Previous slide
Next slide

Avatar: Istota wody – recenzja filmu. Widowisko nie z tej planety.

Pierwszy Avatar nie powalił mnie na kolana. Kompletnie nie rozumiałam zachwytów nad tym tytułem. Podczas seansu ledwie dotrwałam do końca, zdarzyło mi się nawet przysnąć. Obraz widziałam jeszcze dwukrotnie, za każdym z pokazów stała osoba, uparcie pragnąca mi pokazać „to, czego nie wychwyciłam za pierwszym razem”, niestety z marnym skutkiem. Dużo później produkcja okazała się najbardziej dochodowym filmem w historii kina, zarabiając 2 847 246 203 dolarów, w ten sposób detronizując poprzedniego championa Titanica. Kiedy dowiedziałam się, że powstaje sequel, byłam sceptycznie nastawiona, jednak im bliżej było do premiery, tym bardziej dałam się ponieść wszechobecnej atmosferze oczekiwania. Czy warto było? 

Powrót po latach

Żeby wrócić na Pandorę, czekaliśmy długie 13 lat. Przyznam, że to dość zaskakujący zabieg, bo obecnie, gdy produkt odnosi sukces, to jest eksploatowany do granic możliwości. Nasi bohaterowie też się zmienili przez te lata. Jake Scully (Sam Worthington) nadal wiedzie szczęśliwe życie razem z Neytiri  (Zoe Saldana). Został w pełni zaakceptowany przez niebieską społeczność, zaliczył społeczny awans, stając na czele plemienia. Przyszedł więc czas na stabilizację i powiększenie rodziny. Dumą rodziny jest pierworodny Neteyam (Jamie Flatters), oprócz niego gromadka pociech składa się z nieposłusznego Lo’aka (Britain Dalton), najmłodszej i najsłodszej Tuki (Trinity Jo-Li Bliss) oraz przygarniętej Kiri (Sigourney Weaver). Za kompana mają ludzkiego chłopca Spidera (Jack Champion), pieszczotliwie nazywanego przez nich kuzynkiem. Życie patchworkowej familii Na’vi upływa spokojnie, dzieci dorastają, pojawiają się pierwsze fascynacje i dylematy. 

Spokoju za to nie zaznają mieszkańcy Ziemi, którzy swoim beztroskim działaniem wyeksploatowali rodzimą planetę i sprawili, że nie da się już na niej egzystować. Jedynym ratunkiem jest skolonizowanie innego miejsca w kosmosie. Nacierają więc ponownie na Pandorę. I takim oto sposobem do gry powraca największe nemezis naszego protagonisty, psychopatyczny pułkownik Miles Quaritch (Stephen Lang). Co najzabawniejsze, wraca w ciele tego, kim gardził. Jako lokalny tubylec rozpoczyna polowanie na swojego wroga i jego najbliższych. I tutaj miałam poczucie, że fabularnie zaliczamy odgrzewany kotlet. James Cameron nie pokusił się o stworzenie nowego antagonisty i bardziej wyszukanego zagrożenia niż ludzie. Może miał na myśli fakt, że to my jako gatunek jesteśmy największymi oprawcami w historii? 

Tak jak pierwszy Avatar opowiadał o miłości ponad podziałami, tak drugi traktuje o rodzinie. Nie ma tu nic odkrywczego, dostajemy uniwersalną historię o dorastaniu, trudnościach adaptacyjnych w nowym środowisku oraz przytłaczających cieniach rodzicielstwa, temat eksploatowany do znudzenia. Po kolejnym wybryku dzieciaków i wyciąganiu ich przez dorosłych z tarapatów czułam tylko irytacje. Najciekawszy wątek, związany z nastoletnią Kiri został kompletnie pominięty, a miał największy potencjał i zostawił widza z mnóstwem pytań bez odpowiedzi. Zapewne był to celowy zabieg, a jej genezę poznamy w trzeciej części, gdzie będzie znacząca dla fabuły. Finał historii z jednym wyjątku do bólu przewidywalny. 

Wizualny majstersztyk

Poznałam też odpowiedź na pytanie, czemu pierwsza część mnie nie porwała. Nie miałam przyjemności zobaczyć jej w Imaxie, w technologii 3D. Wizualnie jest idealnie, to bezbłędne arcydzieło. Żywe kolory, tekstury, wyskakujące gałęzie i rafy koralowe. Odniosłam wrażenie, jakbym oglądała film przyrodniczy. W trakcie trzygodzinnego seansu James Cameron przedstawił całe spektrum wodnego świata Pandory. Myślę, że w kolejnych sequelach zaskoczy nas przedstawieniem dalszej różnorodności flory i fauny. Dbałość o detale sprawiła, że zdjęcia są niepokojąco realistyczne. Byłam pod wrażeniem, jaki progres zrobiło kino, jak doszliśmy do takiego momentu, gdzie dla moich oczu zatarła się granica pomiędzy grafiką komputerową, a rzeczywistością. Na takie efekty      warto     jest czekać te 13 lat. Reżyser jest wizjonerem, który na zawsze zapisał się w historii kina. Obraz jest przepiękny! To są chwile, które zapadają w pamięć, cieszyłam się jak dziecko, czułam podobny zachwyt do tego, kiedy pierwszy raz poszłam do kina na Toy Story. 

Życie w zgodzie z naturą

Tak jak pisałam powyżej, całość można interpretować jako komentarz do tego, co się dzieje obecnie na świecie, przypomnienie o tym, jak ważne jest życie w zgodzie z naturą i pamiętanie, że nie jesteśmy tu sami, że planeta należy również do innych gatunków ją zamieszkujących.  

Portretowani Ziemianie są okrutni. Z wyrachowaniem polują na kosmiczne wieloryby, by móc pozyskać wart majątek płyn. Krwawych scen jest wiele. Już samo lądowanie to masakra, od płomieni silników momentalnie zapalają się całe lasy, żywcem pochłaniając stada zwierząt, niszcząc cały eko system. Zawsze porusza mnie podobna narracja, budząc wewnętrzną niezgodę i pogardę dla takich działań. 

Problem z oceną

W przypadku dzieł takich jak Avatar: Istota Wody mam zawsze dysonans. Z jednej strony wizualnie to czysta perfekcja, ale fabularnie to zwykły średniak. Wiem, że technicznie to film ważny i przełomowy, czy przymknąć więc oko na niedociągnięcia?  

Zostałam porwana aspektem technicznym, jednak w scenach walk czy interakcji bohaterów czułam się miejscami znużona, w tych momentach zastanawiałam się, czy to wszystko musi trwać aż 3 godziny, czy nie udałoby się skondensować tego do 1,5 godziny. Tempo produkcji jest bardzo nierówne. W momencie, gdy zaczęła się właściwa akcja, nastąpiły dłużyzny, liczyłam cały czas na rozwiązanie kilku wątków, niestety nie doczekałam się ich. Gdy fabularnie zostałam zaskoczona zwrotem akcji, okazało się, że to koniec filmu, reszta rozegra się w kolejnej części. Nie lubię takich zabiegów.  

Czy warto obejrzeć Avatara: Istota Wody? Jeszcze jak! Należy jednak brać pod uwagę to, że nie jest to produkcja pozbawiona wad. Twórca miał naprawdę dużo czasu, żeby popracować nad swoim dzieckiem. Skupił się w pełni nad grafiką, która oszołamia, fabularnie idąc po stare, sprawdzone schematy. Odbiorcy, którzy lubią tę przewidywalność i bezpieczne zagrania będą usatysfakcjonowani. Dostaną historię bliźniaczo podobną do tej z jedynki, okraszoną bliźniaczo podobną ścieżką dźwiękową. 

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl