Trzy najpotężniejsze drużyny superbohaterów – Avengers, X-Men oraz Przedwieczni, wstępują na wojenną ścieżkę. Cały świat jest w niebezpieczeństwie, gdy zostaje przebudzona pewna istota, która zamierza w jeden dzień osądzić całą ludzkość. Czy świat przetrwa ten sądny dzień?
Wigilia sądnego dnia
Parę miesięcy temu na łamach wydawnictwa Egmont ukazał się nowy tom historii Przedwiecznych – drużyny, która rzadko udziela się w głównym nurcie. Zostali oni zretconowani, a sam album zakończył się mocnym cliffhangerem. Ich nowy przywódca Druig uważa, że mutanci są bardzo blisko spokrewnieni z Dewiantami, a przecież Przedwieczni zostali stworzeni aby “zwalczać nadmierną dewiację”. Z racji tego, że mutanci pokonali śmierć i potrafią się wskrzeszać, zrobiło się ich naprawdę sporo na Krakoi – ich niepodległym państwie. A Avengers? Cóż… też tutaj są.
Warto więc zapoznać się z komiksem Przedwieczni przed lekturą Sądnego dnia, bo to naprawdę solidna pozycja. Warto również wiedzieć, co ostatnio działo się u mutantów. Nie jest to obowiązkowe, bo dostajemy sporo ekspozycji, która ma nakreślić najważniejsze punkty konfliktu.

Wszyscy zostaną osądzeni
Muszę przyznać, że scenarzysta Kieron Gillen zachowuje dobry balans między epicką akcją a bardziej przyziemnymi wątkami. Od pierwszych stron komiksu zostajemy wrzuceni w środek ogromnego starcia między Przedwiecznymi i X-Men. Nie zapomina się jednak o warstwie psychologicznej i źródle konfliktu, o życiu, śmierci i pytaniu, czy ludzkość w ogóle zasługuje by żyć.
Do życia zostaje powołany Celestianin, który postanawia osądzić wszystkich mieszkańców Ziemi. Dość szybko jednak okazuje się, że jego wyroki są dość losowe i niesprawiedliwe. Nasi bohaterowie muszą więc znaleźć sposób na pokonanie nowego protoplasty.
Album jest dość brutalny, trup ściele się gęsto, ale w sumie to twórcy mogli sobie na to pozwolić, gdyż X-Men do perfekcji opanowali sztukę wskrzeszania. Przedwieczni również po śmierci wracają do życia. Teoretycznie Avengers muszą bardziej uważać, ale w tej historii nie ma ich zbyt wielu.
Jednym z moich ulubionych elementów całego tomu są jednostronicowe kadry przybliżające sylwetki sześciu zwykłych ludzi z całego świata. Co jakiś czas do nich wracamy i możemy spojrzeć, jak podchodzą do całego konfliktu i jak to na nich wpływa. Myślę, że to bardzo ważne, by w obliczu światowego kryzysu ukazywać jednak bardziej przyziemną perspektywę, z którą możemy się bardziej utożsamić. Niesamowite jest też dla mnie to, że te wątki w finale mniej lub bardziej przecinają się z tymi superbohaterskimi.

Kiedy różnorodność szkodzi spójności
Za rysunki i kolory odpowiada cała masa artystów – praktycznie każdą serię współtworzyły inne osoby, i to naprawdę widać. Część z nich wygląda jak typowa generyczna kreska, którą możemy zobaczyć w wielu komiksach superbohaterskich. Kilka wyróżnia się na plus, kilka na minus, wciąż nie wiem, czy zeszyt o Starfoksie mi się podoba czy nie, dlatego, że jest tak bardzo różny od reszty – bardziej jaskrawy i prosty.

Wszystko wraca do normy
Sądny dzień to solidne komiksowe wydarzenie, które potrafi wciągnąć rozmachem i refleksyjnym tonem, nawet jeśli nie wszystko w nim gra idealnie. Gillen udowadnia, że w Marvelu wciąż można opowiadać o bogach i mutantach w sposób emocjonalny, a nie tylko widowiskowy. Chciałoby się jednak, żeby tak wielkie wydarzenie, łączące największe marvelowe drużyny, czyli Avengers, X-Men i Przedwiecznych, miało jakiś wpływ na to uniwersum. Jednak wszystko kończy się tak, że wraca do statusu sprzed tego albumu.
Sprawdź też:
– Ród X/Potęgi X – recenzja komiksu. Ewolucja mutantów.
– Przedwieczni – recenzja komiksu – Boskość, tajemnice i ciężar odpowiedzialności
