John to zwyczajny nastolatek w szkole pełnej uczniów władających potężnymi mocami. Choć próbuje nie zwracać na siebie uwagi, szybko zostaje wciągnięty w wir niebezpiecznych spisków i walk o pozycje w szkolnej hierarchii, a jego tajemnicza przeszłość staje się tematem numer 1. Czy wyjdzie z tego cało?
Nie miałam właściwie styczności z mangą, a moja relacja z fenomenami Webtoona wydanymi na papierze bywała różna: Heartstoppera uwielbiam całym sercem, ale już pierwszy tom Lore Olympus mnie nieco zawiódł, bo choć artystycznie jest piękny, fabularnie nie dowiózł. W związku z tym podchodziłam do kolejnej webtoonowej pozycji na polskim rynku wydawniczym z lekką rezerwą. Ostatecznie przekonała mnie jednak tematyka. Komiks unOrdinary autorstwa Chelsey Han publikującej pod pseudonimem uru-chan to bowiem historia osadzona w szkole, w której uczniowie mają niezwykłe zdolności. Jako fanka X-Men i entuzjastka szkolnych settingów poczułam się zachęcona.
unOrdinary nie jest jednak przyziemną opowieścią w stylu slice of life. Wręcz przeciwnie, dzieje się tu naprawdę dużo. Autorka przenosi czytelnika do świata, w którym posiadanie supermocy nie jest niczym dziwnym. Co więcej, jest to coś absolutnie normalnego, w związku z czym główny bohater, pozbawiony nadludzkich zdolności John, staje się w szkole wyrzutkiem. Jedyną osobą, która staje w jego obronie, jest potężna i niesamowicie zdolna Seraphina. To jednak nie wszystko. W mieście zaczynają ginąć osoby, które zainspirowane wywrotową książką Niezwyczajny, postanawiają sprzeciwić się statusowi quo i stanąć w obronie ludzi pozbawionych mocy, wykorzystując swoje umiejętności do szerzenia sprawiedliwości. Szkolni prześladowcy Johna zaczynają też grzebać w jego przeszłości i zdobywają informacje, które sugerują, że chłopak może nie być tym, za kogo się podaje.
To dopiero początek, ale jakże satysfakcjonujący
Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem tego, jak wiele treści udało się uru-chan umieścić na przestrzeni tych siedmiu rozdziałów, które składają się na pierwszy tom unOrdinary. Ponadto ani przez moment nie miałam poczucia, że historia pędzi na łeb na szyję, pomijając przy tym rozwój bohaterów. Zarówno John, jak i Seraphina, to naprawdę intrygujące postaci, które trudno nazwać jednowymiarowymi. John z pozoru wydaje się wyrzutkiem trzymającym się w cieniu, jednak gdy zaistnieje taka potrzeba, potrafi postawić na swoim i stawić czoła swoim oprawcom. Seraphina natomiast pod fasadą idealnej prymuski skrywa kompleksy i niepewność. Co ciekawe, mamy możliwość śledzić ich nie tylko w duecie, ale też przyjrzeć się nieco ich prywatnym życiom i dowiedzieć się nieco o ich sytuacji rodzinnej. Jako przyjaciele wypadają oni zresztą bardzo dobrze i uzupełniają się wzajemnie. Czytałam o ich relacji z zainteresowaniem, a fakt, że (przynajmniej na razie) nie ma ona żadnego romantycznego zabarwienia, jest odświeżający.
Oczywiście warto zwrócić uwagę na fakt, że tom pierwszy to zaledwie początek tej przygody i wszystkie wątki w nim zapoczątkowane pozostają otwarte. W odróżnieniu od na przykład Lore Olympus nie czułam jednak, że przeczytałam jedynie prolog historii. Każdy z elementów fabularnych został rozwinięty na tyle, że jest dla mnie intrygujący, mam pewne teorie na temat tego, jak się dalej potoczy i, co najważniejsze, ja naprawdę chcę tę historię kontynuować. Owszem, jest to opowieść, która bardziej zainteresuje nastolatków, bo pewne rozwiązania fabularne wydają mi się przewidywalne (choć mogę się mylić!), ale jako lekka rozrywka unOrdinary naprawdę działa.
Cierpienia mangowego laika
Pozostając jeszcze na chwilkę przy fabule, chciałabym zwrócić uwagę na dwa jej elementy, które nie do końca mi się spodobały. Pierwszy z nich to wątek bitew terenowych, który wprowadza do historii motyw quasi-sportowy i utwierdza czytelnika w przekonaniu, że ma do czynienia ze społeczeństwem mocno zhierarchizowanym na każdym polu. W szkołach istnieją bowiem uczniowie o randze króla, królowej i waleta, którzy wdają się w pojedynki ze swoimi odpowiednikami z innych szkół. Podczas starć wykorzystują swoje supermoce i wszystko to wydaje się odbywać w warunkach absolutnie spartańskich, bez żadnego nadzoru.
Drugi aspekt wiąże się z tym pierwszym, a mianowicie czytając unOrdinary, można odnieść wrażenie, że dorośli w tym świecie nie istnieją, a jeśli już w nim są, to mają niemal zerową kontrolę nad młodzieżą. Uczniowie nie tylko występują w pojedynkach, ale też otwarcie bullyingują głównego bohatera, stosują wobec niego przemoc fizyczną, co jest odbierane przez dorosłych pracowników placówki jak chleb powszedni i coś, z czym właściwie nie ma sensu nic robić. Biorąc pod uwagę moje śladowe doświadczenia z japońską popkulturą, domyślam się, że w świecie mangi i anime tego typu historie są częstsze niż w zachodniej kulturze popularnej, w związku z czym bardziej zaprawieni w bojach odbiorcy nie będą z tym mieć problemu. Osobiście jednak musiałam na wstępie mocno postarać się zawiesić niewiarę, by kupić ten setting, a aspekt sportowo-pojedynkowy traktowałam jako nudniejszy przerywnik fabularny.
Sprawdź też: Chainsaw Man: Buddy Stories — recenzja nowelki.
Uczta dla oka
Tym, co zdecydowanie muszę pochwalić, jest natomiast warstwa wizualna. unOrdinary nie jest mangą, jednak swoimi rysunkami uru-chan nawiązuje do stylistyki mangowej. Projekty postaci są naprawdę ładne i przyciągające wzrok. Pojawia się tu też sporo dynamicznych scen, które wyglądają dobrze i umiejętnie oddają moce bohaterów. Ich siłę i obrażenia, jakie są w stanie dzięki nim zadać. Tła w większości scen są bardzo proste, jednak w połączeniu z estetycznie przyjemną resztą kadrów nie przeszkadzało mi to ani trochę. A jest to o tyle imponujące, że autorka jest artystycznym samoukiem, więc jako kompletny nieuk w tej materii chylę przed nią czoła.
Świetna rozrywka nie tylko dla młodzieży
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że unOrdinary spodoba mi się aż tak bardzo. Liczyłam na prostą rozrywkę i otrzymałam ją, a ciekawie skonstruowani bohaterowie i interesująco zarysowane intrygi sprawiły, że mam nadzieję, iż wydawnictwo HarperYA zdecyduje się na wydanie kolejnego tomu.
Jednocześnie wydaje mi się, że choć jest to historia przeznaczona głównie dla starszej młodzieży — zgodnie z oznaczeniem wydawcy komiks jest zalecany czytelnikom od 15. roku życia — to starsi odbiorcy również znajdą w nim coś dla siebie. Warto jednak nie nastawiać się na jakieś głębokie i poważne tematy, ale po prostu na czysty fun z domieszką rozważań o moralności.
Sprawdź też: Zjawiskowa She-Hulk — recenzja komiksu — Prawie 400 stron czystej rozrywki