REKLAMA

Jack Oralndo: A Cinematic Adventure Director’s Cut  — recenzja gry — Najlepsza z najlepszych

Agnieszka Barwicka

Opublikowano: 12 października 2023

Spis treści

W dobie rozwijającej się technologii i prześciganiu się twórców o coraz lepsze silniki graficzne w grach, ja wracam do wspomnień z dzieciństwa. Podczas kiedy Jack Orlando miał swoją premierę, to ja jako niemowlę miałam zaledwie miesiąc. Z biegiem lat, jako „smarkacz” zagrywałam się w pikselowego detektywa i od razu pokochałam tę przygodówkę point’n’click. Czy po latach wciąż uważam tę produkcję za jedną z najlepszych?  

Tytuł 30 listopada 2001 r. doczekał się większego rozszerzenia Jack Orlando: A Cinematic Adventure Director’s Cut, dzięki któremu poprawiono grafikę, dźwięki, a także dodano nowe wątki czy lokacje. Osobiście cieszy mnie fakt, że na PC mogłam włączyć tę grę w pełnym oknie i nie uraczyłam żadnych problemów technicznych. 

Polskie a dobre 

Niewątpliwie to, co przyciągnęło mnie (kiedyś i dziś) do tego tytułu, to fakt, że jest to gra polskich twórców. TopWare Interactive stworzyło genialną przygodówkę point’n’click, która wciąga i zaciekawia od pierwszych minut. Ma w pełni udźwiękowione postacie, a jedną z najlepszych jest Jack Orlando (Tomasz Sylwestrzak). Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny podkładał głos detektywowi. 

REKLAMA

Poza tym nie ma tutaj jakiś cudownych „wodotrysków” graficznych (nie o to tu zresztą chodzi), ale to, co niewątpliwie wyróżnia tytuł i przyciąga, są ręcznie rysowane postacie czy tła. Całość po prostu ma klimat, którego brakuje nie jednej współczesnej grze.

Sprawdź też: LEGO DC Super Villains — recenzja gry — Superłotry vs jeszcze gorsze Superłotry.

Neonowy brudny świat 

Akcja gry rozgrywa się w USA w latach 30. tuż po zniesieniu prohibicji. Wcielamy się w detektywa Jacka Orlando, który znajduje się w złym miejscu i o złej porze. Główny bohater budzi się pewnego ranka w zaułku obok zabitego mężczyzny. Na domiar złego to właśnie nasza postać jest głównym podejrzanym. Od tego momentu mamy tylko 48 godzin, aby znaleźć prawdziwego mordercę i oczyścić się z zarzutów. Czy to się nam uda? Czy zdążymy? O tym musicie przekonać się na własnej skórze. 

Od pierwszych minut mamy do czynienia z brudnym i niebezpiecznym światem. W zaułkach czyha na nas masa niebezpieczeństw, a eksplorując świat, powinnyśmy robić to z głową. Nie raz i nie dwa zrobiłam coś za szybko, bądź nie miałam odpowiedniej rzeczy w ekwipunku i już na moim ekranie pojawiła się cutscenka oraz napis „koniec gry”.  

Oprócz barwnych postaci, które w mniejszym lub większym stopniu odgrywają swoje role to niewątpliwie to, co nadaje charakteru produkcji – to muzyka. Wybitny kompozytor oraz muzyk Harold Faltermeyer stworzył taki soundtrack, który do dziś wywołuje u mnie masę wspomnień i ciarki na plecach. Szczególnie w pamięć zapadły mi takie utwory jak: The Night Time is the Right Time, I Close My Eyes and Think of You czy Blues at The Harbour. Jeśli wahacie się nadal czy dać szansę temu tytułowi to przesłuchajcie powyższe utwory, nie pożałujecie. 

Od lewej do prawej 

Nie jest to nic odkrywczego, jeśli przyznam, że w tym tytule tak naprawdę chodzi się od lewej do prawej. Natomiast cała otoczka świata, postacie czy muzyka – po prostu robią robotę. Uwielbiam za każdym razem zbierać rzeczy do ekwipunku, począwszy od zwykłego ogryzka, kończąc na banknotach. Każda rzecz się przyda, a nawet uratuje życie w niektórych momentach rozgrywki. 

Mimo że tytuł znam na pamięć, to wciąż ciekawi mnie tak, jak za pierwszym razem. Lubię wchodzić w interakcję z każdą napotkaną postacią. Rozmowy z NPC-ami są angażujące a wybór dialogów (kiedyś to była rewolucja!) sprawiają, że mam realny wpływ na swoją postać oraz na to, co się wydarzy dalej. Ani razu nie zdarzyło mi się to, bym skipnęła rozmowę, ponieważ totalnie wsiąkam w każdą opowiedzianą historię. Postacie poboczne mają równie ciekawe życie (niekiedy przygnębiające i smutne), co główny bohater. 

Podsumowując, Jack Orlando: A Cinematic Adventure Director’s Cut po latach wciąż wciąga niesamowitą historią, ciekawymi postaciami, charakternym głównym bohaterem i świetnym soundtrackiem. Po latach grafika może i się zestarzała, ale tylko i wyłącznie dodaje to uroku oraz klimatu. Poza tym w point’n’clik nie chodzi o wybitną oprawę graficzną, ale o fabułę, która w tym przypadku jest najlepsza z najlepszych. 

Dzięki uprzejmości GOG mogłam wrócić do lat dzieciństwa. 

Sprawdź też: Atlas Fallen – Recenzja gry – Śmiertelnik pośród walki bóstw

ZALETY +

WADY -

Za przekazanie gry do recenzji dziękujemy firmie GOG.

Agnieszka Barwicka

Jestem popkulturową maniaczką, która nie zamyka się na daną dziedzinę. Uwielbiam spędzać wieczory na oglądaniu filmów, seriali, ale też nie pogardzę dobrą książką, komiksem lub grą. Gram na Xboxie, PC i Nintendo. Dzielę się swoją pasją na Instagramie - @czerw.ona.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Undisputed – recenzja gry. Wielki powrót boksu na salony. 

Undisputed – recenzja gry. Wielki powrót boksu na salony. 

Dragon Age Veilguard — recenzja gry — unieś zasłonę, odkryj prawdę  

Dragon Age Veilguard — recenzja gry — unieś zasłonę, odkryj prawdę  

Starship Troopers Extermination – Optymalizacjo, gdzie jesteś? 

Starship Troopers Extermination – Optymalizacjo, gdzie jesteś? 

Just Dance 2025 – recenzja gry. Szubidubi can’t dance? 

Just Dance 2025 – recenzja gry. Szubidubi can’t dance? 

Dragon Ball: Sparking! Zero – recenzja gry. Smocze kule w akcji!

Dragon Ball: Sparking! Zero – recenzja gry. Smocze kule w akcji!