REKLAMA

Pędzące Żółwie Extreme – recenzja gry – szaleńczy sprint, czy niepospieszny trucht?

Alan Zygaj

Opublikowano: 9 listopada 2023

Spis treści

Przy każdym spotkaniu w większym gronie, ze znajomymi czy z rodziną, na stół bardzo często wyciągana jest jakaś planszówka. Dinokalipsa, Wybuchające Kotki czy klasyczne Monopoly. Warto próbować nowości, więc zaintrygowany sięgnąłem po Pędzące Żółwie Extreme. Czy turbowyścig do sałaty rzeczywiście jest tak emocjonujący, jak nazwa wskazuje? Zamierzam to sprawdzić w tej oto recenzji.

Kto tu jest kim?

W pudełku z grą znajduje się wszystko, co niezbędne aby rozpocząć zabawę – mamy małą planszę, osiem figurek, sześć plakietek z żółwiami, sześć żetonów “kopiec kreta” i talię kart. Naszym zadaniem jest przeprowadzić naszego zawodnika przez pole, na którym czyhają rozmaite niespodzianki i przeszkody, aż po stos sałaty. Jest jednak pewien haczyk! Otóż żaden z graczy nie zna koloru pionka pozostałych, przez co do samego końca nie możemy być pewni kto jest kim. Co więcej, za poruszanie się odpowiadają karty, które mamy w ręce. Widnieją na niej podobizny przypisane do danego koloru figurki – jeżeli narysowany jest fioletowy zwierzak z dwoma plusami, oznacza to że przesuwa się on o dwa pola do przodu. Skutkuje to tym, że gracze w rzeczywistości grają każdym z żółwi. Wszystko polega na umiejętnej kontroli przebiegu wyścigu w taki sposób, aby uniemożliwić reszcie graczy na dojechanie do mety przed nami. Jest to prawdopodobnie jedyny element, który wyróżnia grę na tle innych produkcji i sprawia, że jest ona w jakikolwiek sposób ciekawa.

okładka gry planszowej
Pędzące Żółwie Extreme | egmont.pl

Między rzeką, a liskiem

Nie mogło zabraknąć oczywiście paru utrudnień i mechanik, które mają za cel podwyższyć stawkę (choć robią to miernie). Pierwszymi rzeczami, które rzucą się w oczy po rozłożeniu planszy, są rzeka i kamienie, przy których harcują lisy. Jeżeli dowolny pionek zakończy swój ruch na wodzie, musi cofnąć się przed nią. W przypadku wejścia na skałki z czyhającymi nieopodal vulpes vulpes, rozpada się stos żółwi. Powstaje on w momencie, kiedy jedna lub więcej figurek kończy turę na polu okupowanym przez innego gracza. Kolejnym ubarwieniem są wcześniej wspomniane kopce kreta, które rozkładamy w wyznaczonych miejscach. Kiedy któryś z uczestników stanie na miejscu sąsiadującym z ów żetonem, odwraca go i wykonuje określoną akcję. Może to być przesunięcie żółwia do przodu lub tyłu, zagranie kolejnej karty z ręki, a nawet cofnięcie się na start, więc trzeba stąpać ostrożnie.

Edycja Extreme serwuje nam jeszcze dwa dodatki: czarnego żółwia i kruka. Ten pierwszy nie jest przypisany do żadnego z graczy i sterować nim może każdy, zagrywając kartę która mu odpowiada. Ptak jest o wiele ciekawszy. Nasze gadziny się go boją, zastygając w ruchu w momencie, w którym miałyby zająć to samo miejsce co on. W tym momencie przesuwamy ptaszysko według wskazań karty. Jeżeli uczestnik wyścigu kończy rozgrywkę sąsiadując z którymkolwiek z nich, odpada z klasyfikacji wyścigu.

REKLAMA

karty z gry planszowej
Pędzące Żółwie Extreme | egmont.pl

Sprawdź też: Magajaja Dinosaurs – recenzja gry planszowej. W poszukiwaniu złotych jaj

Twarda skorupa

Zanim przejdę do podsumowania, chciałbym jeszcze poruszyć temat wizualnej prezentacji zestawu. Grafika znajdująca się na planszy, kartach, żetonach i pionkach jest przyjemna dla oka i na pewno przykuje uwagę młodszych graczy – całość jest pełna wesołych kolorów i przyjaźnie naszkicowanych zwierzaków. Najbardziej do gustu przypadło mi świetne wykonanie figurek! Są zrobione z grubej warstwy drewna, dzięki czemu nie trzeba w żaden sposób obawiać się przypadkowego uszkodzenia ich podczas rozgrywki. Niestety tego samego nie mogę powiedzieć o talii kart. Podczas zabawy ze znajomymi, niefortunnie wylaliśmy wodę na parę z nich, co poskutkowało znaczną degradacją. Definitywnie trzymajcie je z dala od wszelkiego rodzaju napojów. Kopce kreta i mapa na szczęście zostały nieco wzmocnione, więc o nie obawiać się nie trzeba. Przy okazji tego, że o nich wspominam, chciałbym podzielić się swoją opinią. Wydaje mi się, że pędzące żółwie byłyby o wiele bardziej ciekawe, gdyby nasze pole zabawy zostało powiększone o przynajmniej 2 kafelki. Oprócz wydłużenia czasu potencjalnego wyścigu, dałoby to możliwość wprowadzenia większej ilości modyfikacji – zwłaszcza takich, które nieco bardziej podkręciłyby atmosferę. Gra w obecnym stanie jest niestety mało ekscytująca dla ludzi powyżej 16 roku życia. Jeżeli rozegraliście te 2, może 3 partie, to widzieliście już wszystko. Nie ma najmniejszego powodu, aby zagrać w produkcję po raz kolejny.

plansza z gry planszowej
Pędzące Żółwie Extreme | egmont.pl

Bez pośpiechu

Jak już pewnie zauważyliście, “Pędzące żółwie” mnie nie porwały. Na planszy nie dzieje się zbyt wiele, czas trwania rundy jest dość krótki ze względu na wielkość mapy, po której się poruszamy a i do tego brakuje tu większej ilości ciekawych modyfikatorów rozgrywki. Myślę, że gra jest skierowana bardziej do młodego, początkującego widza, który stawia swoje pierwsze kroki w świecie gier planszowych. Zasady, choć z początku wydawać się mogą zawiłe, w rzeczywistości są proste do bólu i zapamiętanie ich przychodzi bardzo szybko. Kolorowa, wesoła grafika z uroczymi żółwiami ścigającymi się ze sobą również ma na celu zwrócić uwagę dzieci, które zachęcone jaskrawym pudełkiem podejdą bliżej w celu sprawdzenia, czym ono jest. Jedyną zaletą, jaką udało mi się zauważyć, jest pomysł polegający na niewiedzy uczestników. Jeżeli chcemy wygrać, nie możemy pozwolić innym na odkrycie koloru naszego żółwia, jednocześnie starając się kontrolować przebieg wyścigu. Co wcale nie jest rzeczą prostą, ze względu na zupełny brak wpływu na to, jakie karty dostaniemy do ręki. Także jeżeli szukacie czegoś, w co będziecie mogli zagrać wspólnie z dziećmi – możecie sięgnąć po „Pędzące Żółwie”. W innym wypadku polecam jednak poszukać czegoś bardziej zaawansowanego.

Sprawdź też: Challengers: drużyna marzeń, czyli jak kaczka pokonała krakena

ZALETY +

WADY -

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza komiksu.

Alan Zygaj

Entuzjasta gier wymagających, w wolnym czasie pochłaniający masowo wszelaki kontent na temat branży.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Pojedynek o Śródziemie – Recenzja gry planszowej

Pojedynek o Śródziemie – Recenzja gry planszowej

Chemicy magicy– recenzja gry planszowej. Tylko uważaj, żeby nie wybuchnąć! 

Chemicy magicy– recenzja gry planszowej. Tylko uważaj, żeby nie wybuchnąć! 

The Binding of Isaac Cztery Dusze — recenzja gry — Cztery dusze, by rządzić wszystkimi  

The Binding of Isaac Cztery Dusze — recenzja gry — Cztery dusze, by rządzić wszystkimi  

 The Mandalorian: Przygody – Recenzja gry planszowej. Historia zakuta w beskar 

 The Mandalorian: Przygody – Recenzja gry planszowej. Historia zakuta w beskar 

Po bimbrze widzę rzeczy – Recenzja gry Jakub Wędrowycz: Upiorne Wczasy 

Po bimbrze widzę rzeczy – Recenzja gry Jakub Wędrowycz: Upiorne Wczasy 

Borderlands – recenzja filmu – Mogło być gorzej…

Borderlands – recenzja filmu – Mogło być gorzej…