REKLAMA

Sonic Frontiers – recenzja gry. Prawie jak Zelda

Agnieszka Barwicka

Opublikowano: 22 grudnia 2022

Spis treści

Sonic to postać, która dostała już sporo miejsca w popkulturze. Tego niebieskiego lisa spotkamy przede wszystkim w grach, ale także w filmach i bajkach. Skradł serca kilkudziesięciu milionom ludzi. Czy kolejna odsłona daję radę? Czy otwarty świat to dobry pomysł? 

Dzięki uprzejmości Cenegi mogłam zatopić się w świecie pięciu wysp Starfall Islands oraz sterować najszybszym stworzeniem na Ziemi.

 

Harmonijne odkrywanie świata

Gra w głównej mierze opiera się na eksploracji. Zaczynamy na jednej z pięciu wysp Starfall Islands. Wraz z biegiem czasu i odkrywaniem fabuły, otrzymujemy dostęp do kolejnych map. Są one podzielone na gęste lasy, szumiące wodospady i skwierczące pustynie. Każda z nich oferuje wyjątkowe platformowe wyzwania i sekrety do odkrycia. Innymi słowy, kto uwielbia wbijać platyny, czy też trofea – ten polubi się z tym tytułem od razu.

REKLAMA

Muszę przyznać, że oprawa audiowizualna i graficzna szalenie przypominają mi tą z Zeldy na Switcha. Jest po prostu spokojnie i harmonijnie. Owszem od razu czyhają na Sonica niebezpieczeństwa pod postacią robotów, ale eksplorowanie wyspy jest po prostu przyjemne. Jeśli masz ochotę odkrywać nieznane, proszę bardzo – gra Ci to umożliwia. W drugą stronę, jeśli chcesz zmierzyć się z przeciwnikami, droga wolna. W głównej mierze to gracz decyduje, co teraz zrobi. Może nawet pójść i wędkować.

Sprawdź też: One More Gate: A Wakfu Legend – recenzja gry. Jeszcze jedno przejście

Jeszcze jedna cyberprzestrzeń

Podczas zwiedzania wysp, na drodze Sonica zdarzają się wyzwania. Jednym z nich jest cyberprzestrzeń. Bardzo podobały mi się te zadania, ponieważ przypominały mi stare, dobre tytuły z niebieskim lisem. Przede wszystkim dlatego, że były to typowe platformówki. Sterowanie głównym bohaterem jest fajne i sprawia wiele radości, tak jak za dzieciaka. Mkniemy niczym błyskawica oraz zbieramy złote obręcze. Dla wytrwałych są też czerwone monety, które pozwalają uzyskać lepszą rangę. Tym samym po skończonym poziomie możemy dostać więcej ważnych kluczy, które odblokują nam dodatkowy kontent.

To, co nie lubiłam we wspomnianych wyzwaniach, to tych początkowych treningów. Fajnie, że można się nauczyć niektórych comebosów, ale miałam wrażenie, że gra wtedy zbytnio ze mną nie współpracowała. Mam nadzieję, że w jakiejś aktualizacji poprawią ten aspekt sterowania.

Koniec końców cyberprzestrzeń uczyła nas i szkoliła, by finalnie pokonać tajemniczych wrogów oraz olbrzymich tytanów. Grałam na poziomie łatwym, ponieważ gdyby był wyższy, to niejeden pad znalazłby się za oknem. Czasami musiałam poświęcić trochę czasu, aby pokonać niebezpieczeństwo. Jednakże walka była naprawdę satysfakcjonująca.

Sprawdź też: Deadlink – recenzja gry. Rogue-likeowy Martix w sosie azjatyckim. Palce lizać!

Stare nowe twarze

Fani Sonica od razu odnajdą się w tym świecie. Mimo to nowi gracze też połapią się w przedstawionych postaciach. Na swojej drodze możemy napotkać starych dobrych przyjaciół (lub nieprzyjaciół) niebieskiego lisa. Są m.in.: Tails, Amy, Knucles, czy Doktor Eggman.   Możemy wejść z nimi w interakcje i w razie potrzeby, po prostu im pomóc. Amy już na samym początku gry prosi nas o ratunek.

Dalej dalej pęd Sonica

Zdobywanie nowych umiejętności było moim ulubionym zadaniem. Rozwijanie kolejnych zdolności głównego bohatera pomaga przede wszystkim w walkach z tajemniczymi wrogami Najczęściej korzystałam z funkcji niebieskiej poświaty, którą tworzyłam poprzez pęd wokół przeciwnika, która z kolei paraliżowała (szczególnie opancerzonych przeciwników)

Podsumowując, Sonic Frontiers jest mieszanką gry akcji z elementami platformówki. Łączy ze sobą wspaniałe, nostalgiczne postacie z bardzo ładnymi, tajemniczymi wyspami Starfall. Każdy gracz odnajdzie się w tym świecie, począwszy od dzieci, kończąc na dorosłych. Ta wersja dała radę, ale nie jest to wybitne dzieło niczym Zelda – trochę do niej brakuje. Mimo to uważam, że otwarty świat to strzał w dziesiątkę i jest to dobry tytuł na odstresowanie.

Sprawdź też: Cuphead – recenzja gry. Z takiej filiżanki mogę pić kawę!

https://www.youtube.com/watch?v=30-rKqe1Ys8

Agnieszka Barwicka

Jestem popkulturową maniaczką, która nie zamyka się na daną dziedzinę. Uwielbiam spędzać wieczory na oglądaniu filmów, seriali, ale też nie pogardzę dobrą książką, komiksem lub grą. Gram na Xboxie, PC i Nintendo. Dzielę się swoją pasją na Instagramie - @czerw.ona.

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Arcane: Ambessa.

„Arcane: Ambessa. Wybrana przez Wilka” – recenzja książki. Opowieść o władzy, ambicji i trudnej miłości

„Arcane: Ambessa. Wybrana przez Wilka” – recenzja książki. Opowieść o władzy, ambicji i trudnej miłości

Against the Storm – recenzja gry – Gdy rogue-like spotyka budowanie osady

Against the Storm – recenzja gry – Gdy rogue-like spotyka budowanie osady
Devil May Cry key art

Białowłosy znowu w akcji. Devil May Cry – recenzja serialu

Białowłosy znowu w akcji. Devil May Cry – recenzja serialu
recenzja gry Dolina Żywiołów

Dolina Żywiołów – recenzja gry planszowej – Ujarzmij nieujarzmione

Dolina Żywiołów – recenzja gry planszowej – Ujarzmij nieujarzmione
Folklands

Relaks w pikselowej odsłonie – Recenzja gry Folklands 

Relaks w pikselowej odsłonie – Recenzja gry Folklands 
thunderbolts key art

Thunderbolts – recenzja filmu. MCU powoli wstaje z kolan!

Thunderbolts – recenzja filmu. MCU powoli wstaje z kolan!