Horizon Forbidden West – recenzja gry. Aloy zwiedza San Francisco.

UDOSTĘPNIJ

Sony ma szczęście do swoich produkcji na wyłączność (nawet czasową). Niemal każdy tytuł staje się wielkim hitem. Mogę wymienić tu God of War, Uncharted, Ratched and Clank. Te pozycje są świetne, prawda? Nie inaczej było w przypadku Horizon Zero Dawn, choć twórcy tej gry sporo ryzykowali. Guerrilla Games – studio odpowiedzialne za serię Killzone – dokonało przeskoku gatunkowego z zamkniętych i niezbyt rozbudowanych strzelanek w przygodówkę z otwartym światem. To posunięcie okazało się niezwykle trafne! Gracze z miejsca pokochali postapokaliptyczny świat rządzony przez maszyny – ale mniejsza z tym. O pierwszej części możecie przeczytać tutaj – Horizon Zero Dawn – recenzja gry. Polując na piłozęba. Dzisiaj za to omówmy drugą odsłonę przygód rudowłosej wojowniczki!

Horizon Forbidden West – recenzja gry. Aloy zwiedza San Francisco.

Screen z gry Horizon Forbidden West

Świat po walce z Hadesem

Pierwsza sprawa, jaką warto omówić to fakt, iż Horizon Forbidden West jest bezpośrednią kontynuacją Horizon Zero Dawn. Ujrzymy sporo nawiązań do poprzednich wydarzeń. Historia niemal zaczyna się w miejscu, gdzie zakończyła się w jedynce – no, z małym kilkumiesięcznym poślizgiem. Aloy trafia w miejsca, które nie zdążyły zupełnie podnieść się po bitwie ze śmiercionośnymi maszynami, spotyka też znane jej postaci. Nowi gracze mogą nie zrozumieć przedstawionego świata i poczują się zagubieni. Dlatego tym, którzy zastanawiają się nad sięgnięciem po tę grę, radzę w pierwszej kolejności poznać jedynkę (warto!). Tym, znającym już Aloy nic nie muszę doradzać. Jestem pewny, że prędzej czy później zabierzecie się za tę część.

Hades został pokonany i mogłoby się wydawać, że nastała era sielanki i sukcesywnego odradzania się cywilizacji. Zła, rządna mordu maszyna została przecież unicestwiona, więc kto mógłby chcieć zaszkodzić ludziom? Natura? Kolejny mechaniczny byt? Może inni ludzie? Ha! Wszystkie trzy opcje, choć odrobinę to naciągnąłem, by za dużo nie zdradzić. Napiszę tylko, że przyroda zaczęła… rdzewieć, ale w pięknym rubinowym odcieniu. Plaga ta zaczęła pochłaniać coraz większe obszary zsyłając na istoty organiczne głód. Graliście może w Etherlords II? To taka strategia turowa na komputery wydana w 2003 roku. Tam był podobny motyw.

Rdza, to nie jedyny problem, gdyż na niebie kłębią się już ciemne chmury zwiastujące kolejny kataklizm. Sytuację może zmienić nie kto inny, jak Aloy – ognistowłosa obrończyni, czempion, wybawicielka Południka i jak tam ją jeszcze ludzie nazwą. Dziewczyna przestała być wyrzutkiem i ze względu na swoje dokonania stała się idolką wszystkich plemion Wschodu. Tylko ona zna klucz do zmiany losu ludzkości. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze dobrze nam znana postać Sylensa, który znów ma w zanadrzu wiele tajemnic.

Screen z gry Horizon Forbidden West

Uciekająca bohaterka

Aloy to outsiderka i chlebem powszednim były rzucane w jej kierunku obelgi. Jak, w takim razie, może poradzić sobie z nagłą sławą? Cóż, najłatwiej jest uciec. I to nie raz. Zaraz po wielkiej bitwie nawet słowem się nie odezwała, tylko zwiała. Oczywiście, tłumaczy się tym, że ma ważne zadanie i w ogóle, ale gdy ktoś wyciąga do niej pomocną dłoń, to co robi? Znowu ucieka – po prostu woli działać sama. Główna bohaterka zmieniła się. Nie jest już płochliwą dzikuską. To stanowcza kobieta, która nie lubi, gdy ktoś jej odmawia. Muszę przyznać, że nie zawsze mi się to podobało. Wymykanie się w nocy pod pretekstem ochrony przyjaciela było dla mnie niewiarygodne i jak się później okazało – bezsensowne.

Horizon Forbidden West pod względem mechaniki nie różni się znacząco od Zero Dawn. Aloy w walce ponownie korzysta ze swojej włóczni, strzela z łuku czy hukprocy, ale tym razem będzie mogła także rzucić oszczepem. Z pewnością nadawałaby się na Olimpiadę. Przełączanie się między broniami jest płynne, a to ważne szczególnie podczas walki z większą ilością wrogów. Zdarzyły mi się momenty, gdy musiałem szybko ustawić potykacz podczas ostrzeliwania z łuku szarżującej maszyny.

Jeśli chodzi o elementy RPG, to zmiana zaszła w rozwijaniu postaci. Tym razem zamiast czterech mamy aż sześć jeszcze bardziej rozbudowanych drzewek: wojowniczka, traperka, łowczyni, ocalała, infiltratorka i mistrzyni maszyn – do wyboru do koloru, ale nie martwcie się. W grze zdobywa się punkty umiejętności za walkę i zadania poboczne, więc uda wam się sprawdzić sporo umiejętności.

Ważną nowością jest tak zwany „przypływ odwagi”, który jest specjalną umiejętnością dającą dodatkowe bonusy, jak kamuflaż czy zadawanie większych obrażeń. W skrócie chodzi o aktywowaną umiejętność specjalną, która daje nam czasowe benefity – te mogą nieźle namieszać podczas walki.

Screen z gry Horizon Forbidden West

Ten świat jest ogromny!

O słodka Bożenko! Mapa jest wielka! Aloy zwiedzi mnóstwo ciekawych miejsc – od dżungli i gór pokrytych śniegiem, po pustynie i niemal bajkowe wybrzeże z błękitnym oceanem. Pozna ciekawe plemiona wraz z ich intrygującymi zwyczajami. Zawalczy z wieloma interesującymi gatunkami maszyn. Tego wszystkiego doświadczymy przy fenomenalnej ścieżce dźwiękowej i iście filmowym klimacie. Ja się rozpływałem. Deweloperzy mocno przyłożyli się do tej produkcji i wszystko to, co kulało w jedynce, zostało naprawione.

Horizon Forbidden West to nadal przygodowa gra akcji z otwartym światem. To produkcja z masą pobocznych spraw do załatwienia i najróżniejszych znajdziek do umieszczenia w niewidzialnym plecaku o magicznej pojemności. Wszystko to przy akompaniamencie częstych widowiskowych walk. Do tego dochodzą zmiany pogodowe oraz cykl dnia i nocy. Z jednej strony cieszę się, że mam do czynienia z tak rozległą krainą, z drugiej jednak trochę nuży przemierzanie tylu kilometrów, by dostać się do znacznika z misją. Tak, wiem, że po drodze mogę pomóc jakiemuś górnikowi, czy ubić wrogą maszynę, ale nieśmiało przyznam, że taki nadmiar zadań pobocznych ma negatywny wpływ na ich oryginalność. Często mamy standardowe „idź, zabij, przynieś”. To tylko taki mały mankament, który został przyćmiony przez zapierające dech otoczenie i wciągające misje główne. Słuchajcie, mamy tu nawet grę planszową i wyścigi konne, co od razu przywodzi na myśl Wiedźmina 3, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Chcę jak najwięcej zapożyczeń tych udanych elementów!

Kolejna sprawa – modele postaci. O ile w jedynce miały twarze bez wyrazu, tak tu ujrzymy ogromny postęp. Nareszcie postać, z którą rozmawiam śmieje się, marszczy brwi, wrzeszczy – ogólnie: pokazuje emocje. Ponadto ludzie są dopracowani w najdrobniejszych szczegółach – stroje czy farba na twarzy to istny kosmos!

Kolejny plus, który zwrócił moją uwagę, to śladowy czas ładowania. Grałem na konsoli PS5 i nie uświadczyłem żadnych chrupnięć w rozgrywce, a jedyne, co mogło mi sprawić zawód, to mój telewizor.

Screen z gry Horizon Forbidden West

Uniwersum, które się rozbudowuje

Fabuła wprost pochłania serwując wiele ciekawych rozwiązań i twistów. Jest głębsza i bardziej zaskakująca od jedynki.

Lokalizacje zachęcają, by je eksplorować. Wszystko tętni życiem, a na każdym kroku coś się dzieje. Gra co rusz odkrywa przed nami coś nowego. Druga cześć pokazała mi, że ten świat jest zaledwie namiastką tego, co być może w przyszłości zobaczymy. Co powiecie na to by Aloy zwiedziła Kanadę? Nie? To może Amerykę Południową? Mam nadzieję, że ta produkcja to smakowity przedsmak tego, co twórcy dla nas szykują.

Horizon Forbidden West to wizualna perełka! Piękniejszej gry na tę chwilę nie znajdziecie. Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić was do tej epickiej przygody. Wsiadajcie na Śmigacza i razem z Aloy udajcie się na Zakazany Zachód! Ja tymczasem ponownie odpalam grę, bo jest jeszcze sporo zadań pobocznych i mniejszych lokacji przede mną.

Podziel się ze znajomymi: