Hype na pająka się skończył, zatem czas rozpocząć nakręcanie siebie i innych na nowego Doktora. Jak tak sobie wewnętrznie analizuję to, co dzieje się w mediach i sieci przez ostatnie miesiące i ze zdziwieniem dochodzę do wniosku, że w sumie na Multiverse of Madness czekam chyba bardziej niż na No Way Home… Wiem, mnie też to dziwi.

Przed seansem Bez drogi do domu nie miałem już pola do rozmyślań. Sony sprawnie udawało i wmawiało nam, że nikt nic nie wie i nikt nic nie widział. Prawda jednak była kompletnie inna. Wszyscy, przecież dobrze wiedzieliśmy, kto w produkcji o pajęczaku się pojawi — to już nie były jedynie domysły, bo bez tych konkretnych osób ten film nie miałby po prostu sensu. Za to o wieloświecie obłędu wiemy dużo, ale po zwiastunie możemy również stwierdzić jedno — Kevin Feige zatrudniając Sama Raimiego, przygotował dla nas dzieło na tyle szalone i nie w stylu klasycznego MCU, że nie będziemy w stanie się pozbierać fizycznie i psychicznie może też po seansie — czeka nas jazda bez trzymanki przez światy równoległe, których chyba nie jesteśmy jeszcze teraz w stanie skonkretyzować.

Ja już nie mogę się doczekać. Ogromnie liczę na to, że film nas zadowoli, dowiezie wszystko, czego oczekujemy i pozostawi w nas pustkę, którą wypełni dopiero kolejna kinowa premiera spod szyldu MCU. A i jeszcze jedno! Doctor Strange in the Multiverse of Madness to nie będzie jedynie produkcja o czarowniku z Nowego Jorku, ale również o czarownicy z krwi i kości, czyli Scarlet Witch, która jak sugeruje sam zwiastun, sporo w tym filmie namiesza… SPORO! – Damian.