MIEJSCE DLA KAŻDEGO GRACZA

Previous slide
Next slide

Zombie nigdy za wiele! "Back 4 Blood" – recenzja gry

Back 4 Blood – następca gry, która zapewniła sukces Turtle Rock Studios. Po niespełna 12-stu latach możemy znów zabrać swój karabin i maczetę, żeby przebijać się przez chmary zombie i ratować naszych towarzyszy z opresji. Czy „Left 4 Dead 3” zagrało tak, jak powinno? I tak i nie, ale o tym w dalszej części naszej recenzji.

Zombie nigdy za wiele! „Back 4 Blood” – recenzja gry

Kampania:

W tym trybie spędziliśmy najwięcej czasu, więc wypada od niego zacząć – kampanię możemy rozgrywać w trybie dla pojedynczego gracza, z naszymi znajomymi, z botami oraz z przypadkowymi ludźmi z całego świata. Można tworzyć własne sesję  i zapraszać do nich graczy oraz dołączać do już rozgrywanych gier, definiując które momenty kampanii chcielibyśmy zobaczyć. Tła fabularnego raczej nie tu nie uświadczymy, ale umówmy się- ono jest tutaj zbędne, a motorem napędowym do grania jest po prostu pokonywanie kolejnych umarlaków.

Screen z gry Back 4 Blood

Rozgrywka w tym trybie sprawia dużo frajdy, przebijanie się przez kolejne zastępy Robaczywych (tak nazywają się tutejsze zombie) stanowi wyzwanie na praktycznie każdym poziomie trudności, reżyser SI wydaje się prowadzić rozgrywkę dość zbalansowanie, wypluwając na nas coraz to większe fale zombie. Grając na średnim poziomie trudności, miewaliśmy kłopoty pchnięciu akcji dalej. Hordy nie są do  końca oskryptowane, nie wychodzą za każdym razem z tego samego miejsca oraz w tych samych ilościach czy typach truposzy, więc każda powtórka danego poziomu jest na swój sposób unikalna. Nieważne czy wejdziemy na dach, czy się schowamy w budynku, nie ma mowy o żadnej strefie komfortu- Robaczywi dostaną się wszędzie. Nawet stojąc na budynku prędzej czy później zostaniemy zaatakowani od tyłu i trzeba brać nogi za pas. I tutaj też musimy uważać, bo mamy ograniczony pasek energii, który zużywa się podczas sprintu, a gdy zombie położą na nas łapy, będziemy dodatkowo spowalniani.

Ciekawą presję wywiera na graczach brak możliwości powtórki od ostatniego checkpointu w wypadku porażki. O ile na poziomie trudności „dla rekrutów” można jednorazowo z takiego rozwiązania skorzystać, tak na wyższych poziomach porażka oddziału skutkuje rozpoczęciem linii aktu od początku. Jest to o tyle fajne, że nawet grając z przypadkowymi graczami, rzadko trafia się na osoby psujące w jakikolwiek sposób zabawę.

Screen z gry Back 4 Blood

Jesteśmy świeżo po premierze gry, która dodatkowo znajduje się w abonamencie Xbox Game Pass i posiada zaimplementowany cross play między PC, PS i Xboxem, więc nie jest trudno o znalezienie graczy chętnych do mordowania z nami, chyba że mówimy o dalszych etapach fabularnych, ponieważ tutaj pojawia się taki problem, że jeśli gracz chce się dołączyć do naszej serii rozpoczynającej się w Akcie 3, musi on uprzednio do niego dojść, więc w tym wypadku, jeśli nie mamy znajomych do grania, to czas oczekiwania mocno się wydłuża. Ja jednorazowo czekałem w nocy około 30 minut, po czym uznałem, że została mi jeszcze rozgrywka z botami, którą jeśli mam być szczery – miło się zaskoczyłem. Nasi przyjaciele sterowani przez SI radzą sobie z hordami trupów bardzo dobrze, zmutowani Robaczywi czy bossowie też nie są im straszni. Zaznaczają znalezione przedmioty, abyśmy mogli je podnieść czy rzucają amunicję. Jest dobrze, ale rdzeń tej rozgrywki wciąż według mnie tkwi w kooperacji. Gdy idziemy na bój z botami u boku, rozgrywka po jakimś czasie, przynajmniej dla mnie, staje się dość nudna.

Screen z gry Back 4 Blood

Ciekawym urozmaiceniem rozgrywki jest nowy system kart, wyciągnięty rodem z jakiegoś tytułu gatunku „rougelike”. Polega on na tym, że wraz z postępami odblokowujemy w naszym HUB-ie drzewka z kartami, które z kolei możemy układać w talię do 15-stu kart. Następnie na początku rozgrywki losujemy kilka kart z naszej talii, a potem po wejściu do każdego schronu możemy dobrać kolejną wylosowaną kartę jedną z pięciu. Na początku karty mają zwyczajne atuty typu „+10% pojemności magazynka”, ale gdy odblokujemy kilka drzewek, zauważamy że można z tego robić całkiem fajne buildy skrojone pod nasz styl gry czy broń. Ale… żeby nie było za prosto, w opozycji do naszej talii są tak zwane „Problematyczne karty”, które również wybieramy z losowej puli przy opuszczaniu schronu, a te potrafią już znacząco utrudnić rozgrywkę, ponieważ mogą dodawać pancerz zwykłym czy zmutowanym zombie, albo je podpalać. Sam przyznam, że na początku nie zwracałem na te karty większej uwagi i wydawało mi się to zagmatwane, ale spokojnie, po kilku grach też zobaczycie drzemiącą w tym moc.

Mamy również karty stale ulepszające nasze umiejętności, jak pasek zdrowia, energii czy odporność na ataki, które kupujemy za punkty ulepszeń. Te z kolei zdobywamy, po prostu kończąc etapy kampanii. Zaimplementowano też modyfikację wyglądu postaci, jej elementy odkrywamy z postępem kampanii, ale zapewne z czasem będą wprowadzane płatne dodatki wizualne. Nie zapomniano oczywiście o podkręcaniu broni. Będąc w schronie możemy za monety zdobywane w trakcie rozgrywki, kupować celowniki, lufy, tłumiki, magazynki, kolby itd., a każda z części wpływa na właściwości broni, więc musimy zdecydować, jaki chcemy osiągnąć efekt. Lecz monety nie służą tylko do kupowania dodatków, nabywamy za ich pomocą również apteczki, granaty i wiele innych rzeczy przydatnych podczas apokalipsy zombie.

Screen z gry Back 4 Blood

Tryb multiplayer „Rój”:

Do gry został zaimplementowany tryb multiplayer 4 vs 4, gdzie po jednej stronie barykady stają Czyściciele, po drugiej zaś zmutowani Robaczywi sterowani przez graczy i wspomagani przez hordę. Brzmi ciekawie, ale uspokoję Wasz zapał – wcale tak nie jest. Rozegrałem w tym trybie kilka gier i może ma on potencjał na coś ciekawego, ale aktualne mapy są klaustrofobicznie małe, obszar gry zmniejsza się dość szybko z upływem czasu, a każda z rozgrywek wydaję się kalką poprzedniej. Dodatkowo po pierwszej przegranej rundzie gracze dość szybko wychodzą, czyli po 3 minutach zostajemy w sytuacji 2 vs 1 albo 3 vs 1. 

Screen z gry Back 4 Blood
Screen z gry Back 4 Blood

Technikalia, grafika, audio

Gra wygląda przyzwoicie. Modele postaci, broni, poziomów czy hordy są wykonane bardzo dobrze, niezłe wrażenie robią też etapy, gdzie jedynym oświetleniem jest nasza latarka. Udźwiękowienie pukawek czy ich „moc” podczas strzelania również stoi na dobrym poziomie. Każda z broni jest po prostu jakaś. Świat to raczej typowa wizja apokalipsy zombie, nie ma w nim niczego, co specjalnie przykułoby uwagę, ale nie ma też czego się przyczepić. Jest ciemno, strasznie i ponuro.

Ścieżka dźwiękowa w grze po prostu jest. Nie potrafię z pamięci wymienić żadnego utworu zagranego w grze (poza starymi hitami rocka, które na jednym z poziomów wydobywają się z szafy grającej). Za to, jeśli chodzi o resztę udźwiękowienia, to stoi na wysokim poziomie.  Wszelkie ryki, jęki, mlaski i inne dźwięki wydawane przez umarlaków brzmią super, jednocześnie są wyprowadzane z różnych kierunków, więc nieraz trzeba się obracać o 360 stopni, żeby znaleźć zagrożenie.

Od strony technicznej jakbym miał się do czegoś przyczepić, to animacje Robaczywych nieraz kuleją, widać to mocno zwłaszcza po zmutowanych wersjach, gdzie wielki Dryblas czy Miażdżyciel przeskakują pokracznie na dachy lub przez płoty, albo przechodzą przez drzwi, w których mieszczą się do połowy. To z kolei sprawia, że gra jest momentami trudna, bo potwór, który teoretycznie nie powinien nam zagrozić, wchodzi przez normalne drzwi i robią się poważne kłopoty.

Problemy, problemy:

Aktualnie nie zdążyłem jeszcze powiedzieć prawie niczego złego o Back4Blood, bo zasadniczo to nie jest zła gra, ale ma kilka bolączek, które mogą po kilku próbach zmęczyć niektórych graczy.

Po pierwsze, jak już napomknąłem wcześniej – do grania na dłuższą metę praktycznie trzeba mieć znajomych do grania w co-opie, gra została ewidentnie do tego stworzona i ciężko grać w nią w inny sposób. Jeśli chcecie grać w B4B w samotności, to przemyślałbym zakup tego tytułu, bo jednak rozgrywka z botami na dłuższą metę jest nudna, a przypadkowi przyjaciele z internetu często nie przeszkadzają, ale też nie pomagają, bo prawdopodobnie nie wiedzą, co trzeba podnieść, lub zebrać i za celem misji trzeba biegać samemu.

Dało się też we znaki stopniowanie poziomu trudności. Jak już wyżej zostało wspomniane, naprawdę miewaliśmy problemy w niektórych miejscach, grając w 4 osoby. Obaj mamy jakieś doświadczenie w FPS-ach na konsoli, ale uważam, że nie tu leżał problem. Robaczywi wyraźnie dawali w kość, przytłaczali do tego stopnia, że w pewnych momentach odczuwaliśmy bezradność. Zauważyłem jednak, że gra na danym poziomie trudności jest zupełnie, inna grając z botami. Czyżby SI zakładało, że z innymi graczami jest nam łatwiej i celowo podkręca trudność? Być może, ale jeden fragment, którego nie ukończyliśmy w kooperacji, ukończyłem z pomocą botów bez większego problemu.

Niektóre miejscówki są też zbyt klaustrofobiczne. Idąc ciasnymi korytarzami, jesteśmy nagle atakowani dosłownie z każdej strony. Zanim zdążymy się odpędzić, często jeden z graczy już zostaje powalony, a reszta stale odpiera kolejne ataki.

Mała różnorodność Robaczywych – w moim odczuciu można było się pokusić o więcej, ponieważ wszystkie rodzaje przeciwników poznajemy już w pierwszym akcie rozgrywki, łącznie z mini-bossami, których jest dwóch i do końca fabuły też się nie zmieniają. Co prawda można modyfikować truposzy poprzez problematyczne karty, podpalając ich czy dodając im pancerze, ale to trochę za mało.

Taki sam problem z różnorodnością mają bronie. To też nie jest tak, że jest ich mało, ponieważ mamy do wyboru pałki, pistolety, strzelby, LKM-y, karabiny czy snajperkę, ale brakuje mi tego, żeby ktoś tutaj puścił trochę wodze fantazji, dał nam do wyboru również piły mechaniczne, granatniki, miotacze ognia, czy wariacje broni znane z Dead Rising, wiecie, o co chodzi.

Problemy, problemy:

Back4Blood to po zestawieniu wszystkich plusów i minusów to wciąż bardzo dobra, kooperacyjna strzelanka, w której bardzo miło strzela się w głowy kolejnym setkom nieumarłych. Jako spadkobierca Left4Dead gra spisuje się świetnie, kolorytu grze dodaje wprowadzony i wspomniany już wyżej system kart. Brakuje jedynie trochę contentu, który mam nadzieje, że studio będzie dodawało podczas cyklu życia gry, dzięki czemu zostanie ona z nami na dłużej. Jeśli macie z kim strzelać do hordy, szczerze polecamy!

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam
Damian Wożniak

Damian Wożniak

Gram w sumie odkąd sięga moja pamięć. Pegasusa i PSX (które dalej mam!) zastąpił mi PC i na długo, bo ponad 10 lat... Counter-Strike. Aktualnie jestem zielony w niebieskie kropki – mój XSX dzieli miejsce z PS4, gdzie nadrabiam tytuły ekskluzywne. Gdy nie mam chęci na wielki ekran, to zdarza mi się pykać w MOBA na telefonie. Poza grami moje dziedziny to motoryzacja, piłka nożna i muzyka.

ZOBACZ WIĘCEJ OD DAMIANA

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

GraPodPada.pl to miejsce, gdzie przy jednym stole siedzą konsolowcy, pecetowcy, komiksiarze, serialomaniacy i filmomaniacy. Tworzymy społeczność dla wyjadaczy, jak i niedzielnych graczy, czytaczy i oglądaczy. Jesteśmy tutaj po to, aby podzielić się z Tobą naszymi przemyśleniami, ale również, aby pokazać Ci, że każda opinia ma znaczenie, a wszyscy patrzymy na współczesną popkulturę kompletnie inaczej. Zostań z nami i przekonaj się, że grapodpada.pl to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl 

OBSERWUJ NAS

UDOSTĘPNIJ
UDOSTĘPNIJ