Star Wars. Wojny Klonów - recenzja gry planszowej. Armia droidów rozprzestrzenia się po galaktyce niczym plaga.

Nadszedł czas wojny. Razem ze znajomymi odeprzyj atak nikczemnych dowódców i ich zastępów droidów bojowych. Zadanie nie jest proste, ponieważ droidy niczym plaga zalewają kolejne planety. Czy uda ci się wyzwolić galaktykę ze szponów Lorda Sithów Hrabiego Dooku?

Wspólnie uratujcie galaktykę

Jestem prostym człowiekiem – widzę figurki w grze planszowej, to chcę w nią zagrać. Dodatkowo jeszcze całość okraszona jest motywem ze Star Wars. Czy może być lepiej? 

Wiadomo, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie! Otwieramy zatem pudełko, a w środku widzimy wypraskę i zapakowane w nią figurki – 7 Jedi i 4 Sithów. Muszę przyznać, że wykonane szczegółowo i z solidnego plastiku – wszyscy bohaterowie stoją w klasycznych dla siebie pozach. Do pierwszej rozgrywki wybraliśmy Obi Wana i Mace Windu i obawiałem się, bo panowie mają podobne pozycje, ale już podczas samej gry nie było problemu z ich rozpoznaniem. 

REKLAMA

Do tego wszystkiego w osobnej torebeczce znajdziemy 36 figurek droidów i trzy blokady w postaci statków. Na ogromny plus zasługuje fakt, że nie wyglądają one tak samo – jest kilka ich rodzajów. Dzięki temu, gdy już są rozstawieni na planszy, to wszystko prezentuje się bardziej realistycznie. Odrobinę obawiam się o te małe postacie droidów, czy przypadkiem nie będą podatne na uszkodzenia. Na razie po kilku rozgrywkach jest z nimi wszystko w porządku i mam nadzieję, że tak pozostanie. 

Dodatkowo w środku jest kość i parę mniejszych znaczników. 

Teraz najważniejsza rzecz – mapa galaktyki. Muszę przyznać, że jest ogromna – tak duża, że nie mieści się na moim stole, co zdarzyło mi się pierwszy raz – a myślałem, że plansza do Everdell jest spora. Nie jestem aż takim fanatykiem Star Wars, żeby rozpoznać każdą planetę i jej nazwę, ale są one na tyle kolorowe i różnorodne, że nawet ich nie znając, na spokojnie można się odnaleźć się w tym kosmicznym świecie i nie zlewają się ze sobą.

Na końcu dokopiemy się do kart, które pełnią główną rolę, ponieważ wśród nich znajdują się karty misji, inwazji, złoczyńców czy wsparcia. Prezentują się solidnie, są stosunkowo grube i sztywne. Myślę, że wytrzymają niejedną potyczkę. Mają czytelny i duży tekst, który dobrze wyjaśnia ich działanie oraz ikony, które od razu informują, z jakim typem karty mamy do czynienia. 

Bierz miecz do ręki i siekaj droidy

Pierwsze rozłożenie Star Wars. Wojny Klonów było czasochłonne – zrozumienie wszystkich zasad, połapanie się, które karty służą do czego, ustawienie znaczników i początkowe rozstawienie droidów chwilę trwało. Jakiś suwak dodatkowo został, o którym nie było mowy w instrukcji i do niczego nie pasował (okazuje się, że wchodzi on do gry tylko przy kilku kartach). 

Zaczęliśmy na poziomie młody padawan, na którym do wykonania są trzy misje – im wyższy wybierzemy stopień, tym zadań będziemy mieć więcej. Rozpoczynamy rozgrywkę, wykonujemy swoje ruchy, złoczyńca również wykonuje akcje, siekamy droidy aż miło, po czym znikają one z planszy. Jakoś to zbyt łatwe się wydaje. A jakże! Okazało się, że zapomnieliśmy wykonywać ostatni punkt każdego ruchu – inwazję, która sprawia, że nowi oponenci pojawiają się na planszy. Cóż, to pierwsza rozgrywka, tak się zdarza, że nie wszystkie zasady jeszcze się załapie. Ale już kolejne razy były o wiele przyjemniejsze, bo i trudniejsze, i w końcu było jakieś wyzwanie.

Warto zaznaczyć, że Star Wars. Wojny Klonów to gra kooperacyjna, w której współpracujemy z innymi Jedi, żeby powstrzymać rozprzestrzeniające się po galaktyce zło. Każdy bohater ma swoje unikalne zdolności, więc warto wybierać takich, którzy się uzupełniają w drużynie. My prawilnie w pierwszej rozgrywce wybraliśmy tych, których lubimy, bo wiadomo, jak to z tymi pierwszymi razami bywa. Potem już studiowaliśmy karty i rzeczywiście dobieraliśmy Jedi, którzy mieli bardziej interesujące efekty.

Ciekawy natomiast jest system kart oddziałów. Na ręku można mieć ich maksymalnie siedem sztuk. Gdy chcemy wykonać akcję, nie odrzucamy ich, tylko wyczerpujemy i są one nieaktywne do końca naszej tury. Dopiero podczas kolejnej możemy je wziąć z powrotem. Z jednej strony mogę pomyśleć, że dobiorę sobie karty, żeby mieć najpotężniejsze i wygram dzięki nim każdą partię. Nic bardziej mylnego. Karty odrzucamy, gdy dostajemy obrażenia, a doznajemy ich w przeróżnych okolicznościach. Uważam to za interesującą mechanikę, ponieważ przez to gra jest bardzo nieprzewidywalna i nigdy nie wiemy, czy zaraz nie będziemy musieli się pozbyć karty, którą chcieliśmy wykorzystać na walkę z bossem.

Do tego dochodzi jeszcze czterech złych – Asajj Ventress, Generał Grievous, Darth Maul oraz Hrabia Dooku i każdy z nich ma swoje unikalne karty i umiejętności. Z każdym z nich walczy się inaczej, dzięki czemu też każda rozgrywka jest inna. 

Nowa nadzieja

Muszę przyznać, że po początkowych trudnościach grało mi się naprawdę przyjemnie. Za każdym kolejnym razem o wiele szybciej rozkładałem planszę – już o niczym nie zapomniałem i wiedziałem, co z czym się je. Również mnogość zasad już nie była takim problemem. Teraz gdy sam już je rozumiem i pamiętam, bardzo łatwo i szybko mogę wprowadzić do wspólnej zabawy totalnie nowego gracza.

Podoba mi się, że można dostosować poziom trudności, więc jak gramy już z doświadczonymi zawodnikami, to możemy wybrać ten wyższy oraz Hrabiego Dooku na deser, a jak chcemy komuś pokazać grę i wprowadzić go w ten świat, to dobieramy mniej misji oraz Assajj Ventress czy Generała Grievousa i bez problemu tłumaczymy zasady, a nie giniemy po piętnastu minutach. 

Sama otoczka Star Warsowa dodaje klimatu całej planszówce. Super jest przyglądać się figurkom i kartom, i móc sobie skojarzyć to z postaciami i sytuacjami z filmów oraz seriali – finałowe starcia z bossami rozgrywają się na planetach, które mają sens w kontekście tych produkcji. Widać więc, że to nie jest tylko licencja Star Wars i jakoś to będzie, tylko ktoś rzeczywiście usiadł i pomyślał, żeby wszystko składało się w logiczną całość i było zgodne z pierwowzorem. Uważam jednak, że sama mechanika i pomysł na rozgrywkę są na tyle dobrze wykonane, że nie ma to znaczenia, więc osoba niebędąca fanem uniwersum też będzie się doskonale bawić.

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Rebel.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl