Piła to naprawdę niesamowita seria filmowa, która odbiła ogromne piętno na popkulturze. Kto nie zna przerażającej pacynki na rowerze, charakterystycznego muzycznego motywu przewodniego, czy sceny, w której jeden z bohaterów musi piłą odciąć sobie stopę? Nawet jeżeli nie widzieliście żadnego filmu z serii Piła, to na bank spotkaliście się z odniesieniami do niej w innych mediach. Jak wypada powrót do korzeni po nieudanych ostatnich odsłonach cyklu?
Retrospektywa
Piła nie ma lekko – po świetnej pierwszej części wyreżyserowanej przez Jamesa Wana w 2004 roku, dostawaliśmy co roku aż do 2010 roku kolejne odsłony serii. Tak, wydaje się to dużo i rzeczywiście tak było. To była masowa produkcja, nikt za bardzo już nie przejmował się logiką, chodziło głównie o to, jaką nową i bardziej absurdalną pułapkę zaprezentują nam twórcy. To już nie były tak trzymające w napięciu produkcje jak pierwowzór – im dalej w las, tym więcej lało się krwi, a mniej było samej fabuły. Zrobił się z tego prosty torture porn.
Ja nie mam pojęcia, co mnie ciągnie do oglądania Piły, bo to nie są dobre filmy od dawna, a Dziedzictwo i Spirala to już szorowanie po dnie. To pierwsze jeszcze miało potencjał, żeby stworzyć coś innego – naśladowców Jigsawa. Wydaje się to naturalne, że w świecie, w którym istnieje John Kramer, będą ludzie zafascynowani jego pułapkami i będą chcieli być, tacy jak on. Niestety ten wątek został tylko liźnięty. Pojawia się postać, która jest kolekcjonerką pułapek, ale ona też nie jest jakąś interesującą bohaterką. Potencjał więc był, ale został zaprzepaszczony przez kiepski scenariusz.
Tak więc na Piłę X (wciąż nie wiem, czy to ma być dziesiątka, czy po prostu X, bo nie jest to do końca dziesiąta część, a fabularnie dzieje się między jedynką i dwójką) udałem się bez żadnych większych oczekiwań.
Johna Kramera nie warto oszukiwać
Tak jak wspomniałem – akcja filmu rozgrywa się między wydarzeniami Piły 1 i 2, czyli jest midquelem. John Kramer choruje na raka mózgu i wyrusza do Meksyku, aby poddać się eksperymentalnemu leczeniu. Po zabiegu jednak odkrywa, że padł ofiarą oszustów, którzy wyłudzili od niego pieniądze, ale nie przeprowadzili żadnej operacji. Tego wszystkiego mogliśmy dowiedzieć się już w zwiastunie.
Trochę mi się to gryzie z charakterem Kramera. Z jednej strony rozumiem – człowiek jest zdesperowany, nieuleczalnie chory, zostały mu jakieś trzy miesiące życia, więc podjął pochopną decyzję. John był od zawsze przedstawiany jako człowiek wykształcony, inteligentny, będący co najmniej dziesięć kroków przed wszystkimi i przewidujący każde możliwe wydarzenie. Jak taka osoba mogłaby się tak łatwo dać podejść i zwyczajnie oszukać? Podczas słuchania rozmowy Johna i lekarki od razu było czuć, że jest to scam. Załóżmy jednak, że gdyby nie to, to nie byłoby filmu, więc przymkniemy na to oko. Choć przymykania oczu będzie później tyle, że na końcu będą już właściwie zamknięte.
Piła X różni się trochę od poprzedników sposobem opowiadania historii. Zazwyczaj byliśmy wrzucani w sam środek akcji, gdy wszyscy są już umieszczeni w śmiercionośnych pułapkach i na późniejszym etapie twórcy serwowali retrospekcje i odkrywali kolejne karty, prezentując nam, jak wszyscy się tam znaleźli. Tym razem jednak obserwujemy całość (w większości) linearnie. Nie jestem pewien, czy w stu procentach ta forma mi odpowiada, bo odziera całość z tajemnicy – skąd ci ludzie się tam wzięli, dlaczego akurat oni, jak są ze sobą powiązani?
Jestem w stanie zrozumieć, że twórcy chcieli tym razem skupić się bardziej na samej osobie i perspektywie Johna Kramera, zagłębić się w jego psychikę i motywację – stworzyć bardziej osobistą opowieść. Jednak w tym przypadku też nie wiem, czy do końca to wyszło i czy w ogóle ludzie tego oczekują po Pile. Podczas wychodzenia z seansu słyszałem głosy innych widzów, którzy wychodząc z sali mówili, że film w ogóle nie jest straszny, że mało się działo. I to jest prawda, bo fabuła bardzo wolno się rozwija.
Pierwsza połowa filmu to wcześniej wspomniane oszustwo na Kramerze, dopiero później otrzymujemy to, co było zawsze esencją serii. Nie dziwię się więc, że do tej pory historia była opowiadania nielinearnie, ponieważ dzięki temu akcja w jakiś sposób przeplatała się z tymi ,,nudniejszymi” fragmentami.
Mimo wszystko na początku jest jedna scena, która zrobiła na mnie spore wrażenie. Widzieliście pewnie zwiastun i plakat, na którym jest mężczyzna z przyczepionymi do oczu rurkami. Ta sekwencja świetnie pokazuje, jak John Kramer obserwuje świat, wybiera swoje ofiary, czy jak wymyśla swoje pułapki.
Sprawdź też: Puchatek: Krew i miód – recenzja filmu. Puchatek: Badziew i smród
Największy problem filmów z serii Piła, w najnowszej również zresztą obecny, jest jednak taki, że John Kramer jest nieomylny, wie wszystko, przewiduje każdy ruch i buduje te skomplikowane pułapki. Okej, mamy kilka scen, w których siedzi na ławeczce w parku i w swoim kajeciku szkicuje kolejne śmiercionośne sprzęty. Jednak projekt to jedno, a realizacja drugie.
Antagonista jest praktycznie sam, ma jakieś 60 lat i mam uwierzyć, że jest w stanie pośrodku niczego w Meksyku zaopatrzyć się niepostrzeżenie w sprzęt i w przeciągu kilku godzin/dnia-dwóch wybudować w wielkiej opuszczonej fabryce wielopoziomowe platformy, zapadnie, łańcuchy czy inne kołowrotki? Dodatkowo jeszcze musi to wszystko podłączyć i zaprogramować, żeby po skończonym odliczaniu przy każdej pułapce ona zadziałała? Zdaję sobie sprawę, że dla wielu osób to nie jest najważniejsza kwesta i liczy się tylko odcinanie kolejnych kończyn u ofiar, ale dla mnie to jest ten moment, w którym trzeba mieć prawie zamknięte oczy, żeby uwierzyć.
Plus do tego wszystkiego Kramer projektując całą grę przewiduje wszystko, co jest po prostu nieprawdopodobne, bo w finale dzieją się już tak absurdalne rzeczy, które był w stanie przewidzieć tylko scenarzysta. Serio mam uwierzyć, że babka, która oszukała ponad 30 osób na grube miliony i podczas filmu okazała się niezłą manipulantką, nie zorientowała się, że siedzi w takiej, a nie innej pułapce? I orientuje się dopiero, jak już jest za późno… Proszę was.
Stara dobra Piła?
Czy najnowsza odsłona Piły to dobry film? Nie wiem, na pewno jest lepsza niż ostatnie odsłony. Wciąż jest to jednak mocne torture porn, chociaż pułapki nie są zbytnio przekombinowane i w większości jestem w stanie uwierzyć, że takie coś mogłoby działać. Wciąż jednak ciężko patrzy się na wszechwiedzącego Kramera i ludzi ucinających sobie kończyny na żywca bez znieczulenia i pozostających świadomymi.
Osobiście skróciłbym pierwszą część filmu albo ponownie postawiłbym na przeplatanie akcji w fabryce z retrospekcjami. Jest to bardzo średni film, ale wydaje mi się, że fani serii czy gatunku gore mogą być usatysfakcjonowani.
No i ogromne serduszko za puszczenie charakterystycznego motywu przewodniego muzycznego Piły w najlepszym momencie <3
Sprawdź też: Krzyk 6 – recenzja filmu. Witamy we franczyzie!