Kolejny tom z serii Punkty zwrotne opowiada historię tajemniczych Morloków – mutantów, którzy wybrali życie z dala od ludzi i żyją głęboko w tunelach pod Manhattanem. Jednakże ktoś pragnie ich śmierci i wynajmuje zawodowych zabójców, żeby ci zeszli do kanałów i zmasakrowali ich mieszkańców. X-Men wyruszają z pomocą swoim pobratymcom, ale nawet oni nie byli gotowi na to, co zobaczą pod ulicami Nowego Jorku.  

Warto zaznaczyć, że X-Men. Punkty Zwrotne. Masakra mutantów to komiks wydawany pierwotnie w latach 80. ubiegłego stulecia i niestety na każdym kroku bardzo to widać. Sposób prowadzenia narracji jest mocno archaiczny – bohaterowie bardzo często mówią, co aktualnie robią albo kim są i jakie są ich umiejętności. Jakby… ja to widzę, bo są rysunki, na tym polega to medium. Nic więc dziwnego, że już tak się nie pisze komiksów, bo zwyczajnie jest to upierdliwe. 

W środku znajdziemy parę zeszytów z serii o Thorze, które znalazły się tutaj, tylko dlatego, że Bóg Piorunów ląduje na Ziemii i ratuje z opresji jednego z mutantów. To jest dosłownie kilka stron, a my musimy czytać i oglądać jak syn Odyna szwenda się po mieście, a w tle dzieje się jakaś intryga, której nie rozumiemy, bo jest wyrwana z kontekstu. 

Wizualnie też nie zachwyca – jest to typowa kreska znana z ubiegłego wieku. Co ciekawe, za rysunki odpowiada pokaźna liczba artystów – John Romita Jr., Bret Blevins, Rick Leonardi, Alan Davis, Barry Windsor-Smith, Terry Shoemaker, Walter Simonson, Butch Guice, Sal Buscema oraz Jon Bogdanove. Jednak totalnie tego nie widać, wszystkie strony są identyczne.