MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Top Gun – recenzja filmu. Ci wspaniali mężczyźni w swoich lśniących maszynach.

Maj 1986 roku, w amerykańskich kinach odbywa się premiera filmu Top Guna w reżyserii Tony’ego Scotta. Wkrótce wśród amerykanów wybucha zbiorowa obsesja na punkcie historii chłopaków z elitarnej jednostki powietrznej. W rozgłośniach radiowych i miejscach publicznych rozbrzmiewały szlagiery z soundtracku, mężczyźni ubierali okulary aviatory i charakterystyczne kurtki pilotki, a panie z kolei wzdychały do głównych bohaterów. Na tym jednak nie koniec, albowiem na fali popularności odnotowano rekordową ilość chętnych do zaciągnięcia się do marynarki.

Top Gun – recenzja filmu. Ci wspaniali mężczyźni w swoich lśniących maszynach.

Obraz, który kosztował 15 milionów dolarów, łącznie zarobił ponad 357 milionów na całym świecie. Do Polski kinowy hit dotarł w grudniu tego samego roku i w podobny sposób rozpalił uwielbienie wśród widzów. Najbardziej pożądanym towarem w Pewexie były wymienione wyżej atrybuty, a najczęściej graną wolną piosenką na dyskotekach Take My Breath Away. Później w latach 90’ rodzime stacje naprzemiennie katowały odbiorców Top Gunem w każde możliwe święta czy sylwestra. I w tym wszystkim uchowałam się Ja, osoba, która nie widziała przeboju z VHS ani razu. Aż do tego weekendu.

Próba czasu

Od pierwszych minut filmu czuć charakterystyczny klimat lat 80’ – skąpany słońcem pas startowy, uwijających się jak mrówki techników, a w tle słychać Kenny’ego Logginsa energicznie śpiewającego Danger Zone. Ten wstęp zaostrza apetyt na więcej. I jest na co czekać, bo już po chwili możemy podziwiać bardzo sprawnie nakręcone akrobacje powietrzne. Gdybym widziała ten film z dwadzieścia parę lat temu, byłabym szczerze zachwycona i zdumiona. Patrząc na to, że 36 lat temu nie było takich możliwości i tak rozwiniętego CGI, to sceny akcji kręcone za pomocą F14 i udających MIGI F4, bronią się do dzisiaj, przez co nie ma wrażenia, że film się brzydko zestarzał.

Sky is the limit

Główna historia skupia się wokół porucznika Pete’a „Mavericka” Mitchella (Tom Cruise), adepta elitarnej szkoły dla asów przestworzy, w której szkoleni są najlepsi piloci marynarki na świecie. Kierowany ambicją i chęcią udowodnienia własnych umiejętności podejmuje on walkę o prestiżową nagrodę Top Guna, czyli pilota, który jest żywą bronią. Jego konkurentem staje się porucznik Tom „Iceman” Kazansky (Val Kilmer) – wyjątkowo arogancki, zdeterminowany i uwielbiany przez kobiety. Na szczęście Maverick ma oparcie w osobie najlepszego przyjaciela i wiernego towarzysza podporucznika Nicka „Goose’a” Bradshawa (Anthony Edwards). To z nim zalicza wzloty i upadki oraz uczestniczy w brawurowych popisach i ćwiczeniach. Zauważany przez przełożonych, staje się coraz większym zagrożeniem dla rywala. Wkrótce sprawy komplikuje pojawienie się nowej instruktorki Charlotte „Charlie” Blackwood (Kelly McGillis), z którą w romans wdaje się Mitchell. Stosunki pomiędzy faworytami do zdobycia trofeum robią się coraz bardziej napięte, żarty i złośliwości nabierają na sile, aż w trakcie jednego z lotów dochodzi do tragedii, która kładzie się cieniem na dalszej rywalizacji.

It’s A Man’s Man’s Man’s World

Dzieło Tony’ego Scotta to rzecz o mężczyznach i dla mężczyzn. Całość jest apoteozą męskości. Osadza swoich bohaterów w świecie surowej dyscypliny, którzy,  pomimo musztry, napędzani testosteronem, chcą przekraczać własne granice i możliwości. Ciężko pracują nad budowaniem swojej własnej legendy. Widzimy, jak ważne są dla nich wyznawane wartości, dane słowo czy honor.

Scenarzyści Jim Cash i Jack Epps Jr. wykreowali postacie, z którymi bardzo łatwo się utożsamić, bądź poczuć antypatię. Ciężko pozostać wobec nich obojętnym. Pomiędzy parą przyjaciół Maverick’iem i Goose’m jest fajna chemia, widać tutaj autentyczną relację i oddanie, więc tym bardziej boli to, co się dzieje później.

Wśród gwiazdorskiej obsady zobaczymy ikonicznego Toma Skerritta, Tima Robinsa, Michaela Ironsidea, Jamesa Tolkana czy młodziutką Meg Ryan, wypowiadającą swoje kwestie słodkim akcentem.

Nie można nie wspomnieć o ścieżce dźwiękowej, która zawiera dobrze nam znane z radiostacji szlagiery schyłku lat 80’.

Czy warto obejrzeć pierwszą część przygód porucznika Mavericka? Owszem. Jest w niej coś uroczo nieodwracalnego, charakterystycznego dla filmów, które swoje premiery miały na kasetach VHS i których nie dopadła Netfliksyzacja.

Mamy ciekawą i spójną historię, charakterystycznych bohaterów, ciekawe środowisko, romans, przyjemną oprawę muzyczną i wizualną (ponoć niektóre panie oglądały film kilkukrotnie dla widoku młodych i przystojnych pilotów). Ponadto w piątek premierę miała kolejna część, która według krytyków i odbiorców jest jedną z najlepiej poprowadzonych kontynuacji filmowych. Więcej o tym w tekście mojego redakcyjnego kolegi — Huberta.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ