Film Gran Turismo został stworzony na podstawie prawdziwych wydarzeń. Czy tym razem udało się przenieść grę na wielki ekran?
Wielka reklama PlayStation i Nissana
Zastanawiałem się przez jakiś czas, czy możemy uznać Gran Turismo za filmową adaptację gry. Teoretycznie tytuł odgrywa w tej produkcji ważną rolę, jednak opowiada historię gracza.
Produkcja oparta jest na prawdziwej historii Jann Mardenborougha – gracza Gran Turismo, który dzięki swoim umiejętnościom w grze otrzymał szansę wzięcia udziału w konkursie organizowanym przez Nissana. Jego nagrodą była możliwość zostania zawodowym kierowcą wyścigowym.
Obawiałem się Gran Turismo, bo początek filmu to mocne robienie sobie dobrze. Najpierw przez PlayStation oraz twórców gry (Polyphony Digital), którzy to stworzyli najlepszy superniesamowity symulator wyścigów. Kazunori Yamauchi osobiście doglądał procesu tworzenia i jeździł na te wszystkie tory i skanował je, żeby jak najwierniej odzwierciedlić. Później także przez Nissana, bo jakiż to jest wspaniały samochód i w ogóle trzeba zachęcać ludzi do jeżdżenia samochodem. Na szczęście ta wielka reklama in your face kończy się stosunkowo szybko.
Od gracza do zawodowego kierowcy
Gran Turismo opowiada historię Janna (Archie Madakwe), który jest ogromnym fanem gier z serii Gran Turismo – na jego półce możemy zobaczyć chyba wszystkie części, jakie wyszły. Jest naprawdę zafascynowany motoryzacją, dużo czasu spędza na tuningowaniu aut i studiowaniu tego, jak działają poszczególne elementy pojazdów. Nigdy nie grałem w Gran Turismo, bo nie jestem fanem symulatorów wyścigów, więc nie mam pojęcia, czy można tam robić takie rzeczy. Mimo to stwierdzam, że wygląda ciekawie.
Ojciec Janna (Djimon Hounsou) wolałby jednak, żeby podobnie jak jego brat, młody bohater wyszedł czasem z pokoju i pograł z nimi w piłkę nożną. Brzmi to bardzo banalnie i może być dla wielu żenujące, ale ja jak najbardziej rozumiem, czemu taki dialog się pojawia. Osobiście miałem podobną sytuację u siebie, gdy tata bardzo chciał, żebym grał w piłkę, ale mnie to w ogóle nie interesowało. Też słyszałem, że z tych gier, to nic nie będę miał… a teraz? Piszę o grach na Grapodpad.pl a, a zaraz idę na studia i sam będę je tworzył.
Zastanawia mnie właśnie ta elitarność piłki nożnej. Rozumiem gadkę, że historia opowiedziana w tym filmie zdarza się raz na milion. Nawet jakby ktoś chciał zostać e-sportowcem, to też uda się nielicznym. Ale czy podobnie nie jest z zostaniem zawodowym piłkarzem i zarabianiem milionów? Okej, można powiedzieć, że piłka to aktywność na świeżym powietrzu i spędzanie czasu z ludźmi. Jednakże granie w gry też rozwija umiejętności logicznego myślenia czy koordynacji, a dodatkowo można poznać ludzi z całego świata i nie jest się zmuszonym do spędzania czasu z ludźmi z okolicy, z którymi nie zawsze musimy złapać wspólny język.
Sprawdź też: Dungeons & Dragons: Złodziejski honor — recenzja filmu. Popraw sobie humor w fantastycznym świecie!
Aktorsko jest dobrze, Archie Madakwe wypada przekonująco w roli Janna (ciekawostka – w scenach kaskaderskich zastępuje go prawdziwy Jann Mardenborough!). David Harbour jako były kierowca rajdowy i wiecznie niezadowolony człowiek na początku trochę mnie irytował gadką, że ,,to prawdziwe życie, a nie gra komputerowa i tu jak się zginie, to nie można wczytać zapisu”. Tak, te teksty są bardzo boomerskie, ale pasują do postaci i gdy już pozna się tego bohatera, to nabiera to sensu. Jest to człowiek, który nie ma styczności z grami i ich za bardzo nie rozumie, ale z czasem potrafi zauważyć potencjał drzemiący w tych młodych ludziach. Orlando Bloom jest bardzo ekspresyjny w tej produkcji i lekko przerażało mnie to, że jest wręcz przesadnie miły.
Realizacja na wysokim poziomie!
Uważam, że sceny wyścigów nakręcone są z pomysłem. Nie chodzi mi tylko o te na realnym torze, ale również te wirtualne. Gdy Jann siedzi przed monitorem, to podobnie jak mogliśmy zobaczyć w zwiastunie, czuje się, jakby siedział w prawdziwym samochodzie. Ciekawy zabieg, oddaje charakter i emocje postaci. Natomiast stylizowanie prawdziwych zawodów na grę – nad samochodami pojawia się znacznik, które miejsce zajmuje bohater, wydawało mi się co najmniej dziwne. Rozumiem czemu twórcy zdecydowali się na taki zabieg – Jann czuje się, jakby grał, ale w moim odczuciu było to dość kiczowate przez ich zbyt duże nagromadzenie.
Nie jestem też fanem wyścigów w prawdziwości, nigdy jakoś bardziej się tym nie interesowałem – widziałem parę razy Formułę 1, bo Kubica jeździł i mój tata czasem oglądał. Możecie mnie poprawić, ale wydaje mi się, że na żywo nie ma aż tylu wypadków, a w filmie w praktycznie każdym wyścigu coś się działo. Zakładam, że to dlatego, żeby było bardziej widowiskowo.
Jest jedna rzecz, która bardzo mnie ubodła – bardzo po macoszemu zostaje potraktowany jeden wypadek, który powinien być ważny dla głównego bohatera. Natomiast w filmie mamy tylko krótką sekwencję, jedno zdanie przeprosin i uważam, że nie wybrzmiewa tak jak powinno… Wygląda to tak, jakby twórcy chcieli za dużo rzeczy upchnąć do tego lekko ponad 2-godzinnego filmu. Jest też kilka innych wątków, które nie mają wystarczająco dużo czasu ekranowego, np. relacja z rodziną, a szczególnie z ojcem czy wątek miłosny.
Ostatni wyścig
Uważam, że Gran Turismo jest naprawdę solidną produkcją. Może i Jann Mardenborough nie osiągnął za dużo już po wydarzeniach, które obserwujemy w filmie, ale jednak jest to ciekawa historia i może się ona dla niektórych okazać inspirująca. Parę razy wzruszyłem się na seansie, ale nie wiem czy dlatego, że taki był zamiar twórców, czy dlatego, że niektóre sytuacje ukazane na ekranie przypominały mi moje dzieciństwo.
Sprawdź też: Super Mario Bros. Film – recenzja filmu – Wszystko wszędzie naraz.