Czas krwawego księżyca ​​– recenzja książki – Okrutny spisek przeciwko Osagom

UDOSTĘPNIJ

Czas krwawego księżyca okładka

Dzieje Stanów Zjednoczonych pełne są okrucieństwa. I choć wielu chciałoby te mroczne karty historii ukryć przed światem, wciąż istnieją osoby, które nie pozwalają zapomnieć. Jedną z nich jest David Grann, który zbadał i opisał wydarzenia określane mianem terroru w hrabstwie Osage, a zaraz dołączy do niego też Martin Scorsese, który postanowił jego książkę przenieść na wielki ekran. Zapraszam na opowieść o rasizmie, chciwości i zbrodni.

Historia plemienia Osagów z pozoru może wydawać się nietypowa. Oto grupa rdzennych Amerykanów trafiła na żyłę złota – w zamieszkiwanym przez nich rezerwacie odkryto złoża ropy naftowej. Dzierżawa roponośnych gruntów przyniosła im bogactwo tak ogromne, że w latach 20. ubiegłego wieku stali się oni najbogatszymi ludźmi świata per capita i mogli pozwolić sobie na tak dostatnie życie, o którym inne autochtoniczne plemiona mogły jedynie pomarzyć. Dlaczego jednak były to tylko pozory? Dlatego, że dla białych osadników bogaty Indianin to wciąż tylko Indianin.

“Nie pracuję. Ożeniłem się z Indianką”

Na początku była chciwość. Niedługo po tym, jak z ziemi Osagów wytrysnęło czarne złoto, na horyzoncie pojawili się ci, którzy z chęcią położyliby na nim swoje łapy. Nie byli to jednak wyłącznie bogaci naftowi potentaci, którzy gotowi byli wiele zapłacić, by rozbudować swoje biznesy, ale też prości biali osadnicy, zachęceni krzykliwymi nagłówkami gazet, porzucający swoje dawne miejsca zamieszkania, by osiedlić się wśród Osagów.

I choć mógłby być to początek pięknej historii o integracji, o współpracy białych Amerykanów i rdzennych mieszkańców, rasizm szybko dał o sobie znać. David Grann przedstawił w swoim reportażu szereg szokujących dowodów wskazujących na to, że Osagowie w tej relacji nigdy nie byli traktowani jak równi swoim sąsiadom, a sama ich etniczność wystarczyła, by stworzyć szereg praw pozwalających białym na wykorzystywanie ich majątku do własnych celów.

Marzenia o pokojowym współistnieniu już zupełnie legły w gruzach, gdy zaginęła Anna Brown, a potem w tajemniczych okolicznościach zaczęli ginąć kolejni Osagowie. Blady strach padł na całą społeczność plemienia i zaburzył spokój w mieszanych rodzinach. Przybysze stali się podejrzanymi, rdzenni małżonkowie białych potencjalnymi zdrajcami. Nastały czasy terroru.

“Czy (…) biały człowiek zabijający Indianina z rodu Osagów popełnia morderstwo, czy tylko znęca się nad zwierzęciem?”

David Grann w swojej książce największą uwagę poświęca śledztwu, które doprowadziło nie tylko do poznania tożsamości i skazania sprawców śmierci Anny Brown oraz później także pozostałych członków rodziny Mollie Burkhart, czyli tej, która w tej sprawie straciła najwięcej, ale też do odkrycia szerzej zakrojonego spisku wymierzonego w plemię.

Autor przekopał się przez całe mnóstwo dokumentów sądowych, raportów sporządzanych przez śledczych i materiałów prasowych, ale jednocześnie nie zasypał czytelników lawiną informacji. Widać, że starał się z dostępnych danych wyłuskać to, co najważniejsze, aby nie przytłoczyć odbiorców i nie odwracać ich uwagi od tego, co najważniejsze.

Jest to też historia opowiedziana taktownie. Po lekturze zupełnie nie dziwi mnie fakt, że Martin Scorsese postanowił przenieść tę historię na wielki ekran. Skala dramatu i intrygi jest bowiem na tyle szokująca, że aż prosi się by o niej opowiedzieć. Fabularyzowane filmowe rekonstrukcje takich zdarzeń rządzą się jednak swoimi prawami i spodziewam się, że filmowy Czas krwawego księżyca będzie rasowym kryminałem z elementami sensacyjnymi. Od reportażu oczekuję jednak zupełnie innego tonu, dlatego za każdym razem, gdy sięgam po dzieło true crime, bo Czas krwawego księżyca jak najbardziej można do tej kategorii przypisać, obawiam się, że autor przesadzi. Na całe szczęście w tej kwestii nie mam jednak do Davida Granna żadnych zarzutów. Jego narracja jest stonowana i oparta przede wszystkim na podawanych na chłodno faktach, bez epatowania drastycznymi szczegółami zbrodni.

Książka wśród liści

 

Sprawdź też: Legendy Gier Wideo – recenzja książki – Jak to z grami bywało?

Głosy tych, których już nie ma

Jeszcze w trakcie czytania sporządzałam sobie drobne notatki na temat moich przemyśleń. W jednej z nich zapisałam, iż cieszy mnie fakt, że Czas krwawego księżyca to jeden z tych reportaży, w których brak jest samego głosu autora. Ostatecznie, kiedy dotarłam do ostatniej części książki, moje zapiski się zdezaktualizowały. Nie wpłynęło to jednak negatywnie na mój finalny odbiór całości. Istnieje bowiem stosowne uzasadnienie pojawienia się Granna w tej opowieści, bo, jak się okazuje, wertowanie akt sprawy pozwoliło mu nie tylko historię tego śledztwa opowiedzieć, ale też dołożyć swoją własną cegiełkę w sprawie.

Dało to też autorowi sposobność do przytoczenia kilku rozmów z współczesnymi Osagami, których rodziny ucierpiały w czasach terroru. Bardzo mnie to ucieszyło, bo choć już sam podtytuł książki sugeruje, że najistotniejszymi jej elementami będą śledztwo w sprawie zabójstw oraz to, jak przyczyniło się ono do powstania FBI w takiej formie, w jakiej funkcjonuje ono do dziś, a zatem nie dziwiło mnie, jak wiele przestrzeni poświęcono postaci kierującego śledztwem Toma White’a, nie ukrywam też, że czułam, że czegoś mi w tej opowieści brakowało – szerszego spojrzenia na reakcje pokrzywdzonych oraz samych ich historii.

Na samym wstępie Grann przybliża garść faktów z życia Mollie Burkhart i jej przodków, i te strzępki opowieści sprawiły, że miałam ochotę na więcej, chciałam poznać Osagów bliżej. Historia rodziny Mollie (a właściwie całego jej pokolenia) jest bowiem istotna nie tylko ze względu na sam jej udział w sprawie zabójstw, ale obrazuje on przemiany stylu życia do których zmuszeni zostali Osagowie. Rodzice Mollie byli ostatnim pokoleniem, które miało okazję żyć na dawnych ziemiach plemienia, w Kansas i w swojej codzienności kierować się zasadami oraz zwyczajami tradycyjnymi dla ich społeczności. Mollie była natomiast podróżniczką we mgle, pierwszą z rodziny, która trafiła do szkoły misyjnej prowadzonej przez białych i stanowiła dla rodziny most, który miał przeprowadzić ich do nowego, białego świata. Perspektywa tych osób wydaje się być zatem szalenie ciekawa, a w samej książce możemy poznać ją jedynie na podstawie nielicznych fragmentów oficjalnych dokumentów i wypowiedzi prasowych. Domyślam się jednak, że ówczesne media nie przykładały większej wagi do uczuć samych Osagów, a zatem autor mógł po prostu nie posiadać dostępu do źródeł na ich temat. Jego rozmowy z potomkami pokrzywdzonych były zatem naprawdę ciekawym dodatkiem do całości i chociaż częściowo zaspokoiły moją ciekawość.

Arcydzieło literatury faktu?

Takim mianem na tylnej okładce określa tę książkę wydawca i w moim odczuciu nie jest to tytuł przyznany jej na wyrost. Zdecydowanie jest to jeden z najlepiej napisanych reportaży, jakie miałam okazję czytać. Jego przejrzysta konstrukcja, prosty styl, skrupulatnie wykonany research oraz pełne skupienie autora na faktografii sprawiają, że jest to historia jednocześnie szokująca i pełna napięcia, ale też nieepatująca makabrą i podchodząca do ofiar z pełnym szacunkiem.

I nawet jeśli już doskonale wiem, jak skończy się filmowa adaptacja Czasu krwawego księżyca, po lekturze książki Davida Granna czekam na seans jeszcze bardziej. Jest to bowiem jedna z tych historii, które zdecydowanie zasługują na opowiedzenie i utrwalenie wiedzy o nich w zbiorowej pamięci. Mam nadzieję, że Scorsese również odda Osagom sprawiedliwość, aby świadomość, że prawdę o ich cierpieniu i sile ujrzy cały świat, przyniosła im choć nieco ukojenia i nie rozdrapie starych ran, ale pomoże je zasklepić.

Sprawdź też: Terry Pratchett. Życie z przypisami – recenzja książki. Opowieść o wspaniałym pisarzu