Wiedźmin to jedna z najbardziej znanych współcześnie marek. Wszystko oczywiście zaczęło się od świetnych książek Andrzeja Sapkowskiego, ale pozycję Geralta najbardziej umocniła seria gier Wiedźmin. Zwłaszcza trzecia odsłona. Dzięki jej popularności Geralt został również bohaterem komiksów. Często są to jednak produkcje dość średnie, które docenią najwięksi fani. Na szczęście Ballada o dwóch wilkach to moim zdaniem najlepsza z dotychczasowych przygód Białego Wilka na kartach komiksu. Zapraszam do recenzji.
Dawno temu, za górami i za lasami
Zarówno Andrzej Sapkowski, jak i CDP RED przy tworzeniu kolejnych przygód z Geraltem w roli głównej sięgali po baśnie. Przetwarzali słynne opowieści, tak żeby z jednej strony korzenie wątków były widoczne, a z drugiej strony, aby opowiadana historia skręciła w nieoczekiwanym kierunku. Przykładowo w ten sposób mała Calineczka mogła zostać zdeptana przez naszego ukochanego bohatera.
Ballada o dwóch wilkach również korzysta z tego motywu. Trochę czerpie z ludowych podań, a jednocześnie plącze fabułę z zabawą Geralta w detektywa. Geralt wraz z Jaskrem trafia do turystycznego miasteczka Grimmwald. W owym miejscu bohater z miejsca jest proszony o pomoc przez samego Czerwonego Kapturka! Dziewczyna obawia się o życie swojej ukochanej babci, gdyż całe miasteczko nękane jest przez wilkołaka, który pustoszy całą okolicę. Jednak błaha z początku sprawa, okazuje się dużo bardziej skomplikowana. Oprócz problemów z wilkołakiem w mieście toczy się walka o wpływy, a niejedna postać pała rządzą zemsty.
Bartosz Sztybor nieźle namieszał w tej historii. Buduje ją na podstawie znanego nam wiedźmińskiego świata, w którym nie ma jednej słusznej racji i gdzie pozory mogą łatwo zaprowadzić nas na manowce. Do tego wszystkiego autor wplątuje nawiązania do bajki o Czerwonym Kapturku.
Brak tutaj większych emocji
Mimo że najnowszy tom przygód o sławnym zabójcy potworów uznaję za niezwykle udany, to nie ma on tak mocnego emocjonalnego wydźwięku, jak choćby opowiadanie Mniejsze Zło. Za słabo poznajemy poboczne postacie, przez co niespecjalnie wciągamy się w ich dramaty. Jednakże, co na pewno udało się autorowi to wplecenie w całą opowieść humoru, a wszystko to za sprawą Jaskra, który uprzykrza życie Geraltowi, wyśpiewując coraz to bardziej wymyślne ballady. Jednych może to trochę irytować, ale czy nie taki miał być druh wiedźmina? Lekkoduch, który swoim zachowaniem gra na nerwach.
Rysunki jak z bajki
Zdecydowanie należy również docenić ilustracje, które również uważam za jedne z najlepszych z dotychczasowych wydanych komiksów. Rysunki Miki Montlló są niesamowicie bajkowe, nieraz miałem przed oczami baśnie, które mama czytała mi, jak byłem mały, a ja podziwiałem wspaniałe ilustracje. Jednakże rysownik postawił również na niezwykle mroczną kolorystykę, przez co dodają one nieco grozy. Zwłaszcza to widać, kiedy na stronie pojawia się wielki zły wilk (wilkołak). Warto również wspomnieć o galerii okładek alternatywnych, które są prawdziwymi dziełami sztuki.
Sprawdź też: Wiedźmin: Dom ze szkła – recenzja komiksu. Historia o szczęśliwej miłości.
Podsumowanie
Najnowszy album Bartosz Sztybora czyta się jednym tchem. Ledwo zacząłem go lekturę, a już przewracałem ostatnią stronę, tak mocno się wciągnąłem w opowiadaną historię. Komiks zapewnia dużo dobrego humoru, odrobinę kryminału i dobrego śledztwa. Sama historia jest świetnie osadzona w uniwersum Wiedźmina. Do tego dochodzą niesamowite rysunki autorstwa Miki Montlló. Gdyby jeszcze historia zapewniła odpowiednie emocje, to mielibyśmy do czynienia z prawdziwym hitem, a tak mamy jedynie z bardzo dobrym albumem.
Sprawdź też: Wiedźmin: Ziarno prawdy – recenzja komiksu. Piękna i bestia.