REKLAMA

Stray – recenzja gry. Bezpański kotałkę, który skradnie ci serce

Mateusz Zelek

Opublikowano: 20 lipca 2022

Spis treści

Stray – recenzja gry. Bezpański kotałkę, który skradnie ci serce

Walka kociarzy i psiarzy trwa od wieków i nic nie zwiastuje, że któraś strona zyskuje przewagę. Jednakże najnowsza kocia produkcja może przysporzyć jednej grupie futrzaków wielu nowych fanów. 

Stray to ukazywana z perspektywy trzeciej osoby gra o kocich przygodach, której akcja osadzona została pośród zalanych neonowym blaskiem uliczek i podejrzanych zakątków zrujnowanego cybermiasta. Próżno tu szukać ludzi, czy nawet innych zwierząt. Nasz futrzak trafia do tego martwego miasta przez przypadek, gdy w trakcie wędrówki oddzielił się od swojej kociej rodziny. Jak na kota przystało, przechadzamy się własnymi ścieżkami, demolujemy opustoszałe mieszkania, a przy okazji odkrywamy tajemnice tego nieprzyjaznego miejsca, zamieszkiwanego wyłącznie przez roboty i groźne stworzenia. Cała opowieść ma swoje momenty, jednak jak na mój gust nie jest tutaj główną atrakcją. Najwięcej radości miał bowiem mój zmysł wzroku. Ta gra jest po prostu wspaniałym dziełem artystycznym.

Sprawdź też: Kangurek Kao (2022) – recenzja gry. Sentymentalny powrót do młodzieńczych lat.

REKLAMA

Radość dla oczu i duszy

Stray to piękna wydmuszka – piękna na zewnątrz, pusta w środku. Mechanik oraz zawartości jest tu tyle, co kot napłakał. Jednak w przypadku tej produkcji nie jest to żadna obraźliwa inwektywa, bo dzieło francuskiego BlueTwelve Studio nie aspirowało do bycia wielką i rozbudowaną grą. To opowieść, którą chłoniemy głównie ze względów artystycznych. Nasze uszy są karmione świetnymi kawałkami, pasującymi do klimatu całej produkcji. Ścieżka dźwiękowa mocno wybrzmiewa, szczególnie w trakcie dynamicznych sekwencji.

Screen z gry Stray

Jednakże Stray to przede wszystkim uczta dla oczu. Zacznijmy od tego, że animacje kociaka są po prostu przepiękne – wirtualne zwierzę rusza się jak żywe, co zapewne jest spowodowane dobrymi nagraniami motion capture oraz tym, że deweloperzy deklarują się jako kociarze. Na protagonistę chce się patrzeć bez przerwy, aż chciałoby się go pogłaskać. Zwłaszcza gdy miauczy i jego pyszczek jest tak kawaii, że osoby, które muszą uważać na słodkie, powinny do gry podchodzić z odpowiednią rezerwą. 

Screen z gry Stray

To nie jedyne cudowne doznania wizualne, jakie doświadczymy – brudne miasto ma swoje uroki, zwłaszcza gdy trafiamy na ulice oświetlone przez ledwo działające neony. Do tego dochodzi rozbudowana fizyka obiektów (gracz może zwalić coś z półki w różnych mieszkaniach albo wskoczyć na pianino i klawiaturę – typowe dla tych futrzaków!) czy odbicia w lustrach wody, czy to w kałużach, czy innych mniejszych zbiornikach. Warto w trakcie gry po prostu zwiedzać i sprawdzać, czy coś można zrobić, bo twórcy przygotowali dla graczy wiele interaktywnych elementów.

Screen z gry Stray

Stray w każdym calu zostało dopieszczone pod aspektem wizualnym i czuć tutaj, że każdy budynek, urządzenie czy nawet pudełko do pizzy znalazło się tam w konkretnym celu. Nie wiem czemu, ale modele robotów bardzo przypominają mi to klasyczne wyobrażenie syntetycznego życia z lat 70. W sumie biorąc pod uwagę neonowy klimat całej produkcji, to skojarzenie zapewne nie jest przypadkowe.

Screen z gry Stray

Nie dla wszystkich kociarzy

Niewątpliwie trzeba jednak przyznać, że po napisach końcowych człowiek żałuje, że to koniec. Stray aż prosi się o dłuższą opowieść, a myślę, że ten ciekawy świat jest w stanie pomieścić jeszcze trochę historii. Oraz dodatkowych kotów. Boli bardzo to, że po raz kolejny ciekawa produkcja nie wykorzystuje potencjału DualSense. Mamy co prawda wibrację, opór triggerów czy dźwięk miauczenia z głośniczka, ale to wciąż kropla w morzu możliwości tego pada. A szkoda, bo Stray mogłoby sobie pozwolić na odrobinę więcej szaleństwa w tej materii.

Screen z gry Stray

Szkoda, że zabrakło także trybu fotograficznego, bo jednak widoczki w tej grze są przepiękne. Jeśli jesteście fanami wbijania osiągnięć w grach, to Stray skutecznie Wam to obrzydzi – jedno z nich można zdobyć wyłącznie dzięki szczęściu, ewentualnie nieziemskiej cierpliwości. To “wyzwanie” mocno zaburzyło mój odbiór gry, no ale… frustracja gracza nie może wpłynąć na ogólny odbiór tego tytułu. A naprawdę warto po niego sięgnąć, zwłaszcza gdy chcecie przyjemnie i niezobowiązującą spędzić sobie wieczór.

Mateusz Zelek

Nazywam się Mateusz i z wykształcenia jestem dziennikarzem. Jestem fanatykiem dinozaurów i wszystkiego, co z nimi związane, a o grach pisze od lat. Uwielbiam strategie oraz cRPG, a moją ulubioną serią jest The Elder Scrolls. Przy Skyrimie spędziłem dziesiątki godzin (z czego połowa na wgrywaniu modów). W wolnym czasie nie pogardzę także dobrą lekturą oraz odkryłem nową pasję — malowanie figurek.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Czarodziejki W.I.T.C.H. księga 14 – recenzja komiksu – Kolejny udany tom, po którym czytelnik ma ochotę na więcej! 

Czarodziejki W.I.T.C.H. księga 14 – recenzja komiksu – Kolejny udany tom, po którym czytelnik ma ochotę na więcej! 

Bursztynowy miecz – Recenzja książki. Jeszcze więcej słowiańskości

Bursztynowy miecz – Recenzja książki. Jeszcze więcej słowiańskości

Nawałnica Mieczy: Stal i Śnieg – Recenzja Książki. Cisza przed burzą

Nawałnica Mieczy: Stal i Śnieg – Recenzja Książki. Cisza przed burzą

GLADIATOR II – RECENZJA FILMU – W ODBICIU ECHA WIECZNOŚCI

GLADIATOR II – RECENZJA FILMU – W ODBICIU ECHA WIECZNOŚCI

Apiary – Kosmiczne Pszczoły atakują!

Apiary – Kosmiczne Pszczoły atakują!