Spawn to niezwykle popularna postać komiksowa, więc dziwi fakt, że od czasów TM-Semic nikt nie sięgnął po albumy z tą postacią. Polscy fani od lat proszą, aby polskie wydawnictwa wypuściły coś z tym bohaterem. Po części na to wołanie odpowiada Egmont. Do sprzedaży trafił bowiem zbiór trzech opowieści o Spawnie i Batmanie. Czy komiks jest wart przeczytania? Cytując internetowego klasyka: „Tak średnio bym powiedział, tak średnio”.
Album Batman/Spawn to tak jak wcześniej wspominałem zbiór trzech historii obu postaci. Nie są one w żaden sposób ze sobą powiązane i dlatego owo połączenie dwóch różnych od siebie postaci mogło być naprawdę ciekawe, ale wyszło, jak wyszło.
Batman VS Spawn: Runda 1
Otwierającą historią jest zeszyt z zeszłego roku, czyli mocna świeżynka. Został on stworzony poprzez współpracę McFarlane’a i Capullo. Scenarzysta w tej opowieści sięga do tragicznych momentów życia obu postaci, które zdefiniowały ich w jakiś sposób. Za oba traumatyczne wydarzenia odpowiada Trybunał Sów, który celowo dopuścił do narodzin obu herosów. Po latach Trybunał chce, pozbyć się Batmana, aby Gotham pozostało bez swojego największego obrońcy, dlatego nasyła na niego demonicznego Spawna. Powiem szczerze, historia ta miała naprawdę wielki potencjał na coś dobrego, ale im dalej, tym bardziej fabuła odchodziła na drugi plan, a zamiast niej pojawiło się generyczne mordobicie.
Kompletnie nie jestem usatysfakcjonowany tym, co otrzymałem. Mam wrażenie, że twórcy chcieli w naprawdę łatwy sposób zarobić na popularności obu postaci. Niestety nawet choreografia samych starć została słabo przedstawiona. Walki ograniczały się do kolejnych ciosów w twarz i patrzenia na siebie kto pierwszy polegnie. Zabrakło tutaj również rozwinięcia zapoczątkowanych wątków, choćby wytłumaczenia, w jaki sposób perły Marthy Wayne otwierają portal do świata Spawna. Jedyne, co mogę w stu procentach pochwalić to rysunki autorstwa Capullo, które są naprawdę mocno dopracowane, dynamiczne i niezwykle brutalna, co idealnie pasuje do zamysłu tej historii.
Batman VS Spawn: Runda 2
Tak, jak pierwsza zaprezentowana opowieść w ogóle mi nie podeszła, tak pierwsze spotkanie Mrocznego Rycerza i Spawna z 1994 roku naprawdę mi się spodobało. Za drugą historię odpowiadają iście wyborowi scenarzyści, są to kolejno: Doug Moench, Alan Grant i Chuck Dixon. Panowie byli odpowiedzialni choćby za świetne Knightfall. Tym razem bohaterowie pracują nad zaginięciem pewnego biznesmena, który powraca po latach nieobecności z naprawdę iście szatańskim planem, który ma zapewnić mu ziemię obiecaną w czeluściach piekła. I tutaj jest, to czego oczekiwałem od poprzedniego zeszytu, czyli większy nacisk na fabułę, a dużo mniejszy na walki pomiędzy postaciami. Żeby nie było, one pojawiają się i tutaj, ale są zdecydowanie lepiej przemyślane. Połączenie dochodzenia z piekielnymi wątkami dało nam iście pełnowartościową historię, która potraktowała z należytym szacunkiem obu bohaterów.
Sprawdź też: Batman. Stan Strachu. Tom 5 – recenzja komiksu. Strach na wróble w akcji!
Batman VS Spawn: Runda 3
Po przeczytaniu drugiego opowiadania naprawdę myślałem, że im dalej tym będzie lepiej, ale niestety trzeci zeszyt rozczarowuje niczym ten otwierający, a szkoda, bo naprawdę liczyłem na udaną opowieść. Pierwszym tego powodem są rysunki Todda McFarlane’a, który w naprawdę specyficzny sposób zobrazował Batmana, a zwłaszcza jego pelerynę, która żyła własnym życiem. Niestety, ale dużo ważniejszym elementem jest fabuła, która co najgorsze znowu miała potencjał na coś fajnego. Niestety wszystko zostało zmarnowane.
Tym razem za całe zamieszanie jest odpowiedzialna pewna naukowczyni, która wydaje niezwykle prawą i porządną osobą.
Jednakże skrywa ona mroczny sekret w postaci prowadzenia eksperymentów na uprowadzonych ludziach. Niestety wątek ten zaraz zostaje przerwany przez kolejną walkę pomiędzy Spawnem i Barkiem. Stracie to trwa na tyle długo, że nie starczyło czasu na rozwinięcie wątku złowrogiej naukowczyni i wszystko zaczyna pędzić jak szalone i wszystko jest bardzo spłycane. Zabrakło czasu na budowanie problemu, motywacji złoczyńcy itp. Do tego w ogóle nie podoba mi się w jaki sposób sportretowano tutaj Batmana. Tutaj nie da się go po prostu lubić narwany, gburowaty i mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Jedyne co zapamiętam z tego komiksu to Mrocznego Rycerza, który wyzywa Spawna od śmieci.
Batman VS Spawn: Nokaut
Najlepszym elementem tego albumu są zdecydowanie materiały dodatkowe, które zajmują, aż połowę prezentowanego tomu. Znajdziemy tutaj naprawdę ogromna galerie okładek do każdej z historii, a dodatkowo szkice do dwóch pierwszych zeszytów. Do pełni szczęścia zabrakło posłowia albo jakiegoś wywiadu z twórcami. Może dzięki temu mieliby szansę, aby się wytłumaczyć, dlaczego daną historię tak poprowadzili, a nie inaczej.
Mam ogromny problem, żeby ocenić tom z jednej strony mamy dwie naprawdę słabe historie, z drugiej jedną naprawdę przyzwoitą, plus dodatkowo ogromne ilości dodatków. Sądzę, że mimo wszystko z crossoverem Batman/Spawn, każdy będzie musiał zmierzyć się sam, aby wydać werdykt. Komiks niestety nie dla mnie, a szkoda, gdyż bardzo go wyczekiwałem.
Sprawdź też: Nightwing. Skok w światło. Tom 1 – recenzja komiksu – Superbohaterem być…