Jedną z częstych zagrywek twórców komiksów jest wyciągnie na światło dzienne zupełnie nowych, nieznanych faktów. Idealnym tego przykładem jest domniemana śmierć Bucky’ego Barnsa, który jak potem się okazało, przeżył i został antybohaterem o pseudonimie Zimowy Żołnierz. Jednak Al Ewing i Dan Slott mają znacznie większe ambicje. I odkopują fakty z przeszłości dwóch kosmicznych imperium — Kree i Skrulli. I tym sposobem otrzymaliśmy Empireum, czyli Marvela w skali kosmicznej. Jak to wypada? Zapraszam do recenzji.
Kosmiczny konflikt
Imperium Kree i Skrulli słynną z nieustających wojen pomiędzy sobą, przerywanymi okazjonalnym zawieszeniem broni. Jednak tym razem pokój pomiędzy cywilizacjami może zapanować na nieco dłużej, gdyż na tronie dwóch zwaśnionych królestw zasiadł Hulkling, członek Young Avengers i syn Kapitana Marvela oraz księżniczki Skrulli.
Punktem zapalnym całej historii jest wydarzenie z przeszłości, w którym dyplomatyczna rasa Skrulli trafia na planetę dwóch ras — brutalnych Krew i roślinnych Cotati. Zmiennokształtni kosmici postanawiają zorganizować turniej, w którym wyłoniony zwycięzca będzie prowadził rozmowy dyplomatyczne z Skrullami. Tysiące lat później pokojowa rasa Cotati staje się zagrożeniem dla wielkich kosmicznych mocarstw. Właśnie wtedy wkracza Hulkling, pod którego przewodnictwem obie rasy ruszają naprzeciw zagrożeniu. W międzyczasie, jak to zwykle w świecie Marvela bywa, w całość zostaną wplątani Avengers i Fantastyczna Czwórka.
Sprawdź też: Avengers. Era Khonshu. Tom 7 – recenzja komiksu. W imię wyższego dobra.
Perła w przepastnym tomie
Zdecydowanie z całego albumu najprzyjemniej wspominam pierwszy 80-stronicowy zeszyt o tytule Incoming, który został napisany, jak i narysowany przez różnych artystów. Wszystko zaczyna się od niezwykle tajemniczego morderstwa. Początkowo trop podejmuje Daredevil wraz z Elektrą, następnie Jessica Jones, Kapitan Marvel i tak dalej i tak dalej. Każdy ze scenarzystów i rysowników zajmuje się planszami poświęconymi pisanych przez nich bohaterów. Przykładowo Chip Zdarsky prowadzi wątek Daredevila, a Donny Cates wprowadza Venoma. Wszystko to tworzy niesamowitą mieszankę całego uniwersum Marvela. Z każdą przewróconą stroną śledztwo zatacza coraz większe kręgi. Mnie w tym zeszycie urzekły najbardziej nagłe zmiany klimatu. Mimo gigantycznych różnic w poszczególnych stylach całość niezwykle do siebie pasuje.
Sprawdź też: Nieśmiertelny Hulk Tom 3 – recenzja komiksu. Hulk dalej miażdży wszystko na swojej drodze.
Klasyka w wydaniu Marvela
Sam event jest niezwykle udanym crossoverem Avengers i Fantastycznej Czwórki. Empireum świetnie operuje dostępnymi bohaterami i nawet postacie mniej kluczowe dla tej opowieści otrzymują swoje miejsce i kilka kadrów, żeby się wykazać przed czytelnikiem. Sama fabuła okraszona jest wieloma zwrotami akcji, choć wielu niestety idzie się domyślić. Jednak w tego typu wydarzeniach najważniejsze są epickie sceny walki, których w tym przypadku tutaj nie brakuje. Cały album wypełniony jest pełnymi rozmachu galaktycznymi pojedynkami. Samo wydarzenie ma mieć niezwykle duże znaczenie dla całego uniwersum i mam nadzieję, że wkrótce tego doświadczymy.
Wizualnie główna część eventu Empireum jest zadowalająca. Rysunki Valerio Schitiego są niezwykle mainstreamowe, niczym się nie wyróżniają w dobrym, jak i w złym sensie. Rysownik korzysta z masy kolorów, ciepłych barw i dba o szczegóły na dużych planszach. Dodam jeszcze, że mimo faktu, że duża część fabuły dzieje się w kosmosie, nie znajdziemy tutaj wielu ciemnych, ponurych kadrów. Co dla mnie jest wielkim plusem!
Mimo przedniej zabawy, jaką sprawił mi ten album, to nie ukrywajmy Empireum to event jak każdy inny w Marvelu. Praktycznie w ogóle nie wyłamuje się z dobrze znanych schematów. Mimo wszystko ma kilka smaczków, dla których warto poświęcić czas. Wizualnie niczym się nie wyróżnia, gdyby nie pierwszy potężny zeszyt, który naprawdę zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Osobiście czuję, że często będę do niego wracał. Mimo wszystko polecam zapoznać się z tym wydarzeniem, gdyż może się okazać kluczowe dla całego uniwersum naszych ukochanych herosów.
Sprawdź też: X-Men. Punkty zwrotne. Upadek mutantów – recenzja komiksu. Komiksy o mutantach są ponadczasowe.