MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Księgi Magii, tom drugi - Drugie quatro – recenzja komiksu. Powyrywane kartki.

Jakiś czas temu rozpływałem się nad Księgami Magii Neila Gaimana. Dzieło wyjątkowe – zarówno pod względem treści, jak i oprawy. Liczne alegorie, zabawy z czytelnikiem, drugie dno skłaniające do przemyśleń, a to wszystko splecione w jedno artystyczną wizją rysowników. Zaznaczyłem też wówczas, by nie mylić Ksiąg Magii Gaimana… z Księgami Magii wydawanymi w ramach Sandman Uniwersum. Po lekturze Drugiego quatro nie pozostaje mi nic innego, jak tamtą moją sugestię nie tylko podtrzymać, a nawet przekształcić w ostrzeżenie. Bowiem linia Sandman Uniwersum ma z oryginałami Gaimana wspólne w zasadzie tylko jego nazwisko na okładce, honorowo przyznawając mu tytuł pomysłodawcy serii. A to brzmi już niemalże jak znak jakości. Choć niestety nim nie jest.

Księgi Magii, tom drugi – Drugie quatro – recenzja komiksu. Powyrywane kartki.

Więcej Sandmana, czytelnik wytrzyma

Są tytuły kultowe, pozostawiające niezmywalny ślad na medium, z którego się wywodzą. Film, książka, gra, czy komiks. Myślę, że nikt nie będzie miał problemu ze wskazaniem choćby kilku takich tytułów. Nie ulega wątpliwości, że dla rynku powieści graficznych jednym z takich przełomowych dzieł jest gaimanowy Sandman. Dzieło zamknięte w dziesięciu tomach, wzbogacone przez autora kilkoma opowieściami pobocznymi. Jak to jednak bywa z mainstreamem komiksowym, to, co stworzone dla Wielkiego Wydawnictwa, należy do Wielkiego Wydawnictwa. Bynajmniej nie do autora. On wymyślił i napisał swoje, dostał umówiony pieniążek i od tej chwili jego dzieło będzie sobie żyło poza jego kontrolą. Coś absolutnie nie do pomyślenia chociażby na gruncie literackim. Przynajmniej za życia pisarza.

A tak się składa, że Neil Gaiman żyje, ma się całkiem nieźle (mam nadzieję), tworzy, udziela się medialnie. A tymczasem, DC Comics radośnie eksploatuje jego pomysły, surfując na fali popularności Sandmana, prężnie rozwijając budowane wokół niego Uniwersum. Niestety, w przypadku większości tytułów z charakterystycznym oznaczeniem w górnej części okładki, nie idzie jakość, do której przyzwyczaili się czytelnicy angielskiego fantasty. Mało tego, wątki pochodzące z jego komiksów, są jedynie jaskrawym neonem, mającym na celu ściągnięcie uwagi potencjalnego odbiorcy, tylko po to, by zaserwować mu mało wyszukaną rozrywkę.

O ile w przypadku pierwszego tomu nowych Ksiąg MagiiDoborze składu, sam dałem się nabrać na tę wydawniczą sztuczkę, łudząc się, że to zapewne dopiero początek większej opowieści, sygnalizowanie wątków, które czekają na godne rozwinięcie, tak druga odsłona tej historii, Drugie quatro, jest dla mnie wyraźnym sygnałem, że Gaimana próżno tu szukać. Nie ma go i nie będzie. A co dostajemy w zamian?

Komiksowa adaptacja komiksu

Kojarzycie te memy, które porównują oryginał z „adaptacją Netflixa”? Pełno tego w sieciach, a konkluzja zawsze jest ta sama – z oryginału zostaje tylko tytuł. I podobnie jest z Księgami Magii Kat Howard. Owszem, bohaterem opowieści wciąż jest Tim Hunter, wciąż przypomina Harry’ego Pottera, ba, nawet towarzyszy mu biała sowa. Dowiaduje się również, że w przyszłości stanie się najpotężniejszym czarodziejem w historii. Tyle podobieństw – dalej już otrzymujemy radosną impowizację, która z gaimanowego oryginału (a nawet i ze stron Sandmanów, w końcu tytuł linii wydawniczej zobowiązuje…) bierze pojedyncze pomysły i adaptuje na potrzeby własnej opowieści. Niby nic nowego, przecież komiksy właśnie tak działają od dziesiątek lat, prawda?

Tim, podróżując przez światy wraz ze swoją uświadomioną w magii nauczycielką, doktor Rose, poszukuje zaginionej w poprzednim tomie koleżanki z klasy. Trafiają bardzo szybko na dwór królowej Tytanii – postaci znanej sandmanowym czytelnikom z tomu trzeciego, Krainy Snów. O ile dla Gaimana był to metatekstualny zabieg, gdzie mierzył się z samym Szekspirem, adaptując jego Sen nocy letniej na użytek własnej opowieści, dla Kat Howard, scenarzystki omawianego tu tomu, są to jedynie barwne dekoracje, którymi próbuje przykryć mielizny fabularne. Z takim właśnie wykorzystaniem gaimanowej poetyki przyjdzie się zmierzyć czytelnikom zaznajomionym z oryginałem. Czujcie się ostrzeżeni.

Uniwersalizm Uniwersum

A co znajdzie tu czytelnik, który nie wie, kto to ten cały Gaiman, Sandman i sięgnie po Drugie quatro, bo na okładce jest Potter? Otóż, historię, której lekturę lepiej rozpocząć dopiero po zapoznaniu się z pierwszym tomem. Scenarzystka bez żadnych wstępów rzuca nas na głęboką wodę, więc jeśli nie kojarzycie czym jest Zimny Płomień, dlaczego tata Tima zachowuje się tak dziwnie i dlaczego Ellie zaginęła, to warto wypełnić luki w pamięci. Tu odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy.

Dostajemy za to poprawnie prowadzoną fabułę, podlewaną raz po raz mniej lub bardziej horrorowymi widokówkami, jednak iście kreskówkowa oprawa sprawia, że wszystko to zlewa się w jedną całość i trudno tu szukać momentów wywołujących szybsze bicie serca. Dostajemy kilka odpowiedzi na pytania zadane w poprzednim tomie, ale i one nie stanowią wartości dodanej tej historii. To, co można na pewno pochwalić, to budowanie gruntu pod dramatyczne wydarzenia, które staną się udziałem głównego bohatera w niedalekiej przyszłości. Motyw ten powraca tak często, że pozostaje mi mieć nadzieję na spełnienie przez scenarzystkę złożonej między kadrami obietnicy. Szczególnie, że ostatnia strona  Drugiego quatro pozostawia akcję opowieści na krawędzi klifu.

Piachem po oczach

Dla kogo są  więc Księgi Magii wydawane w ramach Sandman Uniwersum? Myślę, że kilka powyższych akapitów stanowi jasny sygnał, że nie dla fanów Gaimana i jego opus magnum. Nie znajdą tu niczego, czego już by nie znali, a to, co uda im się odnaleźć, będzie zaledwie imitacją oryginału. Czytelnikom, którzy szukają komiksu nastawionego na koktajl z mistycyzmu i akcji, również bym  Drugie quatro odradził, bowiem i magii w tych księgach niewiele, a lepiej poprowadzone widowisko można znaleźć niemalże w każdym innym tytule.

Wychodzi więc na to, że drugi tom Ksiąg Magii Kat Howard można polecić jedynie… czytelnikom pierwszego tomu. Tylko oni docenią rozwinięcie zasygnalizowanych wątków i dalsze losy postaci, które mieli okazję już poznać. Niekoniecznie polubić, bo o to w tym tytule trudno, ale rozpoznawać je, gdy pojawią się ponownie w kadrze. Zakończenie drugiego tomu może sugerować, że kontynuacja już niedługo uderzy w dużo cięższe tony, niemniej trudno mi polecić śledzenie tej historii z czystym sumieniem. Jest wiele dużo lepszych komiksów, którym można poświęcić swój czas. Jak chociażby ten, z którego powyrywano kilka losowych kartek i sklejono całe to posypane piachem Uniwersum.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ