Piraci z Krakoi wracają do akcji, przygotowując się na Hellfire Galę i mierząc się z jej konsekwencjami.
Ciąg dalszy niezrozumiałych decyzji wydawniczych
Nie jestem fanem, jak skonstruowany jest album Rządy X. Marauders. W połowie tomu dostajemy informację, że należy przerwać lekturę i sięgnąć po Rządy X. Hellfire Gala, gdzie kontynuowane są wątki. Dopiero po tym wracamy do opowieści o piratach z Krakoi. Może być to problematyczne dla zbyt nadgorliwych osób, które będą chciały zerknąć stronę dalej, na której… dostajemy ogromny spoiler dotyczący finału Hellfire Gali.
Trudno mi zrozumieć, dlaczego Egmont nie podzielił Marauders na dwa osobne tomy. To rozwiązanie byłoby bardziej czytelne, a przy okazji nie wymuszałoby natychmiastowego zakupu innego albumu. Tym bardziej, że Egmont w przeszłości wydawał już cieńsze zeszyty. Domyślam się, że była to decyzja narzucona przez kogoś z góry, jednak wciąż pozostaje ona frustrująca dla polskiego czytelnika.
Co wydarzyło się na Hellfire Gali, zostaje na Hellfire Gali
Podobała mi się bardzo pierwsza część komiksu, która dzieje się przed Hellfire Galą. Same przygotowania do bankietu dzieją się jednak głównie w tle, a drużyna w międzyczasie muszą zmierzyć się z innymi przeciwnościami losu. Niesamowicie dobrze śledzi mi się relację budującą się między Kate i Emmą. Cieszę się, że dziewczyny w końcu dokonały zemsty na Sebastianie Shaw. Jednak to są Marauders i tutaj nikomu do końca nie można ufać. Ciekawie jest rozpisane to, że każdy spiskuje na swoją korzyść.
Najbardziej urzekł mnie zeszyt z kolacją w kajucie, podczas której każdy ze zgromadzonych opowiada swoją historię, w której brała udział Storm. Uwielbiam takie zwolnienie akcji, pogaduchy i takie zwyczajne obyczajowe fragmenty. Nie brakuje jednak akcji, która jest dobrze wyważona i nie odczuwałem przesytu czy przytłoczenia konfrontacji z przeciwnikami mutantów czy Krakoi.
Natomiast druga część albumu podobała mi się mniej. Zabrakło w niej tej kameralności. Super, że badamy sprawę, która wydarzyła się w finale Hellfire Gali, ale ginie ona dla mnie w natłoku postaci i wątków. Czułem jakby Gerrry Duggan chciał opowiedzieć wszystko, co aktualnie przychodzi mu do głowy. Czytałem to bardziej na zasadzie ,,bo muszę” niż ,,bo chcę”.
Dobijamy do brzegu
Najgorsze jest chyba to, że przez słabsza drugą część zapamiętam Rządy X. Marauders jako komiks w porządku, ale bez szału. Sprawił mi frajdę, bo czytałem o bohaterkach, które bardzo lubię – Storm, Emma Frost czy Kate Pryde.
Chciałbym jednak, żeby Egmont wydawał więcej, niż trzy serie na krzyż o mutantach na Krakoi, gdyż ta era X-Men jest niesamowita i aż szkoda, że polski rynek omija wiele ciekawych komiksów. Jak ktoś ma możliwość, to gorąco polecam, np.: Way of X czy New Mutants.
Sprawdź też poprzednie tomy:
– Rządy X. X-Men. Tom 1 – recenzja komiksu – Nowy początek
– Rządy X. Wolverine. Tom 1 – recenzja komiksu – Wolverine powraca, tylko po co?
– Rządy X. Hellfire Gala – recenzja komiksu – Międzynarodowy bankiet na Krakoi.