Previous slide
Next slide

Indiana Jones i artefakt przeznaczenia – recenzja filmu. Naziści, podróże w czasie, wybuchy i takie tam.

Na wieść o kolejnej części przygód Indiana Jonesa zareagowałam sceptycznie. Pomyślałam, no tak, jeszcze jeden skok na kasę, który zabije ducha serii, po co to komu? Na pokaz szłam z nastawieniem, że pójdę, przemęczę się, napiszę recenzję i zapomnę. W głowie jeszcze miałam, że chociaż popatrzę sobie na Madsa Mikkelsena i te widoki zrekompensują mi słaby film. Czy oczekiwania pokryły się z rzeczywistością?

Indiana Jones i artefakt przeznaczenia – recenzja filmu. Naziści, podróże w czasie, wybuchy i takie tam.

Karuzela z atrakcjami

Od samego początku jest bardzo intensywnie. Na ekranie wita nas pełen ikry Indiana (Harrison Ford), niezbyt udolnie odmłodzony przez CGI. Efekt, pomimo budżetu filmu wynoszącego 300 mln dolarów, działaniem przypomina raczej szeroko dostępne aplikacje, które nie opanowały ludzkiej mimiki. O wiele lepiej poradzono sobie z kreacją antagonisty dr. Schmidta (Mads Mikkelsen), który rewelacyjnie odegrał fanatyka III Rzeszy, marzącego o podbiciu całego świata.

Przygotujcie się na eksplozje, strzelaniny, bijatyki i pościgi w (i na) pędzącym pociągu. Pierwsza sekwencja to dosłownie mokry sen scenarzysty gier wideo, który momentami przypomina rzeź wyjątkowo mało błyskotliwych nazistów. Klimat i zwroty akcji przypomniały mi pierwsze filmy serii.

Indiana Jones i artefakt przeznaczenia

Mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości

Następnie widz przenosi się do lat 70. XX wieku. Amerykanie wylądowali na Księżycu, hipisi cieszą się jednym z najlepszych okresów dla muzyki na świecie, a stary Indy prowadzi ostatni w swej karierze wykład na uczelni przed przejściem na emeryturę. Głównego bohatera na chwilę dopada proza życia, jego rodzina jest w rozsypce. Nostalgia nie trwa jednak długo, gdyż szybko pojawia się nowa, ekstremalna przygoda. Poczciwy wykładowca pomaga swojej chrześnicy Helenie Shaw (Phoebe Waller-Bridge) posiąść artefakt, który doprowadził jego przyjaciela – Basila Shaw (Toby Jones) niemal do obłędu. Okazuje się, że sprzęt ten jest także mrocznym obiektem pożądania nazistowskiego naukowca znanego z prologu. Od tego momentu zaczyna się walka z czasem i zagadką rzuconą do rozwiązania przez samego Archimedesa. Jest naprawdę intensywnie, konne ucieczki w metrze, akrobacje w pędzącym tuk tuku, nurkowanie z niebezpiecznymi węgorzami to tylko część atrakcji, które na nas czekają. Produkcja jest naszpikowana efektami specjalnymi i nie sposób się nudzić.

Indiana Jones i artefakt przeznaczenia

Piaski czasu

Najbardziej bałam się, że po odtwórcy głównej roli będzie bardzo widać, że ma na karku te 80 lat i dostaniemy cień legendy. Tak nie jest. Ford potrafi sportretować mężczyznę w złotej jesieni swego życia. Człowieka, któremu perspektywa przygody dodaje szelmowskiego błysku w oku.  Pożegnanie z legendą jest pełne szacunku i nie pozostawia niesmaku. Reżyser, James Mangold ma już doświadczenie w filmowych historiach emerytur legend, w końcu stworzył Logana: Wolverine czy Spacer po Linie. W piątej odsłonie przygód najbardziej znanego archeologa nie będzie jednak ckliwych scen.

Fabuła toczy się wokół artefaktu i wyścigu, kto zdobędzie go pierwszy. Seans obfituje w wiele easter eaggów, humoru sytuacyjnego, a także ciętych ripost i dowcipów latających pomiędzy Heleną, a Indym. Ich spotkanie to zderzenie dwóch światów, jednego pełnego wartości i męstwa oraz drugiego, pozornie nastawionego tylko na pieniądze. Jest to chemia pomiędzy postaciami, którą ogląda się naprawdę przyjemnie.

Sam scenariusz nie jest niczym odkrywczym, koneserzy kina przygodowego nie będą zaskoczeni (no, chyba że odrobinę pod koniec). Mamy poprawny blockbuster dla małych i dużych, w sam raz na weekendowy, rodzinny seans w kinie. Pomimo tego, że show trwało 2,5 godziny, to pokaz zleciał mi w mgnieniu oka. Nie ma dłużyzn, żałuję jedynie, że nie rozwinięto bardziej ostatniego wątku. Chociaż zostaliśmy zapewnieni, że już nie otrzymamy kolejnej produkcji z tego cyklu, to zakończenie jak dla mnie było zbyt mało definitywne i boję się, że ktoś może w przyszłości kręcić kolejne części z aktorami w pełni stworzonymi przez CGI.

Indiana Jones i artefakt przeznaczenia

Podróż do lat dziecięcych

Oprócz historii artefaktu, całego pomysłu na zagadkę i jej rozwiązanie najjaśniejszym punktem całego programu był Mads Mikkelsen, który został wprost stworzony do odgrywania psychopatycznych wizjonerów i czarnych charakterów. Oszczędny w gestach, zimny, ale do głębi przesiąknięty swoją wizją jedynego, słusznego porządku świata. Jest hipnotyzujący i nie można oderwać od niego wzroku. Chociaż na swoim koncie ma niejednego złoczyńcę, to każdego z nich odgrywa zupełnie inaczej.

Postać Heleny była dla mnie momentami strasznie irytująca i chociaż uwielbiam aktorkę z Fleabag, tak w Indiana Jones i Artefakt Przeznaczenia miałam nadzieję, że za jakiś czas zniknie z ekranu na dobre. Miło było zobaczyć Renaldo (Antonio Banderas) oraz Sallaha (John Rhys-Davies), chociaż spotkanie to uświadomiło mnie, że tych aktorów również nie oszczędził ząb czasu.

Czy warto wybrać się do kina na epilog przygód bohatera w kapeluszu z batem w ręku? Jak najbardziej! To sentymentalna podróż, w której trakcie każdy widz obudzi w sobie dziecko, a także szansa na pożegnanie towarzysza z dzieciństwa. Jak dla mnie solidne 6/10.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl