Odkąd Timothée Chalamet zadebiutował na ekranach kin w filmie Tamte dni tamte noce, jesteśmy świadkami rozkwitu jego gry aktorskiej. Aktualnie aktora można obejrzeć w widowiskowej drugiej odsłonie Diuny, a niedawno miałam przyjemność zobaczyć go, jako twórcę słodkich czekoladek, Willy’ego Wonka. Czy tytuł zachwyca, a może jest zbyt cukierkowy?
Gdzieś już to widzieliście? Nic mylnego, ponieważ podobny koncept fabularny można obejrzeć w starym, dobrym klasyku – Charlie i fabryka czekolady, gdzie Johnny Depp wcielił się we wspomnianą wyżej główną postać. Chociaż już nieco starszą i o wiele lat doświadczoną. Dostajemy więc prequel wydarzeń z filmu z 2005 roku.
Moim zdaniem obie produkcje trzymają poziom, a dlaczego? Zapraszam do lektury.
Od małego zakochany w czekoladzie
Sprawdź także: Vincent musi umrzeć – recenzja filmu. Miłość, przemoc i zombie.
Reżyser Paul King przedstawia nam początki działalności Willy’ego Wonki, który już od najmłodszych lat był związany z produkcją czekoladek. Widz na przestrzeni filmu dowiaduje się o jego młodzieńczych latach, gdzie razem z mamą tworzyli ten słodki przysmak. Główny bohater nawet wspomina, że nigdy wcześniej nie zjadł tak pysznej czekoladki, jak tej z nasion kakaowca. I tak właśnie rodzi się jego miłość do tworzenia smakołyków.
Willy dociera do nowego miasteczka, w którym zamierza otworzyć swój własny sklep ze słodyczami. Jest to też ukłon w stronę mamy, która zaszczepiła w nim tę pasję. Niestety w centrum handlowym rządzi trzech głównych magnatów: Slugworth (Paterson Joseph), Fickelgruber (Mathew Baynton) i Prodnose (Matt Lucas), którzy skutecznie uprzykrzają mu życie, a nawet twierdzą, że łakocie Wonki nie są smaczne (a są i to jak!).
Banalna, ale ciekawa historia
Sprawdź także: Uwierzyć w Ducha – Recenzja Filmu Duchy w Wenecji
Główny wątek filmu opiera się więc na walce z bogatymi osobistościami a biednym marzycielem Wonką, który bardzo chce otworzyć sklep i osiągnąć sukces. Niestety magnaci trzymają rękę na pulsie, a nawet bezpośrednio wpływają na działania policji.
Cukiernik pewnego razu nawet trafia do obskurnego budynku, gdzie przez przypadek zawiera umowę z właścicielką lokalu (Willy nie potrafi czytać) i musi odpracować ogromny dług. Od tamtego momentu pracuje jako służący, który musi prać pościele, obrusy oraz firanki.
Tym samym widz jest rzucony w wir przeróżnych, mniej lub bardziej, komicznych sytuacji, okraszonych wspaniałym udźwiękowieniem. Niewątpliwie to, co urzekło mnie w tej produkcji to muzyka i gra aktorska. Elementy musicalu w bardzo subtelny sposób przeplatały się z dialogami i nie męczyły mnie tak, jak chociażby w Annette. Kolorowe stroje i równie barwny świat były dopełnieniem tego jakże cukrowego filmu. Obraz po prostu zachwycał i nie mogłam oderwać od niego wzroku.
Uważam też, że Timothée Chalamet idealnie wpasował się do roli cukierkowego marzyciela, który aż buchał optymizmem, nawet jeśli sytuacja była naprawdę kiepska. Mam wrażenie, że to pokazuje nam – ludziom, że nieważne, w jakiej byśmy znaleźli się sytuacji, to zawsze jest jakieś wyjście. Wspomniani wyżej magnaci też genialne rozegrali swoje role. Nie wspominając już o Umpa-Lumpa Rosły (Hugh Grant). Do dziś w głowie mam jego słynny utwór „Umpa Lumpa”. Po prostu na chwilę skradł show!
Wirować razem z Willym
Sprawdź także: Transformers: Przebudzenie bestii-recenzja Blu-Ray. A miało być tak pięknie…
Podsumowując, Wonka zachwyca na każdym kroku. Począwszy od fabuły, gry aktorskiej, a kończąc na udźwiękowieniu czy strojach. To film, który posiada prosty morał do odkrycia przez widzów. To opowieść, gdzie jeszcze jedna słodka czekoladka pozwala przetrwać ciężkie chwile, w których wcale nie jesteśmy sami – wręcz przeciwnie, otaczamy się wspaniałymi osobami. Tak robi się prequel!