MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Dead Island Definitive Edition – recenzja gry. Dobre złego początki - od Banoi do Villedor

Wyspa Banoi, rajski zakątek dla bogaczy znajdujący się gdzieś w pobliżu Papui Nowej Gwinei. Kurort turystyczny Royal Palms Resort, pokój numer 2011. Z zewnątrz przez otwarte okno niosą się odgłosy trwającej imprezy. Na scenie artysta jednego przeboju Who do you voodoo, niejaki Sam B. Schodzę na dół, otacza mnie tłum ludzi, w toaście podnoszę szklankę pełną rudego trunku. W oddali słychać krzyki i odgłosy szarpaniny, ale nie interesuje mnie to. Zamykam oczy i … Budzę się w swoim pokoju.

Dobre złego początki – od Banoi do Villedor – recenzja Dead Island Definitive Edition

Wyspa pełna truposzy

Kto nie widział przynajmniej raz w życiu horroru klasy B, tym bardziej z zombie w hurtowej ilości w roli głównej. Miałkie dialogi, przerysowane postacie, scenariusz to sklejka wszystkiego, co typowe w słabych filmach grozy. W takim właśnie filmie… pardonsik, w takiej grze się budzicie. Witam Was w Dead Island, RPG akcji produkcji wrocławskiego Techlandu, które pierwotnie swoją premierę miało 6 września 2011 roku na PC i konsolach siódmej generacji. W tej recenzji skupimy się na zremasterowanej wersji z 2016 roku o podtytule Definitive Edition, która posiada wszystkie wydane do tej pory DLC: Ryder White i Bloodbath Arena. Tak na marginesie z recenzenckiego obowiązku wspomnę tylko, że w skład tej edycji, tj. Definitive Collection, wchodzi również DI Riptide oraz Retro Revenge, side-scroller w stylu retro.

Ostra balanga

Powiem Wam, że na pamięć znam przytoczone na samym wstępie nawiązanie do intro. Kurort, impreza, morze alkoholu, a w poszczególnych scenkach migający nam, jak się później dowiemy, przyszli bohaterowie naszych zmagań. Tak oto po rozpoczęciu nowej gry stoimy przed wyborem między Loganem, Purną, Xian a przytoczonym na samym początku barczystym czarnoskórym raperem Samem B. Oczywiście każda z tych postaci nie znalazła się tam z przypadku, posiada swój indywidualny motyw, a do tego, a jakżeby inaczej, w RPG akcji, umiejętność. Nie będę ich opisywać, bo niestety nie uświadczymy nic nowego, a tym bardziej nie odkryjemy rozwinięcia znanych i typowych specjalizacji. Ot, jeden z bohaterów lubuje się w broni rzucanej, a drugi w obuchowej – standard. Ale z drugiej strony, po co wymyślać koło na nowo, skoro coś działa. Wracając do gorączki sobotniej nocy – wszystko byłoby w porządku, gdyby nie kac, kac i jeszcze raz kac. Do tego krzyki i alarm o ewakuacji personelu z hotelu. Apokalipsa murowana…

Rajski zakątek dla żywych trupów

Szybka pobudka kończy się jeszcze szybszą ucieczką z kurortu. Ogólnie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jedna jakże ważna rzecz – cholerne ugryzienie, które zmienia wszystko. Poza śladami zębów niedoszłej kobiety bądź mężczyzny, paru siniaków i próby złojenia nam skóry przez wybawicieli-ocaleńców (żeby było zabawniej to wiosłem, ale więcej o tym w dalszej części) nic więcej chyba nas nie zaskoczy. A nie, jednak zaskoczy. Zombie, werble proszę! Jesteśmy odporni na ugryzienia i przenoszony wirus, badum tss. Wspominałem, że scenariusz to kalka horrorów różnej klasy, ale moim zdaniem w żaden sposób nie ujmuje temu tytułowi. Tym bardziej że po uratowaniu naszego przyszłego zleceniodawcy, uderza nas piękny, półotwarty świat. Ok, umownie piękny, bo wałęsające się tu i tam truposze nie należą do przyjaznej fauny. Promienie słoneczne, krystalicznie czysta woda, plaże pełne leżaków, zamków z piasku. Tuż za nimi palmy, budynki. Właśnie tak zapamiętałem pierwszą styczność z Dead Island, a podciągnięcie grafiki w żaden sposób nie zepsuło tego, jak zapisało się w mojej pamięci zombiacze dzieło Techlandu. Po dłuższym obcowaniu z grą można zarzucić jej jedno – dlaczego w większości budynki są pozamykane? Aż się prosi, by móc je eksplorować. Skrzynki, znajdźki (tutaj w postaci zbierania faktów, dowodów osobistych czy planów modyfikacji broni), dodatkowo budowanie poczucia, że coś jednak się tu zadziało, a mowa o przemianie ludzi w chodzące truchła, które pożerają na swojej drodze wszystko, co żywe. Nie wystarczy dać tu i tam leżące zwłoki bądź oponentów, które je udają. Cóż, taki urok 2011 roku. Właśnie, co-op! Rozgrywkę możecie prowadzić w kooperacji z trójką znajomych bądź z randomowymi osobami.

Obuchem w łeb? A może sierpem w kończynę?

Narzędzi zagłady jest tu od zatrzęsienia. Podzielone zostały na kategorie takie jak broń palna, obuchowa (łącznie z wszelakiej maści kastetami, które tak jakby przypisane są do osobnej podgrupy. Dziwne to, ale nie ja tak sklasyfikowałem), sieczna i miotana. Oczywiście każdą z osobna charakteryzują parametry. W przypadku broni białej są to: obrażenia (wyrażane w punktach, które zostają odjęte z paska zdrowia oponenta), siła (odpowiada za obrażenia w wytrzymałości przeciwnika), trwałość (ile razy ktoś lub coś dostanie w skórę, zanim broń nam się rozleci) oraz poręczność (jak wiele punktów z naszej wytrzymałości pobiera atak daną bronią). Palna w tym wypadku to: celowość, strzały na sekundę oraz czas przeładowywania. Byłbym zapomniał. Każdy oręż w warsztacie za zebrane dolary można ulepszyć maksymalnie do czwartego poziomu. Jeżeli jednak nam mało, to nic nie stoi na przeszkodzie, by z zebranych planów zmodyfikować go, tworząc śmiercionośne ustrojstwa, które może dodać dodatkowy typ obrażeń (prąd, ogień, krwawienie itd.).

Sama walka jest dość satysfakcjonująca. Opiszę to jednym zdaniem – krew się leje aż miło! Podczas naszych ataków może dojść do złamania bądź odcięcia kończyny (do dekapitacji również!). Jest to symbolizowane napisem, a sam fakt dokonania tej czynności nagradzane jest zwolnieniem czasu. Standardowo rodzaj walki ustawiony jest na tzw. cyfrowy. Najprościej mogę to opisać w ten sposób – po wycelowaniu w najbliższą część ciała, celownik automatycznie na nią nachodzi. Wystarczy naciskać odpowiedni spust, by nasza postać sama wybrała, czy uderzenie będzie zadane z góry, z dołu itd. Czy może być coś lepszego? Hmm, a czy chcecie zabawić się w rzeźników i samemu podejmować decyzję, jakie ziaziu sprawicie truposzowi? W ustawieniach wystarczy wspomniany rodzaj walki zmienić na analogowy, który od samego początku powinien być ustawiony jako podstawowy. Twórcy nigdzie nawet nie wspomnieli o takim trybie. Po wciśnięciu L2 ciosy wyprowadzamy prawą gałką. Zamach od lewej do prawej? Wystarczy wykonać taki sam ruch na analogu. Dzięki temu zyskujemy większą precyzję, co przekłada się na więcej juchy, więcej latających części ciała i jeszcze większej radochy z machania maczetą.

Czym jest edycja definitywna?

Najprościej? Jest pierwowzorem odtworzonym przy pomocy Chrome Engine 6 (tak, ten od Dying Light). Rozdzielczość 1080p (wersja z PlayStation 3 posiadała 720p), ostre tekstury, lepsza grafika oraz modele. Do tego nowe oświetlenie z cieniowaniem obiektów. Techland nie poległ i zaserwował nam może nie lada gratkę, ale możliwość prawie bezurazowego powrotu na Wyspę Śmierci. Zdarzało mi się zatrzymać na szczytach schodów i podziwiać widoki, robić co chwilę zrzuty ekranów czy lawirować między palmami, by uświadczyć, jak dla mnie, pięknych promieni słonecznych. Postacie to teraz nie kukły, którym otwierają się sztuczne usta w celu wydobycia dźwięku. Zostały poprawione, w szczególności ich mimika oraz tekstury. Niestety pozostały stare błędy. Kto grał w DI, ten pamięta drgające ciała czy zacinających się przeciwników. Jak były tak są i żaden patch ich nie wyplenił. Na sam koniec sarkazm. Dobrze wiemy, że PlayStation 4, w szczególności model Pro, jest tak słabą konsolą, że nie udźwignie remastera gry z 2011 roku. Przecież w ogóle nie powstały znakomite gry takie jak: Uncharted 4, Ghost of Tsushima czy Marvel’s Spider-Man. Nie rozumiem spadków płynności, jest to dla mnie wręcz karygodne, że twórcy nic z tym nie zrobili.

Powrócić na Banoi?

Nie będę ukrywać, że w moim giereczkowym świecie premiera Dead Island wiele zmieniła. Z marszu stała się najpierw jedną z gier, a potem serii, do których regularnie wracam. Dlatego polecam ją każdemu fanowi zombie apokalipsy. Wspomniane wydanie w folii kupicie już za 67 zł w pewnym serwisie aukcyjnym. Z Xboxem One będzie łatwiej, ponieważ cyfra to wydatek rzędu 42 zł. Nie wiem jak w obozie zielonych, ale wydanie PS zawiera pierwszą część na fizycznym nośniku, a kontynuację oraz Retro Revenge w formie jednorazowego kodu do PSStore. Dlatego uczulam Was na używane kopie. Tak oto prezentuje się odświeżona wersja Dead Island. Solidny tytuł, który zapoczątkował w polskim studiu nową modę, która w 2015 roku odbije się szerokim echem. Jak prezentuje się druga część tej serii? To już historia na następny artykuł.

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ