Słysząc ten przydomek, wielu z nas od razu zaczyna myśleć o najsłynniejszym białowłosym zabójcy potworów, którego przygody wyszły spod pióra Andrzeja Sapkowskiego. Wiele lat przed Wiedźminem na kartach powieści pojawił się inny albinos, uznawany za niektórych za pierwowzór uwielbianego przez Polaków Geralta. O tym jak wiele łączy wiedźmina z Elrykiem z Melniboné postaram się opowiedzieć w poniższym tekście.
Najsłynniejsze dzieło pisarza
Elryk z Melniboné jest właściwie wydaniem zbiorczym pierwszych czterech powieści (według chronologii opowiadanej historii) opowiadających o losach cesarza podupadającego wyspiarskiego państwa. Choć nie był to ani debiut Michaela Moorcocka, ani też koniec jego kariery, to jest on najczęściej kojarzony właśnie ze stworzoną przez siebie postacią albinosa, którego walka z losem przywodzi na myśl mitologicznych bohaterów. Tom został wzbogacony o wstęp pióra innego słynnego autora fantasy – Neila Gaimana. Nie jest to jednak taki wstęp, jakiego możemy spodziewać się w innych tytułach tego pokroju. Współautor Dobrego Omenu zaproponował, by wykorzystać jego kilkustronicowe opowiadanie, które miejscami mocno odbiega od tematu książki. W taki sposób dzieło staje się dość wyjątkowe, jeszcze zanim czytelnik dotrze do jego zasadniczej części. W Polsce po wielu latach seria została wznowiona przez wydawnictwo Zysk i S-ka i trafiła na półki księgarń w lutym bieżącego roku. Za przekład powyższego tomu odpowiada Danuta Górska, która w swoim portfolio posiada tłumaczenie m.in. Krwi i popiołu.
Elryk w czterech wydaniach
Jak już wspomniałem we wcześniejszym akapicie, w skład Elryka z Melniboné wchodzą cztery osobne opowieści, które, choć powstawały w różnej kolejności, tworzą spójną historię. Tytułowa powieść pełni funkcję wprowadzenia do multiwersum stworzonego przez pisarza. Co prawda pierwsze strony mogą zniechęcać do dalszej lektury. Autor jednak zdołał na nich nakreślić obraz świata, przedstawić najważniejsze postacie i zarysować łączące ich relacje. Wszystko to przyprawił wprowadzeniem do problematycznych losów Elryka. W dalszej części jesteśmy świadkami klasycznej powieści fantasy, w której główny bohater walczy o prawo do zasiadania na tronie ze zdrajcą ze swego otoczenia. Dodatkową stawką jest życie jego ukochanej – Cymoril. Choć nie jest tego świadom, przypieczętowuje swój los, godny greckiej tragedii, gdy na pomoc przyzywa Airocha, jednego z demonicznych bytów, a także gdy w finale odnajduje Zwiastuna Burz – jeden z bliźniaczych runicznych mieczy.
Sprawdź także: Bilet dla zabójcy — recenzja książki — Nikt, kto wsiądzie do tego pociągu, nie powinien czuć się bezpieczny.
W Perłowej Fortecy szkarłatnooki czarnoksiężnik, podszywając się pod złodzieja, przynależącego do renomowanej gildii, podejmuje się misji wykradzenia perły z tytułowego miejsca jej przechowywania. Z pomocą osób bardziej doświadczonych w tej dziedzinie magii przenosi się do onirycznego wymiaru, w którym przemierza kolejne krainy, by w końcu dotrzeć do upragnionego celu. Natomiast Żeglarz na Morzu Przeznaczenia popłynął w totalnie inne tematy. W jednym momencie Elryk udaje się na wspólną misję ze swoimi innymi wcieleniami, by w innym spotkać swych bardzo odległych przodków. Tom pierwszy wieńczy Klątwa Białego Wilka. Białowłosy wędrowiec wraz z zebraną flotą wyrusza, by zniszczyć swoją ojczyznę. Jego przeznaczenie jest jednak silniejsze i nie tylko zostaje on uznany za zdrajcę przez obie strony, gdy jego siły zostają rozgromione podczas powrotu z wyprawy, ale też gdy przeklęty miecz zaspokajając żądzę krwi, morduje bliskie Białemu Wilkowi osoby.
Kawałek solidnego fantasy
Elryk z Melniboné jest uznawany przez niektórych ludzi za klasykę gatunku, o czym świadczy, chociażby napis umieszczony na tyle woluminu. Moim zdaniem miano to związane jest raczej z faktem bycia typowym przedstawicielem fantasy niż wprowadzeniem czegoś przełomowego. Może zmieni się to pod wpływem pozostałych tytułów z serii, których można spodziewać się w kolejnych latach. Rozumiem jednak, że dla osób, które miały z nią do czynienia w okolicy premiery faktycznie może ona zajmować szczególne pośród innych dzieł. Z punktu widzenia dzisiejszego czytelnika i ogromu dzieł, które pojawiły się na rynku od czasu oryginalnego wydania przygód Białego Wilka, łatwo zauważyć pewne bolączki i niedociągnięcia.
Sprawdź także: Dawno Temu Blask – Recenzja Książki. (Nie)znajomy świat intryg
W przygodach potomka wielkich cesarzy trudno spotkać zaskakujące zwroty akcji, bohaterom zajmującym drugi plan często brakuje osobowości. Filozoficzno-etyczne rozważania zostały tylko pobieżnie liźnięte, a skomplikowanych decyzji i wchodzenia w głębię duszy i umysłu protagonisty raczej tu nie uświadczymy. W oczy rzuca się również problem z dozowaniem tempa akcji. Niektóre sceny rozciągają się na kilka stron lub przedstawione są w formie dialogów, natomiast finał danej historii często opisany jest pokrótce, by zamknąć opowieść w charakterystycznym dla drugiej połowy ubiegłego wieku formacie cienkiej książki i podsycić ciekawość czytelnika przed kolejną historią. Mimo to zbiór dzieł Michaela Moorcocka czyta się całkiem lekko i nie trzeba zagłębiać się w meandry przedstawionego świata, jak ma to miejsce w przypadku np. Dawno temu Blask czy Malazańskiej księgi Poległych. Może właśnie ta prostota sprawiła, że przygody Elryka na stałe zapisały się w dziejach gatunku fantasy i na przestrzeni lat stanowią polecaną lekturę i inspirację dla innych autorów.
Nieładnie panie Sapkowski
a, jak i narzekanie na swój los. Gdy jednak zagłębimy się w ten temat, okaże się, że mamy do czynienia z dwoma wręcz przeciwstawnymi postaciami. Geralt najchętniej działa (i posiada stosowne do tego umiejętności) w pojedynkę, natomiast Elryk podczas większości swoich przygód zdany jest na łaskę napotkanych po drodze losowych osób, które nierzadko ratują mu życie. Rzeźnik z Blaviken stara omijać się wielkie konflikty i sojusze z potężnymi mocami, natomiast melniboanin praktycznie podczas każdej przygody i wielkiego zagrożenia wzywa na pomoc demony lub Władców Chaosu, czego ostatecznym skutkiem jest tylko pozorne poczucie kreowania własnego losu.
Pod tym względem jego życie przypomina tragiczną postać Turina Turambara z tolkienowskiego Śródziemia, który wzorowany był z kolei na Kullervo z fińskiej Kalevali. Można cofnąć się jeszcze do greckiej mitologii i sytuacji Edypa. Tragedia każdego z tych bohaterów sprowadza się bowiem do tego, że każde działanie, nawet te, które dają pozorną nadzieję na podążenie własną drogą, zawsze prowadzą do z góry ustalonego skutku.
Niezłe, lecz nie wybitne
Elryk z Melniboné mimo sporych niedociągnięć względem innych, dostępnych obecnie tytułów, zestarzał się całkiem solidnie, o czym mogą świadczyć powtarzające się pytania o kolejny tom, które czytelnicy zostawiają na profilu wydawnictwa. Choć osobiście przepadam za książkami, które w historie wplatają też dodatkowe rozważania i przesłania, to mimo to nie rzuciłem książki w kąt po przeczytaniu pierwszych stron. Wręcz przeciwnie, zaciekawił mnie pomysł autora na stworzenie multiwersum opartego na przygodach wcieleń tej samej postaci. Dlatego też zamierzam czekać na premierę kontynuacji przygód szkarłatnookiego albinosa. Nie wykluczam również, że kiedyś skuszę się na inne książki tego autora.