MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Obi-Wan Kenobi – recenzja trzeciego odcinka serialu. Pomóż mi Obi-Wan Kenobi, jesteś moją jedyną nadzieją!

Po rozczarowującym początku bardzo mocno liczyłem na, chociaż minimalną poprawę poziomu najnowszego hitu Disney+. Jaki okazał się trzeci odcinek serialu Obi-Wan Kenobi?

Ostrzegam, że podobnie jak w poprzednim tekście, tak i tutaj pojawią się spoilery!

Obi-Wan Kenobi – recenzja trzeciego odcinka serialu. Pomóż mi Obi-Wan Kenobi, jesteś moją jedyną nadzieją!

Nowa nadzieja

Postanowiłem do tego epizodu podejść „z czystą kartką”. Nie chciałem z góry zakładać, że będzie tak źle, jak w ostatni piątek i… chyba pozwoliło mi to, bardziej cieszyć się seansem! Niestety nadal mam kilka zarzutów.

W moim ostatnim tekście napisałem, że mamy tutaj klasyczny schemat, gdzie „lanie wody” przedzielone jest mocnym początkiem i zakończeniem i dokładnie tak samo było tym razem. Nadal czuję niesmak po fatalnym montażu przedstawiającym wydarzenia z prequeli. Mogę już zacząć o nim zapominać, ponieważ dostałem coś, na co bardzo czekałem. Mianowicie, rozwinięcie wątku połączenia z Qui-Gon Jinem dzięki potędze i sile mocy. Były mistrz jest dla Kenobiego poniekąd jak bóg, do którego zwraca się, medytując w trudnych i wymagających chwilach. Właściwie to ucieszyłbym się z force ghosta postaci granej przez Liama Neesona. Po to powstał ten serial! Jednak wracając do najważniejszego – przeplatanie dumania Bena i „składania” Vadera „do kupy”, to przykład jak powinno się takie sceny montować. Dobrze dobrana muzyka i ujęcia – ciarki pojawiły się na moim całym ciele. Najpotężniejszy Lord Sith powrócił!

Kiedy tylko usłyszałem pierwsze słowa wypowiedziane głosem Jamesa Earla Jonesa, to wiedziałem, że właśnie na to czekałem. Nigdy nie ukrywałem, że mały Darek naprawdę uwielbiał Anakina i to zawsze Sithowie oraz ciemna strona mocy przemawiali do mnie bardziej. Zapewne właśnie dlatego, pojawienie się Vadera sprawiło, że znów poczułem się jak dziecko i liczyło się tylko to, że znowu mogę go zobaczyć. Dialog Lorda z Trzecią Siostrą dobitnie podkreślił jego pozycję w Imperium i dobrze nawiązywał do jego charakteru z oryginalnej trylogii. Potwierdził on też teorię, że cała ta jej fiksacja na punkcie znalezienia Obi-Wana, to tylko i wyłącznie walka o najwyższe stanowisko pośród Inkwizytorów.

Po raz pierwszy miałem też okazję poczuć, że tym razem twórcy trafili w moje gusta – to jest „moje Star Wars”. Stormtrooperzy nadal nie potrafią trafiać do celu i są głupi jak w OT, są miecze świetlne i bitwy na blastery. Na takie Gwiezdne Wojny czekałem! Epizod trzeci jest znacznie bardziej przyziemny, co tylko potwierdza moją teorię, że właśnie taką narracją powinno opowiadać się historię Kenobiego. Ogromnie ucieszył mnie fakt, że… DOSTALIŚMY WALKĘ OBI-WAN KONTRA DARTH VADER! Miałem wrażenie, że twórcy będą odwlekać, to do ostatniego odcinka (chociaż mam wrażenie, że to nie było ich ostatnie starcie).  Oczywiście używając tanich sztuczek i nadmiernej ekspozycji. Sam pojedynek zbiera fatalne recenzje, autorzy tekstów, które czytałem, wspominają o braku dynamiki i rozczarowaniu, a ja mam zupełnie przeciwną opinię. Trochę to wszystko przypominało epizod czwarty, może faktycznie panowie są tutaj o wiele młodsi, ale moim zdaniem Obi trochę „zardzewiał”, a Anakin nadal uczy się jak żyć jako „pół-robot”.

Są wybuchy, jest ogień i moc, ja nie potrzebowałem nic więcej!

Lord Vader przybywa

Samo pojawienie się Dartha Vadera w tej samej wiosce, w której przebywał Ben Kenobi, świetnie zbudowało napięcie pod kolejne sceny. Skywalker pojawia się tam niczym egipska plaga i nie ma problemu z duszeniem ludzi i łamaniem im karków. Tak brutalność naprawdę mi się podobała.

Myślę, że nie jest to jeszcze ostatnie słowo w kwestii potęgi i siły lorda Sith. Czuję, że do ostatniego odcinka ten temat będzie rozszerzany przez scenarzystów i mam nadzieję, że potencjał nie zostanie zmarnowany. Oprócz tej znanej postaci i większej ilości wojsk Imperium, dane nam było obejrzeć Probe Droida. Wygląda więc na to, że również tego typu easter eggi będą dodawane w kolejnych epizodach.

Miecze świetlne, większa przyziemność, pokaz siły Anakina Skywalkera (a raczej tego, co z niego zostało), rozwinięcie relacji Obi-Wana z Leią i granie na emocjach fanów Vadera. Tak podsumowałbym pozytywne aspekty tego odcinka. Miłym dodatkiem było również kolejne subtelne cameo. Tym razem mogliśmy usłyszeć głos znanego aktora Setha Rogena.

Hello there!

Pomimo że bawiłem się na tym odcinku naprawdę dobrze, to nadal nie ustrzegł się on wad. Po pierwsze zmarnowany potencjał na wywołanie okrzyku zachwytu fanów! Być może celowy, ale w tym przypadku nie obraziłbym się za tak proste działanie. Kiedy Leia i Ben spotykają pewnego jegomościa, który ma pomóc im dostać się do wioski, mówi do swojego opiekuna: „Don’t you wanna say helo?” (czy nie chcesz powiedzieć „Dzień dobry”?). Niech każdy z Was pomyśli sobie, co powinien odpowiedzieć Kenobi. Niestety, muszę Was rozczarować, główny bohater zapomniał dodać „there” do „hello”.

Podobnie jak zapomniał, że musi tę małą dziewczynkę przewieźć bezpiecznie do wioski i pomylenie jej imienia podczas luźnej rozmowy ze Stormtrooperami, to nie najlepszy pomysł. Oczywiście to znana zagrywka fabularna, ale serio to już kolejny raz, kiedy Mistrz Jedi robi coś tak głupiego. Najpierw wchodzi do jedynej otwartej celi, szukając Leii, a potem nie daje sobie rady z prostym dialogiem z imperialnym żołnierzem.

Wizualnie ten odcinek wypada podobnie jak drugi, czyli jest świetnie. Kiedy plany są węższe i dookoła „mniej się dzieje”. Niestety ukazując krajobrazy, czy dalekie kadry, znowu to wszystko wygląda mało atrakcyjnie i zdecydowanie zbyt pusto – bez życia. Wielka szkoda, bo ten serial mógł być wizualnym widowiskiem.

Niestety ponownie pojawiło się kilka głupotek fabularnych i leniwego scenopisarstwa. Najbardziej zdenerwowało mnie, że Obi-Wan naprawił Lolę, czyli małego przenośnego robota, którego nosi Leia. Mówiłem, że to kolejny odgrzewany kotlet i próba sprzedaży zabawek. Liczyłem, że mimo wszystko stanie się to później. Martwi mnie także sposób prowadzenia całej historii. Zbyt przypomina mi to Mandolorianina, potężny wojownik opiekuje się małą istotą wrażliwą na moc (chociaż relacja Ben-Leia jest zupełnie inna, niż Djin-Grogu i co najważniejsze jest naprawdę ciekawa) i wspólnie uciekają przed Imperium. Na domiar złego epizod kończy się ponownym wpadnięciem Leii w ręce przeciwników.

Nowsza nadzieja

Podsumowując, jest to dla mnie najlepszy odcinek jak do tej pory. Pomimo swoich wad, tym razem przeważały pozytywne aspekty i po prostu mogłem się dobrze bawić. Poczułem się jakbym miał 9 lat i cieszył się na każdą sekundę obcowania z Lordem Vaderem. Nadal martwi mnie, dokąd zmierzają wydarzenia w tym serialu, ale dopóki będę raczony takimi „smaczkami” jak tutaj, to mogę spać spokojnie. Być może wybaczę nawet ten leniwy scenariusz, bo będę zbyt zajęty oglądaniem „wzium” i „bzium” mieczy świetlnych!

Na ten moment odnoszę wrażenie, że po ostatnim epizodzie będę czuł wielkie rozczarowanie i zmarnowany potencjał, ale wolę spodziewać się rozczarowania i miło się potem zaskoczyć. Zobaczymy, co przygotowali nam twórcy, już w kolejną środę!

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ