REKLAMA

Warhammer 40k: Boltgun — recenzja gry. Krwawo i nudno?

Kuba Hertel

Opublikowano: 3 sierpnia 2023

Spis treści

Warhammer 40k: Boltgun to w teorii gra, którą powinienem się zachwycać. Świetne i bogate uniwersum, retro oprawa i mnóstwo rozwałki. Czy faktycznie nie mogłem się oderwać od ekranu? Jak wypada w moich oczach najnowsza produkcja Auroch Digital?

Już na samym wstępie zaznaczę, że mocno podjarałem się pierwszym zwiastunem Boltgun. Jak wcześniej wspomniałem — wydawałoby się, że ten tytuł będzie miał wszystko, czego potrzebuję. Niestety — okazało się, że znużenie rozrywką dopadło mnie szybciej, niż bym się tego spodziewał. Jak do tego doszło? Cóż — wpłynęło na to kilka czynników. 

Nie zrozum mnie jednak źle — Warhammer 40k: Boltgun to kawał dobrego i przyjemnego boomer shootera. Niemniej zwiastun trochę nastawił mnie, że będzie to „coś więcej”. Jakiś powiew świeżości w FPS-ach stylizowanych na retro. Twórcy naprawdę mieli spore pole do popisu, a ostatecznie zaserwowali produkt, który na dobrą sprawę nie odbiega niczym, od innych gier w tym stylu. Dla wielu maniaków oldschoolowych strzelanek to pewnie wystarczy. Ja jednak czuję niedosyt. 

REKLAMA

Warhammer 40,000 Boltgun

Warhammer 40k: Boltgun, czyli powrót do przeszłości

Nie nastawiaj się jednak, że uświadczysz w grze wielu cutscenek czy iście rozbudowanej fabuły. To jednak jest boomer shooter i w tej kwestii też nie odbiega od normy. Szkoda, bo faktycznie widać, że twórcy czują to uniwersum i mogliby coś więcej zadziałać z historią. Co by nie mówić — klimat w Warhammer 40k: Boltgun jest świetny. 

Sprawdź też: Polowanie na oprychów z wiernym piesełem — recenzja gry Necromunda: Hired Gun

Fabuła została podzielona na trzy rozdziały, lecz niestety większość kolejnych map zlewa się w jedną, składającą się z bardzo podobnych segmentów. Momentami miałem wrażenie, że chodzę po dokładnie tych samych lokacjach. Szkoda, szczególnie że mowa o grze, która oparta jest na liczącym sobie kilkaset powieści uniwersum. Nie ukrywam, że liczyłem na nieco większą różnorodność, jeśli chodzi o projekty poziomów. Oto pierwszy z elementów, które wpłynęły na to, że gra zaczęła mnie szybko nużyć. 

Oldschoolowa rozgrywka w W40K: Boltgun to fun. 

Pora skupić się na tym, co najważniejsze w boomer shooterach — rozgrywce! Boltgun, jak każdy szanujący się przedstawiciel gatunku, przypomina mocno klasycznego Dooma czy Quake’a. Główny bohater posiada nie tylko punkty życia, ale też pancerza. Te odnawiają się poprzez podnoszenie specjalnych przedmiotów na mapie, to samo tyczy się amunicji oraz nowych broni. 

„Klasyczność” produkcji objawia się też poprzez konieczność znajdywania specjalnych kluczy, aby przejść do kolejnego fragmentu mapy. Niestety — konkretnych nowości brak, a szkoda. W oldschoolowych FPS-ach (czy ogólnie produkcjach stylizowanych na retro) najbardziej doceniam nowe, świeże elementy. 

Akcja i „rozwałka” sama w sobie jest na wielki plus. Na ekranie dzieje się sporo, czyli tak, jak lubię. Samo strzelanie jest niezwykle przyjemne i satysfakcjonujące. Do tego dochodzi ciachanie mieczem łańcuchowym, co też odpala „bullet time” dodając nieco kinowego uroku tej produkcji. Do dyspozycji otrzymujesz kilka pukawek, w tym tytułowego Boltguna — poza tym wrogów eksterminujesz np. za pomocą shotguna czy pistoletu plazmowego. 

Warhammer 40,000 Boltgun

Niezbalansowany poziom trudności oraz monotonia

Uwielbiam tańczyć obsypywany gradem pocisków, gdzie każdy najmniejszy błąd może się źle dla mnie skończyć. Czasem się powściekam, owszem, ale wiem, że przeważnie zginąłem z własnej winy. Tu rodzi się mój kolejny problem z W40k: Boltgun — ja naprawdę czasem nie miałem pojęcia czemu mój Space Marine nie żyje. System informacji o otrzymywanych obrażeniach jest fatalnie zaprojektowany. Owszem — można wtedy zmniejszyć poziom trudności, ale to skutkuje tym, że rozgrywka staje się bardziej monotonna. 

Dlatego też całą grę przeszedłem na hardzie, ale to też nie sprawiało mi większej przyjemności. Momentami iście dynamiczne starcia zamieniały się w zabawę w ciuciubabkę, a to nie jest ani ekscytujące, ani satysfakcjonujące. Nie pomaga też fakt, że na wysokim poziomie trudności nawet zwykli przeciwnicy potrafią być przysłowiowymi gąbkami na pociski. Czy tak to powinno wyglądać? Chyba nie do końca. 

Sprawdź też: Blood Bowl 3 — Recenzja gry. Krwawy Sport w wersji Beta

Tym sposobem nie ma znaczenia, jaki poziom wybierzesz — na łatwym będzie zbyt nudno, wtórnie i monotonnie. Na trudnym natomiast w kółko będziesz się chować i eliminować wrogów zza winkla. Jak nie urok to…wiadomo co. 
Niemniej warto też wspomnieć, że to wszystko, co opisałem powyżej, najbardziej odczuwalne jest w trakcie tzw. czystek. Gra zamyka Cię wtedy na jakby wielkiej arenie i nasyła na Ciebie hordy demonicznych fal. Niestety, poza nimi produkcja jest zbyt łatwa. Przemieszczanie się po mapach jest wręcz bezstresowe i ogarniało mnie wtedy poczucie pustki. Nie obraziłbym się też, gdyby też dodano nieco więcej rodzajów wrogów.

Warhammer 40,000 Boltgun

Oprawa graficzna i muzyka w W40k: Boltgun dają radę, ale?

Krótko wspomnę też o oprawie graficznej i audiowizualnej, gdyż pod tym względem Warhammer 40k: Boltgun wypada po prostu dobrze! Pikselowa grafika prezentuje się świetnie i pomimo swojej „archaiczności” bardzo cieszy oko. Animacje też są względnie „płynne”, dlatego też nie mogę narzekać na „drewnianą” rozgrywkę. 

Do tego dochodzi świetnie dobrana ścieżka dźwiękowa bogata w industrialno-symfoniczne klimaty. Jeśli miałbym się przyczepić do czegoś, to do tego, że brak tu jakiegoś motywu, który faktycznie zostałby mi w głowie, ale poza tym — muzyka w produkcji Auroch Digital doskonale pasuje do Warhammera. To samo też tyczy się dźwięków wydobywających się z pukawek — są one niezwykle soczyste i satysfakcjonujące. Dobra robota! 

Podsumowanie — czy warto zagrać w Warhammer 40k: Boltgun?

Pora postawić sobie pytanie — czy warto w ogóle zagrać w Boltgun? Pomimo swoich niedoskonałości, to trzeba przyznać, że samo strzelanie w grze jest niezwykle satysfakcjonujące. Wizualny i dźwiękowo produkcja prezentuje się świetnie, a klimat jest naprawdę gęsty. Auroch Digital, niestety, nieco zmarnowało potencjał bogatego uniwersum Warhammer 40,000. Wizualnie owszem — widać, że to W40k gołym okiem, ale lokacje nie są zbyt różnorodne, a fabuła dosłownie szczątkowa. Z tego też powodu wydaje mi się, że 10h rozgrywki, to jednak trochę za dużo, bo nie bardzo miałem motywację kończyć ten tytuł.

Boltgun to przede wszystkim pozycja dla zatwardziałych fanów tego uniwersum oraz dla wielbicieli boomer shooterów. Jeśli nie wymagasz zbyt wiele od takiej produkcji, nie wadzi Ci niezbalansowana rozgrywka, a oczekujesz po prostu dziesięciu godzin soczystej jatki, to polecam. W przeciwnym razie zalecam podchodzić z dystansem

ZALETY +

WADY -

logo firmy cenega

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy Cenega

Kuba Hertel

Geek w najlepszym tego słowa znaczeniu! Miłośnik gier, komiksów, kinematografii oraz technologii - pochłania wszystko! Z zawodu logistyk, a grafik (obecnie dziergający z Netflixem!) i redaktor z wyboru. Jego serce zdaje się barwy niebieskiej, bo najbardziej oddany jest Sony i DC, jednak z chęcią także zasiada przy Xboxie, a Switch w ruchu jest cały czas! Wszakże dobrodziejstw popkulltury nigdy za wiele, prawda?

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Undisputed – recenzja gry. Wielki powrót boksu na salony. 

Undisputed – recenzja gry. Wielki powrót boksu na salony. 

Dragon Age Veilguard — recenzja gry — unieś zasłonę, odkryj prawdę  

Dragon Age Veilguard — recenzja gry — unieś zasłonę, odkryj prawdę  

Starship Troopers Extermination – Optymalizacjo, gdzie jesteś? 

Starship Troopers Extermination – Optymalizacjo, gdzie jesteś? 

Just Dance 2025 – recenzja gry. Szubidubi can’t dance? 

Just Dance 2025 – recenzja gry. Szubidubi can’t dance? 

Dragon Ball: Sparking! Zero – recenzja gry. Smocze kule w akcji!

Dragon Ball: Sparking! Zero – recenzja gry. Smocze kule w akcji!