Wiedźmin 3. sezon – recenzja 1. części. Nie bójcie się Białego Wilka

UDOSTĘPNIJ

Previous slide
Next slide

Wiedźmin 3. sezon – recenzja 1. części. Nie bójcie się Białego Wilka

Trzeci sezon Wiedźmina miał wysoko postawioną poprzeczkę, chcąc zmazać plamę po nieudanym drugim sezonie. Na domiar złego, z obsadą żegna się Henry Cavill, dla którego są to ostatnie podrygi w roli Geralta. Produkcja była na straconej pozycji od pierwszych zapowiedzi, jednak czy okazała się, tak jak oczekiwano, kompletną katastrofą?

Wiedźmin 3. sezon – recenzja 1. części. Nie bójcie się Białego Wilka

Biały Wilk daje radę

W kwestii aktorskiej nie obyło się bez zaskoczeń. Oczywiście, Cavill w roli Geralta jest świetny, nawet bardziej jaskrawy niż w poprzednich sezonach, ale na pochwałę zasługuje przede wszystkim jego chemia z Yennefer (Anya Chalotra) oraz ogromny progres, jaki można zobaczyć w charakterze Ciri (Freya Allan). Jaskier dalej pozostaje najlepiej napisaną postacią serii i widać, jak wielką frajdę na planie ma Joey Batey. Jego romans z Radovidem jest świetnie poprowadzony, a sama postać następcy tronu Redanii jest równie charyzmatyczna, co np. w grach od CD PROJEKT RED.

Oczywiście momentami wkrada się monotonia, szczególnie przy rozmowach o królewskich podstępkach. W tych najlepiej sprawdza się Sigismund Dijkstra (Graham McTavish). Wracając do szpiegostwa i politycznych smaczków walki Królestw Północy z Nilfgaardem, wiele elementów nadal kuleje. Nie zmienia to faktu, że twórcy przynajmniej w tym sezonie postarali się o większe uwypuklenie zależności narodów Kontynentu, ich motywacji i metod działania. Widać to szczególnie w, moim zdaniem, bardzo udanym 5. odcinku, gdzie możemy obserwować konklawe na Thanedd z perspektywy wielu gości. – Filip Chrzuszcz

Szok i niedowierzanie. Pięć odcinków trzeciego sezonu Wiedźmina jest… naprawdę okej! Henry Cavill ponownie świetnie wciela się w postać Geralta. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jest to jego najlepszy dotychczasowy występ. Widać, że cała ekipa się porządnie dotarła, ponieważ chemia na ekranie jest zauważalna, ale i same pojedyncze interakcje nabrały w końcu takiej uroczej otoczki — szczególnie te wspólne Białego Wilka, Yennefer (Anya Chalotra) i Ciri (Freya Allan). Sama czarodziejka za to wypada świetnie, ale niestety nadal brakuje jej tego pazura. Jest dumna, jest pyszna, ale czy tak potężna, jak głosi? Liczę, że już niedługo będziemy mogli się o tym przekonać.

Żeby nie było tak kolorowo — odnoszę wrażenie, że sami twórcy nie do końca wiedzą czego chcą od tego serialu i kogo w nim chcą. Kolejne postaci przychodzą i odchodzą, wątki się mieszają, a ilość skoków między lokacjami i bohaterami przyprawia o zawód głowy. A można by wziąć przykład z Gry o Tron i dać czasami komuś błyszczeć przez cały epizod… nie wiem, może Netfliksowy zespół boi się, że bez największych gwiazd w jednym odcinku widz się szybko znudzi? – Damian Daszek 

Kadr z serialu Wiedźmin

Scenariusz szuka swojego miejsca na mieliźnie

Fabularnie jesteśmy w “Krwi Elfów” oraz “Czasie Pogardy”. Ta druga pozycja jest szczególnym samograjem, więc kwestia zmian w materiale źródłowym nie powinna za bardzo wchodzić w grę, jednak dalej mamy do czynienia z tymi, ekhm, głupimi monolitami i innymi głupotkami, do których przyzwyczaił nas poprzedni sezon i niesławny “Rodowód Krwi”. Na pewno jest lepiej, niż było, jednak do doskonałości jeszcze daleko. – Filip Chrzuszcz

Fabularnie też jest dobrze! Może nie najlepiej, bo z tego, co już słyszę i widzę w sieci, scenarzyści ponownie lekko podeptali materiał źródłowy. Niemniej trzeba przyznać, że ze smakiem! To już nie jest abominacja (tak jak sezon drugi), to dość luźna adaptacja, którą ogląda się z przyjemnością. Oczywiście, nie wszystkim się to spodoba. Jednak ja jestem w tej grupie, co na chwilę obecną marudzić nie będzie. – Damian Daszek 

Kadr z serialu Wiedźmin

Nie bójcie się Białego Wilka

Trudno mówić o zachwytach, ochach i achach, kiedy mówimy o najnowszym sezonie netflixowego Wiedźmina, jednak jest lepiej. To najważniejsza wiadomość i oby druga połowa przyniosła same pozytywy. To zapowiadał sam Tomasz Bagiński, wspominając, że jego ulubionym odcinkiem jest epizod 7. Przekonamy się, czy zachwyt producenta spełni oczekiwania. Póki co, ufam i nie mogę się doczekać! – Filip Chrzuszcz

Nie ukrywam… potwornie bałem się o ten sezon. Więcej, już sobie obiecywałem po drugim, że nie będę go oglądał. Z ulgą wypuszczam powietrze z płuc i z nadzieją patrzę w przyszłość. Nie oczekuje fajerwerków oraz polskości — już nawet o tym nie marzę. Teraz liczę jedynie na dobrą zabawę i radość z oglądania. Także tak… możecie spać spokojnie, koszmarów po seansie nie będzie! – Damian Daszek