MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

„Epicentra przeszłości” – recenzja serialu. Tragedia według Spike’a Lee.

24 lutego 2019 roku dokonało się właściwie nieuchronne. Razem z wesołym okrzykiem Samuela L. Jacksona na scenie Dolby Theater w Los Angeles, przed nazwiskiem Spike’a Lee można wstawiać „zdobywca Oscara”. Nagroda, znacząca z roku na rok coraz mniej, wciąż zachowuje pewną wartość, zwłaszcza dla człowieka tak związanego z przeszłością, jak reżyser Czarnego bractwa. BlacKkKlansman. W swoim fioletowym garniturze skaczący w ramiona równie rozentuzjazmowanego Nicka Fury’ego przełamywał nadęcie ceremonii dziecięcą radością. O tak otwarte celebrowanie zwycięstwa pokusili się chyba tylko Cuba Gooding Jr. i Roberto Benigni.

„Epicentra przeszłości” – recenzja filmu. Tragedia według Spike’a Lee.

Lee to reżyser, którego medialna persona wykracza poza wykonywany zawód. Choć śmiało postawić można go w rzędzie legend współczesnego kina, obok Tarantina, Rodrigueza czy Paula Thomasa Andersona, równie blisko mu do komentatora rzeczywistości czy aktywisty wykorzystującego popularność jako platformę wyrażania własnych przekonań. Można debatować czy te twarze przystają do człowieka będącego jednocześnie artystą, niemniej Spike to postać wielowymiarowo wpisująca się w horyzont współczesnego kina amerykańskiego.

Nowojorczyk nie z urodzenia

Nie sposób wspomnieć o jeszcze jednym przymiocie, bez którego publiczna figura reżysera nie byłaby pełna. Lee to człowiek Nowego Jorku, w taki sam sposób związany z Wielkim Jabłkiem jak Martin Scorsese. Urodzony w Atlancie jako dziecko przeniósł się na Brooklyn, potem skończył studia na NYU, a z pochodzeniem wielokrotnie rozliczał się w swoich filmach, od debiutanckiego Ona się doigra zaczynając. Wracając do linii łączącej Taksówkarza z Rób co należy, Scorsese w swoim podejściu do miasta jest ewidentnym mistykiem, co (być może na wyrost) w pewien sposób koresponduje z katolickim wychowaniem. Nowy Jork to nie teraźniejszość, ale przeszłość – coś już nieuchwytnego, formę przytłoczenia i nieobecnej pewności w protagonistach. Travis Bickle, dzięki przestrzeni swojej taksówki izolującej go od otoczenia odzwierciedlającego jego wewnętrzne złamanie, może dać upust swojej frustracji, aby na końcu poczuć się widocznym wśród bezimiennego tłumu. Lee jest inny, jego miasto jest wciąż namacalne i żywe, wypełnione przede wszystkim społecznością bohaterów. Chętnie przytacza napięcia społeczne, najczęściej wynikające z zakorzenionej przez system relacji władzy z obywatelami, w której zbyt wiele miejsca na szarą strefę wykorzystywaną przez tych pierwszych. Charakterystykę jego fabularnej twórczości da się rozwijać, podejmując temat rasy czy dalej współczesnego portretu Ameryki. W końcu mowa tu o dotychczas jedynym czarnoskórym reżyserze, który dotarł do i utrzymał się w ścisłym mainstreamie dzięki wyłącznie autorskim filmom. Głos Spike’a znaczy dziś tyle, co namaszczenie przez wspomnianego Scorsesego lub Spielberga.

Wszystko, co pasuje do medialnej osobowości Lee, powinno zmierzać ku próbom twórczości dokumentalnej. Gdzie indziej przekuć można płynność wyrażania myśli za pomocą formy sztuki w zaangażowanie dotyczące spraw obecnych i ważnych? Przez ponad 35 lat kariery powstało takich co najmniej kilka. Jednak dopiero obecnie Spike kamery skierował na bohatera zbiorowego swojego miasta – mieszkańców Nowego Jorku.

Dwie katastrofy

Niemal 7 godzin serialu o wyjątkowo niezapadającym w pamięć tytule Nowy Jork, epicentra, 11 września -> 2021 ½ skupia się na dwóch najważniejszych wydarzeniach w nowożytnej historii Wielkiego Jabłka, oddzielonych od siebie o niemal równo 20 lat. Lee samodzielnie przepytuje naocznych świadków obu katastrof, zarówno postaci medialne (polityków czy aktorów), jak i zwykłych obywateli, którzy widzieli przebieg zdarzeń, znajdując się na pierwszej linii frontu. Łącznie reżyser przeprowadził ponad 200 wywiadów. 8 części lub 4 odcinki po równo podzielone zostały na opis zamachów z 11 września i pandemii koronawirusa. Spike zaczyna opowieść od wydarzeń bliższych teraźniejszości – serial otwiera krótki film New York, New York nakręcony w trakcie trwającego lockdownu w pierwszej połowie 2020 roku. Znane elementy pejzażu miejskiego, opustoszałe z wiadomego powodu place zabaw, stacje metra, parki i ulice wyglądają niczym wielkoskalowe repliki, którym brak konstytutywnej cechy istnienia wśród i dla ludzi. Lee we fragmencie publicystycznego programu mówi: „W tym momencie nie chciałbym być nigdzie indziej niż w epicentrum”. Ta opinia rozciąga się na kolejne godziny, które po kolei przypominają ostatnie miesiące globalnego zamarcia w bezruchu, od końca roku 2019, kiedy pojawiły się pierwsze informacje o wirusie paraliżującym miasto w Chinach, nowojorski pacjent zero, lockdown, walkę o wydolność systemu opieki zdrowotnej, po protesty BLM, wybory prezydenckie i atak na Kapitol 6 stycznia 2021. Podobnie rozwiązano chronologię wydarzeń z 11 września 2001 roku, ukazaną w drugiej połowie serialu.

Od pierwszych minut czuć, że Lee to fantastyczny opowiadacz historii. Wypowiadający się przed kamerami puszczeni zostali jakby w samopas, indywidualnie bronią wspomnień, o które zapytał Spike. Jedyne przestoje w kontynuowaniu opowieści planuje sam interlokutor, wtrącający się prośbami o powtórzenie ostatniego zdania (tak, aby wybrzmiało lepiej w kamerze) czy wchodząc w humorystyczne interakcje ze znajomymi. Aby nie pozostawać przy jednolitym kadrze siedzącej przed kamerą postaci, dynamika dyktowana jest przez archiwalne wypowiedzi, fragmenty programów telewizyjnych, konferencji prasowych czy nagrań telefonów udostępnianych na Twitterze i YouTubie. Jeśli ktoś uważniej śledzi światowe media, na pewno zapoznał się wcześniej z użytymi tu nagraniami. Przez wzgląd na taki oczywisty dobór materiału, Nowy Jork, epicentra… ma właściwości podsumowania przygotowanego dla człowieka wybudzonego z niemal dwuletniej śpiączki. Widać, że Lee obudował swoje opinie na solidnym faktograficznym przygotowaniu, więc przyłożenie się do tego detalu akurat jest zrozumiałe.

Siła nowojorskiego ducha

Paralele między oddzielonymi o dwie dekady katastrofami to skutki, które sprawiły, że Nowy Jork podniósł się z kolan. Jedna z osób występująca w dokumencie prowadzi analogie dalej, do lat 70., kiedy miasto znalazło się na skraju bankructwa. Ponownie i ponownie, za każdym razem metropolia się podnosiła. Lee roztacza dość romantyczną wizję narodu i nowojorczyków przedzielonych jakąś niewidzialną fosą. Jedna strona pod znakiem sztandarów jednoczy się w obliczu zagrożenia, druga jest sprawcą sytuacji takich jak te z 6 stycznia czy starć w Charlottesville w stanie Wirginia (nagrania z nich kończyły przedostatni film Spike’a: Czarne bractwo. BlacKkKlansman). Epicentra miałby stanowić pomost między dwiema stronami barykady. Ostatni odcinek został jednak przemontowany, gdyż usunięto z niego wywiady z członkami grupy Architects and Engineers for 9/11 Truth, która wierzy w teorie spiskowe dotyczące przebiegu ataków na WTC. Była to decyzja wymuszona przez opinię publiczną, gdyż informacje o rozmowach pojawiły się jeszcze przed premierą odcinka. Postępująca polaryzacja społeczeństwa nie ominęła więc nawet Spike’a, a treści tych wywiadów nie poznamy zapewne już nigdy.

Jest to poniekąd skutek uboczny formowania własnej opinii, zwłaszcza takiej, w której rozliczenia ważniejsze są od przyczyn, a porażki przybierają oblicza skompromitowanych polityków, takich jak Cuomo, Giuliani czy Trump. Jakkolwiek powszechne nie byłyby tezy stawiane w serialu, pierwiastek reżysera jest nierozerwalnie w chemicznym składzie opowieści. Spike’a posądzać można o tautologię, ale nie o pychę we wpleceniu całego siebie w próbę opowiedzenia o śmierci tysięcy ludzi. Lee sprzedał swoje miejsce na ważny mecz ukochanych Knicksów, a pieniądze przekazał na fundusz dla rodzin ofiar zamachów z 11 września, Lee wypowiedział się o protestach BLM… – to i wiele więcej trafiło do Epicentrów jako część osobistej historii jednego ze świadków tych wydarzeń. Nie ma tu żadnego sygnalizowania cnoty, do którego przekonują niektórzy ironiści. Pozostały jedynie wrażenia, uprzywilejowanego reżysera drogich hollywoodzkich filmów, ale wcale nie ważniejsze niż którykolwiek z wywiadów.

W swoim przemówieniu oscarowym Lee opowiadał wiele o swojej rodzinie, przybyłej z Afryki równo 400 lat wcześniej. Jego babci udało się odłożyć pieniądze, żeby wysłać wnuka na studia – teraz on opowiada o niej ze sceny najsłynniejszego rozdania nagród na świecie. Spike wie, że jako jednostki i całe społeczeństwo zaciągnęliśmy dług u przeszłych pokoleń. Spłata nie będzie wymagać pieniędzy, ale pamięci i rozwoju. Tak samo, jak w biblijnej przypowieści o talentach, nierozmieniany kapitał należy wykorzystywać ku stworzeniu czegoś lepszego. Reżyser na nierozerwalnym napięciu minionego z nadchodzącym buduje wypowiedź o ważkości ludzkiego życia, które wobec ważnych wydarzeń wcale nie musi być nic niewarte. Jak zakrzyknął Spike: „Let’s all be on the right side of history!” – po tej, którą nasi następcy będą z dumą wspominać.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ