachować spokój! Na sali znajduje się jeden z najwybitniejszych demaskatorów, jakim jest Herkules Poirot (Kenneth Branagh). Pewnie część z Was śledziła jego poczynania w prozie Agathy Christie bądź widziała poprzednie ekranizacje, czyli Morderstwo w Orient Expressie i Śmierć na Nilu. Trzecia filmowa część przygód błyskotliwego detektywa oparta jest na powieści Christie Wigilia Wszystkich Świętych, jednak jeżeli jesteście zaznajomieni z oryginałem, to warto nadmienić, że reżyser wraz ze scenarzystą Michaelem Greenem wprowadzili znaczące zmiany, które robią wrażenie. Nie tylko fabuła może zaskoczyć. Branagh całkowicie odciął się od stylu i hollywoodzkich sztampowych poprzedników.

Sprawdź też: The Last of Us – recenzja serialu na blu-ray. Grzybowa apokalipsa na małym ekranie

La dolce vita

Herkules Poirot zrobił sobie przerwę od pracy i zaszył się w słonecznej Italii. Zagadki i tajemnice zaczęły go nużyć. Będąc jednak żywą legendą, ciężko odciąć się od kroczącej kilka kroków przed nim sławy. Każde wyjście z apartamentu jest równoznaczne z byciem zaczepianym, wręcz śledzonym przez zrozpaczonych niedoszłych klientów. Od naprzykrzających się petentów, detektywa chroni prywatny ochroniarz Vitale Portfoglio (Riccardo Scamario), tworząc mur nie do przeforsowania. Pewnego dnia bohater postanawia zrobić wyjątek dla wiadomości od dawnej znajomej, pisarki – Ariadne Oliver (Tina Fey). Ironiczna towarzyszka jest autorką poczytnej serii kryminalnych przygód skandynawskiego inwigilatora wzorowanego na Herkulesie. Przerażona stagnacją, w jakiej żyje dawny towarzysz, proponuje mu wyjście na bal halloweenowy organizowany dla sierot przez lokalną filantropkę Rowenę Drake (Kelly Reilly). Nasz bohater traktuje wizytę jako zło konieczne, ze znudzeniem patrząc na współtowarzyszy – pogrążoną po utracie córki Alicii  Drake (Rowan Robinson) gospodynię, jej wierną służącą Olgę Seminoff (Camille Cottin), byłego narzeczonego córki Maxima Gerarda (Kyle Allen), cierpiącego na powojenne PTSD Dr Leslie Feriera (Jamie Dornan), jego nad wyraz dojrzałego syna Leopolda Feriera (przegenialny Jude Hill), sławną Medium (Michelle Yeoh), oraz jej pomocników, rodzeństwa, Nicholasa Holland (Ali Khan) i Desdemony Holland (Emma Laird). Przyjęcie wydaje się kolejnym, nudnym spotkaniem socjety, dopóki obecna wizjonerka nie rozpoczyna seansu spirytystycznego celem dotarcia do duszy córki pani Drake, która niedawno popełniła samobójstwo. Po przerażającym spektaklu wkrótce zostają znalezione zwłoki. Nie będzie to jednak kolejne sztampowe śledztwo.

Sprawdź też: Wiek Adaline — recenzja filmu. Nie licząc godzin i lat

W hołdzie klasycznym horrorom

Przyznam Wam, że poprzednie dwa filmy Branagh po czasie zaczęły mnie nużyć. Obejrzałam je, bo lubię gatunek whodunit i nie mogłam odpuścić tak świetnej obsady. Za każdym razem jednak czegoś brakowało i dostawałam średniaki z fabryki snów. W przypadku Duchów w Wenecji jest inaczej. Od początku przekroczenia progu willi czuć duszną atmosferę i panujący między zgromadzonymi niepokój. Wizualnie obraz nawiązuje do klasyki horrorów i bardzo czerpie z tego gatunku. Ciemne zdjęcia, boczne kadry przypadkowych przedmiotów, praca kamery, widać tutaj nawiązania do Egzorcysty czy Psychozy Hitchcocka.

Przyznam, że sama kilka razy podskoczyłam w fotelu z powodu przewijających się jump scare’ów, jednak największe wrażenie wywarła na mnie gra dźwiękiem. W filmie dużo jest ciszy, gdy jest przełamywana, to utwory oraz dźwięki idealnie wpasowują się w opowiadaną historię. Pojedyncze nuty, dobiegający z oddali śmiech dzieci, nic nie wydaje się być tym, czym jest. Z jednej strony mamy horror i zjawiska nadprzyrodzone, duchy z zaświatów komunikują się z gośćmi w efektowny sposób, z drugiej mamy racjonalną postać detektywa, który sceptycznie analizuje i tłumaczy każde zjawisko. W pewnym momencie sam widz może poczuć się skołowany i z jeszcze większym zniecierpliwieniem oczekiwać finału. Widać, że tytuł jest dopracowany i bardzo spójny w swojej estetyce oraz narracji. Mamy do czynienia z naprawdę dobry rzemiosłem i jeżeli chodzi o sztukę, to broni się sam.

Wyśmienity spektakl

Podobnie jest z grą aktorską. Całemu widowisku bliżej do teatralnego spektaklu aniżeli kinowego blockbustera. Każda postać jest świetnie odegrana i napisana, bohaterzy mają charakter, dręczą ich przeżycia z przeszłości, którymi dzielą się kawałek po kawałku wraz z rozwojem wydarzeń. Każdy jest podejrzany i ma motyw, który legitymizowałby go jako mordercę. Osoba od castingu zrobiła kawał dobrej roboty, miło było zobaczyć dawno niewidzianego włoskiego aktora Scamario, czy genialną Michelle Yeoh w roli ekscentrycznej Medium, Jamie Dornan udowodnił, że jest dobry aktorem, a 50 Twarzy Greya to był tylko wypadek przy pracy. Z przyjemnością oglądało mi się Tinę Fey w roli wygadanej pisarki, a moje serce skradł Jude Hill perfekcyjnie odgrywający dziecko będące rodzicem dla własnego rodzica.

Jeżeli wybieracie się do kina i szukacie jakościowego filmu, to Duchy w Wenecji są idealnym wyborem. Angażująca historia sprawi, że dwie godziny seansu miną błyskawicznie.

Sprawdź też: Super Mario Bros – recenzja filmu DVD. Poszukując swej odwagi…

Zalety

Interesujące postacie,
doskonała gra,
bardzo dobry warsztat,
atmosfera horroru,
włoskie pejzaże i klimat Wenecji.

Wady

Sztampowo i przewidywalnie przedstawione wypalenie zawodowe Herkulesa Poirot,
z łatwością zgadłam kto zabił.