Previous slide
Next slide

May The Force Be With You! Star Wars Jedi: Upadły zakon – recenzja gry

W tak ogromnym uniwersum, jakim są Gwiezdne Wojny, nie mogło zabraknąć gier. Na przestrzeni kilku dekad wydano sporo tytułów z gatunku strzelanek, cRPG czy przygodowych gier akcji. Typowych przygodówek dla pojedynczego gracza, nie licząc tych spod szyldu LEGO, nie wyszło za wiele. Po The Force Unleashed z 2008 i kontynuacji z 2010 roku nie było już pozycji z interesującą fabułą. Na kolejną musieliśmy sporo czekać, bo dopiero w 2019 roku otrzymaliśmy historię pewnego Jedi, wyprodukowaną przez studio Respawn Entertainment i wydaną przez Electronic Arts.

Czasy po Zemście Sithów

Akcja gry jest osadzona między trzecią a czwartą częścią filmu. Cal Kestis jest byłym padawanem Jedi, który ukrywa swoją tożsamość, by nie zostać straconym przez Inkwizytorów na mocy rozkazu 66. Jednak w trakcie pewnego incydentu na planecie Bracca zostaje zdemaskowany. Na ratunek przybywa mu para śmiałków – Cere i Greez. Wkrótce postanawiają razem spróbować odbudować Zakon Jedi. Będzie to ogromne wyzwanie, gdyż galaktyką rządzi Imperium.

Główny bohater to miły, dobroduszny i szczery chłopak. Aż chciałoby się rzec, że to zupełne niewiniątko. Do jego postawy trudno się przyczepić. Nie myśli o Ciemnej Stronie Mocy. Nawet nie zaklnie pod nosem! Zatem mamy tu książkowego protagonistę walczącego ze złem. Nie uświadczymy u niego zbyt wielu rozterek, głębszych przemyśleń czy zapadającego w pamięć charakteru. To cichy chłopak o szlachetnym sercu.

REKLAMA

Przez całą przygodę towarzyszy mu na ramieniu przesympatyczny mały robot BD-1 posługujący się jedynie „robotowym” językiem, w zupełności zrozumiałym dla Cala (co jest normą w tym uniwersum). Za jego pomocą plądrujemy skrzynie, czy hakujemy elektronikę, by otworzyć drzwi.

Na drugim planie mamy dwójkę towarzyszy wchodzących w skład Modliszki – statku kosmicznego, który służy do przemieszczania się między planetami i stanowi naszą bazę wypadową. Cere to była Jedi, która odcięła się od Mocy, a Greez jest pilotem, kucharzem, a przy okazji nałogowym hazardzistą.

Podczas głównej fabuły, oboje nie pełnią znaczących ról. Co prawda, Cere ma swój wkład w historię, ale jej aktywność ogranicza się do przebywania na statku kosmicznym. Czasem jednak zdarzy się jej zaczerpnąć świeżego powietrza, ale tylko w pobliżu wspomnianej maszyny. Dopiero pod koniec historii odważy się udać na dłuższą „wędrówkę”.

Planety zwiedzamy tylko z robotem.

Jeśli chodzi o antagonistów, to żaden specjalnie się nie wyróżnia. Pomimo że mamy za wroga całe Imperium, to można powiedzieć, że głównych przeciwników jest dwóch. O jednym za dużo nie napiszę, by nie zdradzić fabuły – z resztą i tak można zakwalifikować go jako postać epizodyczną. Kolejną jest tak zwana Druga Siostra, która obrała sobie za cel pokonanie Cala.

Kobieta kieruje się zemstą… i to w zasadzie wszystko, co można o niej napisać. Poznajemy jej historię, ale nie przemówiła do mnie na tyle, by zrozumieć, dlaczego przyłączyła się do Imperium. Druga Siostra nie jest postacią wielowymiarową. Po prostu chce walczyć i zniszczyć wszystkich Jedi. Niestety nie jest to ktoś, kto mógłby dorównać innym znaczącym wrogom Republiki. Muszę jednak przyznać, że walczyć to ona potrafi.

Ponarzekałem trochę, prawda? To teraz trochę miodu.

Religia Zeffo i Siotry Nocy

Ukazanie galaktyki po upadku Jedi w niezwykle obrazowy sposób pozwoliło doświadczyć twardych rządów Imperium. Pierwsze sceny gry, kiedy to dowiadujemy się, czym obecnie zajmuje się Cal czy sceny walki na Kashyyyk są tego doskonałym dowodem. Po drodze przyjdzie nam załatwić wielu szturmowców.

Zwiedzanie planet to czysta przyjemność. Często trafi się dobra okazja do zrobienia zdjęcia, czy zachwycania się widokami i architekturą. Budowle ludu Zeffo zapierają dech w piersiach. Fauna i flora na Kashyyyk oszałamia zabójczym pięknem, a Dathomira przyciąga mrokiem.

Każde miejsce ma też swoje gatunki przeciwników, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Jedynie szturmowcy i inkwizytorzy są niemalże wszędzie. Szkoda tylko, że samych planet jest raptem sześć, z czego szósta to tylko jednorazowy wypad. Na szczęście jest co na nich robić i zajrzenie do każdego kąta zajmie nam wiele godzin.

Posługiwanie się mieczem świetlnym daje sporo zabawy. Z biegiem czasu można odblokować wiele umiejętności, w tym także te związane z Mocą. Na początku mamy tylko spowolnienie czasu, później dochodzi przyciągnięcie czy odrzucenie. Już sam dźwięk kultowego oręża wystarczy, by poczuć klimat Gwiezdnych Wojen. Z jego pomocą możemy odbyć wiele widowiskowych pojedynków. Samą broń możemy także personalizować, zmieniając kolor lasera czy budowę rękojeści.

Gameplay bardzo przypomina ten z produkcji From Software. Jak to w Soulsach, tutaj również śmierć powoduje utratę punktów doświadczenia, ale możemy odzyskać je po zaatakowaniu przeciwnika, który zakończył nasze życie. Wskrzeszenie następuje w miejscach do medytacji, do których odblokowuje się skróty na mapie. Odpoczynek w tym miejscu regeneruje zdrowie, ale powoduje również respawn przeciwników. Z podobieństw to tyle, bo poziom trudności jest tutaj niższy. Zaledwie kilku wojowników sprawi większe kłopoty. Na ekranie oprócz paska zdrowia czy Mocy jest również widoczny pasek wytrzymałości, który spada wraz z kolejnymi sparowanymi atakami. Dzięki temu należy uważać z nadmiernym blokowaniem, szczególnie w pojedynkach z silniejszymi przeciwnikami. Defensywę Cala dość łatwo przełamać, a wtedy wchodzą w grę uniki.

Drzewko rozwoju na pierwszy rzut oka wydaje się skąpe w umiejętności. Później pojawią się na nim kolejne, aczkolwiek nie ma ich nadzwyczajnie dużo. Okazało się jednak, że w ciągu całej głównej kampanii i tak nie odblokowałem wszystkich, więc zwracam honor.

Najlepsza gra przygodowa z tego uniwersum

Muszę przyznać, że w całej tej historii czegoś mi brakowało. Być może rozmachu pokroju Gwiezdnych Wojen, zawiłej intrygi czy możliwości zobaczenia znajomych miejsc. Fabuła wydaje się „kameralna”, starająca się zbytnio nie wychylać, by nie zaingerować w kanon uniwersum. Jestem w stanie jednak to wybaczyć, gdyż poznając przygodę Cala, bawiłem się bardzo dobrze, z zainteresowaniem przemierzając kolejne światy w poszukiwaniu możliwości odbudowania Zakonu Jedi. Zadziwiające, prawda? Przez większość recenzji narzekałem, ale jednak gra mi się spodobała. To jedna z niewielu gier przygodowych dla pojedynczego gracza w tym uniwersum, a zarazem zaliczana do grona najlepszych. Ma sporo mankamentów, ale niektóre sceny akcji czy ogólny gameplay daje sporo frajdy. Który wielbiciel Jedi nie chciałby rzucić mieczem, odbić kilku laserowych pocisków, czy pchnąć Mocą grupę przeciwników? Sukces tej gry pokazuje również, że fani chcą więcej przygodówek dla pojedynczego gracza osadzonych w tym uniwersum. Z chęcią sięgnę po kontynuację.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl