W ostatnich dniach wszyscy żyją Barbieheimerem, przez co innym premierom filmowym ciężko jest się przebić, a co dopiero zyskać podobny rozgłos. Czy Nawiedzony dwór pomimo dominacji rywali jest filmem zasługującym na uwagę kinomanów? Czy warto udać się na seans, umożliwiając tytułowi zdobycie kawałka box-office’owego tortu? O tym wszystkim dowiecie się w poniższym tekście.
Disnejowska przygoda przeniesiona do rzeczywistości
Nawiedzony dwór jest historią opartą na atrakcji o tym samym tytule, znajdującej się w Disneylandzie. Pierwsza adaptacja w reżyserii Roba Minkoffa powstała w 2003 roku, a w główną postać wcielił się Eddie Murphy. Produkcja zebrała mieszane recenzje. Na Filmwebie może poszczycić się średnią wynoszącą 5,8/10, niezbyt zachęcającą do seansu. Sama film widziałam 11 lat temu i niewiele z niego pamiętam. Nie ma jednak co się zrażać. Najnowsza ekranizacja Disneya nie jest remakiem, tylko kompletnie nową opowieścią, chociaż w obu filmach przewiną się postacie występujące w lore lunaparkowej atrakcji jak np. Madame Leota.
Historia stara jak świat
Ben Matthias (Lakeith Stanfield) oprowadza turystów po największych atrakcjach Nowego Orleanu. Chociaż jego praca polega na interakcjach z innymi, nie należy on do przyjemniaczków – traktuje swoich klientów obcesowo. Stres w pracy odreagowuje po godzinach w zaprzyjaźnionym barze, w którym raczy się trunkami aż do urwania filmu.
Sprawdź też: Super Mario Bros. Film – recenzja filmu – Wszystko wszędzie naraz.
Niespodziewanie w jego drzwiach pojawia się dość osobliwy ksiądz Kent (Owen Wilson) z propozycją zbadania nawiedzonego domostwa, oczywiście w zamian za sowitą zapłatę. Bohater zachęcony perspektywą łatwego zarobku, bo wszakże duchy nie istnieją, zgadza się i już wkrótce wybiera się sfotografować problematyczne domostwo. Na miejscu poznaje Gabbie (Rosario Dawson) oraz jej synka (Chase Dillon), którym duchy uniemożliwiają codzienne funkcjonowanie w nowo kupionej nieruchomości. Na skutek pewnych okoliczności, wszyscy razem będą musieli stawić czoła nieczystym siłom. Nie chcę tutaj zdradzać zbyt dużo fabuły. Widząc zwiastun, sama nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, obawiałam się wysypu wyskakujących duchów lub innych straszaków i opowieści bardziej dla dzieci.
Na szczęście cała historia jest bardzo dobrze skonstruowana i poprowadzona. Co prawda sama w sobie jest dość przewidywalna i znana, ale tempo akcji i humor urzekły mnie tak bardzo, że wybaczyłam ten fakt.
Magia Nowego Orleanu
Uważam, że rewelacyjnym zabiegiem było umieszczenie akcji filmu w klimatycznym Nowym Orleanie. Przebitki Mardi Grass, czy tanecznych korowodów uroczystości pogrzebowych dodały całości wyjątkowego mistycyzmu. Od razu przypomniał mi się jeden z moich ulubionych horrorów Klucz do koszmaru, który również traktuje o voo-doo, magii i rytuałach przejścia. Cieszy mnie to, że Disney się rozwija i eksploruje mniej schematyczne lokacje, pokazując inne kultury.
Sprawdź też: Dungeons & Dragons: Złodziejski Honor – recenzja filmu na Blu-Ray/DVD – Moje guilty pleasure
O ile dzieło Minkoffa zestarzało się niezbyt dobrze, o tyle Nawiedzony Dwór w reżyserii Justina Simiena przedstawia duchy bardziej realistycznie, używając najnowszych technik efektów specjalnych. Walka reprezentantów żywego świata z błąkającymi duszami z zaświatów była miejscami nierówna, ale bardzo miła do obserwowania.
Dawno niewidziani ulubieńcy
Mocnym punktem obrazu jest śmietanka aktorskiej obsady. Danny DeVito bawi do łez jako zrzędliwy profesor (przy scenie z fotelem krztusiłam się ze śmiechu), tak samo Tiffany Hardish rozbraja jako niepewna swoich mocy medium Harriet. Miło było również zobaczyć na ekranie Jamie Lee Curtis w roli legendarnej Madame Leoty. Ta zbieranina diametralnie różnych osobowości podbije wasze serduszka i sprawi, że będziecie im gorąco kibicować, przeżywając razem wszystkie potknięcia i chwile grozy. Oprócz wielu komediowych scen najnowsza produkcja Disneya dostarczy również wzruszeń. Jest to w dużej mierze film o przemijaniu, o poczuciu straty, nagłych rozstaniach i pogodzeniu się ze śmiercią najbliższych. Przyznam się, że w kilku momentach poczułam, że moje oczy robią się szkliste (na szczęście to nie był taki atak smutku jak na Wielorybie czy Coco).
Sprawdź też: Antman i Osa: Kwantomania – recenzja filmu na Blu-Ray/DVD. Wkraczając w piątą fazę MCU
Nawiedzony dwór to kawał przygodowego kina familijnego. Wchodzi jednak do kin w dość trudnym okresie, tym bardziej że 14 lipca premierę miał inny hit od Disneya – rewelacyjny Między Nami Żywiołami, i to właśnie ten tytuł jest jego największym rywalem. W moim odczuciu warto obejrzeć obie produkcje.
Historia posiadłości jest trochę straszna, obfituje w tajemnice i zagadki oraz zabawne gagi. Jeżeli wybierzecie się na seans, nie będziecie żałować, najmłodsi widzowie będą zapewne oczarowani, duzi miłośnicy takich klasyków jak Gęsia skórka też znajdą coś dla siebie.
Zapomniałam wcześniej wspomnieć o crème de la crème, jakim jest polski dubbing. Przypadnie on do gustu zarówno dużym, jak i mniejszym kinomanom, bo jest wyborny, inteligentny humor plus dużo aktualnych powiedzeń i nawiązań. Jak dla mnie pozycja obowiązkowa w trakcie lata w mieście.
Sprawdź też: Między nami żywiołami – recenzja filmu – Jesteśmy jak ogień i woda – niezła z nas para!