Oppenheimer  — recenzja filmu — “Ludzie tego świata muszą się zjednoczyć, inaczej przepadną.”

UDOSTĘPNIJ

Trinity to pierwszy naziemny test broni atomowej w historii. Odbył się 16 lipca 1945 roku, a bomba jądrowa, zrzucona niecały miesiąc później na Hiroshimę i Nagasaki, zmieniła świat. Christopher Nolan stworzył własną Trinity 12 września 1998 roku, kiedy światło dzienne ujrzał jego pełnometrażowy debiut — Following. Późniejsze produkcje poddawały widzów kolejnym próbom, aż w końcu na kina wylądował Little Boy do spółki z Fat Manem i zostawili po sobie dzieło doskonałe — Oppenheimera.

(recenzja zawiera drobne spoilery, ale chyba wiecie, że stworzenie bomby się udało.)
(Tytuł jest cytatem J. Roberta Oppenheimera z mowy, wygłoszonej po przyjęciu nagrody Army-Navy “Excellence” 16 listopada 1945 roku.)

OPPENHEIMER

Mity o kwestiach technicznych

Christopher Nolan znany jest ze swojego analogowego podejścia do tworzenia filmów. Mówił o tym nawet Cillian Murphy, odtwórca tytułowej roli, w podcaście WTF with Marc Maron: “Scenografia jest ogromna, ale wszystko wygląda jak z planu kina niezależnego. Jest tylko Chris, operator (Hoyte Van Hoytema) i dźwiękowiec. Nie ma monitorów ani ogromnej ekipy technicznej.”. Z tej samej rozmowy możemy dowiedzieć się też, że cały plan zdjęciowy trwał zaledwie 57 dni! W erze disneyowskiej techniki The Volume, mającej za zadanie imitować prawdziwe tła oraz mając na uwadze wyzysk ludzi od efektów specjalnych, nakręcenie każdego ujęcia bez CGI jest niezwykle imponujące. No właśnie, jak to jest z tymi komputerowymi wypełnieniami? W końcu jakiś czas temu po sieci hulała wieść, jakoby Oppenheimer nie zawierał niczego takiego. To jest po części prawda, ale na liście płac można łatwo dostrzec studio DNEG, które współpracuje z reżyserem przy wielu projektach. Łatwo wysnuć wniosek, że Nolan nie wyraził się wystarczająco jasno, a chodziło mu zapewne o realizację ujęć wygenerowanych WYŁĄCZNIE za pomocą CGI. Ludzie z DNEG musieli więc pomagać w postprodukcji. Nie zmienia to faktu, że rzemieślnicza robota, wykonana przez niecałe dwa miesiące, jest widoczna w tak mistrzowski sposób, że docenią to nawet laicy (tacy jak ja), nie mający za wiele wspólnego z technikaliami dotyczącymi operatorki. 

Sprawdź też: Wielka woda – recenzja serialu – Powódź której (nie)dało się zapobiec

Gdy już pogrzebaliśmy mity o analogowym puryzmie, przejdźmy do emocji. Dalekie plany imponują rozmachem, a w kwestii ujęć zrealizowanych w zamkniętych pomieszczeniach, Nolan pozwala aktorom się wykazać i wypełniać swoimi osobowościami całą scenerię. Często wprowadzany jest również klaustrofobiczny element, znany m.in. z Dwunastu Gniewnych Ludzi, gdzie w sytuacjach stresowych otrzymujemy mocne zbliżenie na twarz bohaterów, zamykając widzów z daną postacią i jej wewnętrznym konfliktem. Szczególnie działa to w momentach kulminacyjnych, atakach paniki czy wybuchach złości (a w historii o produkowaniu broni masowej zagłady doświadczamy tego często). 

Dźwięk wbija w fotel, wywołując drobne podskoki lub poczucie dyskomfortu, gdy nieprzyjemnie (lecz zamierzenie) narasta w odpowiednich momentach. Chwile oddechu są wkomponowane z idealną precyzją, podczas których m.in. wpatrujemy się głucho w atomowy grzyb, podziwiając go lub bojąc się na myśl o jego niezachwianej destrukcyjności. Ludwig Göransson, dla którego była to druga kooperacja z Christopherem Nolanem, (pierwszy był Tenet) stworzył muzykę doskonale oddającą niepewność i burzę osobowościową głównego bohatera, będącą fabularnym paliwem napędowym dla całego filmu. 

OPPENHEIMER

Fabuła skomplikowana jak rozszczepienie atomu

Fabuła filmu bazuje na książce Oppenheimer. Triumf i tragedia ojca bomby atomowej autorstwa Kai Birda i Martina J. Sherwina. Skomplikowane życie znanego fizyka, którego biografia zawiera prawie 800 stron, starano się zmieścić w 180-minutowym filmie, dodając przy okazji poboczne wątki polityczne, równie ważne dla studium osobowościowego tytułowego bohatera. Mam tutaj na myśli m.in. przesłuchanie Lewisa Straussa, wysoko postawionego urzędnika państwowego, przewodniczącego Komisją Energii Atomowej. To właśnie tutaj wiele osób może odbić się od tego tytułu, bo jest chwilami niezwykle hermetyczny i wymagający znajomości wielu wydarzeń oraz postaci historycznych, a przy okazji wymusza na widzu pełną koncentrację i zapamiętywanie poznanych ludzi, nawet jeśli pojawili się tylko na jedną scenę. Przypomina mi to nieco JFK Olivera Stone’a, równie monumentalne dzieło, trwające nawet dłużej w wersji reżyserskiej niż sam Oppenheimer, ale podobne pod względem konstrukcji wątków politycznych. Taka rozrywka, będąca jednocześnie niezłym wyzwaniem intelektualnym, daje widzowi poczucie ogromnego zadowolenia, gdy oglądający łączy wątki i daje się nieść dalej fabule pełnej twistów. 

Najnowsze dzieło Christophera Nolana jest jednak bardziej skomplikowane, używając czerni i bieli nie do reprezentowania retrospekcji, a do określenia, z czyjej perspektywy oglądamy dane wydarzenia. Sceny w kolorze reprezentują narrację Oppenheimera, a czarno-białe Straussa. Podobny zabieg mogliśmy obserwować w Memento, w którym świat bez koloru opisywał obiektywną wizję przedstawionej historii, bez wpływu emocji lub opinii głównego bohatera. W biografii ojca bomby atomowej ta plątanina stylistyk sprawdza się niesamowicie dobrze, tworząc ze zwykłych dialogów coś na kształt wystrzałów z filmów akcji, trzymających w napięciu aż do samego końca. 

Sprawdź też: Houria – recenzja filmu. Wytańczony manifest.

Warto wspomnieć, że wiele wydarzeń historycznych, nieważne jak istotnych dla świata, często jest tutaj wspomniane jednym lub dwoma zdaniami, jak np. inwazja nazistów na Polskę 1 września 1939 roku. To dobra decyzja, zwłaszcza, że rozwlekanie tych wszystkich kwestii, które doskonale znamy z wielu relacji, odciągnęłoby nas od najważniejszego — psychologicznego dramatu. To nie jest film o powstaniu bomby atomowej, to film o człowieku, który za to odpowiadał i który musiał później żyć z konsekwencjami swojej dociekliwości. 

Wiem, że póki co piszę nieco zachowawczo pod względem subiektywnej emocjonalności, ale zostawiam to sobie na ostatnie zdania, aby najpierw sucho przedstawić poszczególne aspekty filmu. Czułbym się bardzo nie fair wobec Oppenheimera, rzucając szybkie: “Trzymał w napięciu, idźcie to zobaczyć.”, bo samej warstwie technicznej można poświęcić osobny esej, a mnie nie ogranicza żadna ilość znaków i chętnie z tego przywileju skorzystam. 

OPPENHEIMER

Oskary w głównych kategoriach już rozdano, można się rozejść…

Aktorsko Oppenheimer stoi na tak wysokim poziomie, że Christopher Nolan, może nawet nieco bezczelnie, zatrudnił aktorów, grających pierwsze skrzypce w popularnych serialach (Jack Quaid z The Boys czy Rami Malek) do ról epizodycznych. Oczywiście, znaczenie niektórych z nich w perspektywie przedstawionych wydarzeń jest mniejsze lub większe, ale mając Emily Blunt jako Kitty, żonę Roberta, często widzimy ją, siedzącą w rozmazanym tle na kanapie za swoim mężem. Jak powiedział o tym Marcin Łukański z kanału Na Gałęzi, daje to poczucie oglądania filmu dokumentalnego i jest w tym sporo racji. W małych, ale istotnych rolach w filmie zobaczymy również Gary’ego Oldmana jako Harry’ego Trumana, Kennetha Branagha, Benny’ego Safdie, Jasona Clarke’a, Casey Afflecka czy Josha Hartnetta.  

Robert Downey Jr. po wielu latach w końcu ostatecznie zerwał łatkę Tony’ego Starka, a odegranie Lewisa Straussa już przez wielu wymieniane jest jako główny kandydat do Oskara za rolę drugoplanową. Pamiętam starsze filmy z Downey Jr. (Chaplin, Urodzeni Mordercy, Przez Ciemne Zwierciadło), gdzie niejednokrotnie pokazywał niesamowity kunszt aktorski, ale po walce z nałogiem i odbudowywaniem swojej pozycji w Hollywood, wydawało się, że nieco ugrzązł w marvelowskim bagienku. Oczywiście, swojego czasu był najlepiej opłacanym człowiekiem w swoim zawodzie, ale, jak sam wspomina, obawiał się pracy nad Oppenheimerem ze względu na zerwanie ze stylem grania, do którego przywykliśmy przez niemal dekadę w stroju Iron Mana. Mocno trzymałem za niego kciuki i cieszę się, że w tak “wybuchowy” sposób wrócił w nietypowym dla siebie garniturze. 

Fantastycznie sprawdził się również Matt Damon w roli Lesliego Grovesa oraz Florence Pugh jako Jean Tatlock. Oboje zapadają w pamięć swoją stanowczością i relacją z głównym bohaterem. Zwykle filmy biograficzne czy wojenne przedstawiają rozwijającą się przyjaźń ekscentrycznego naukowca ze zdeterminowanym żołnierzem, lecz tutaj nie pozostawiono żadnych wątpliwości co do wpływu Roberta na Grovesa. Ten drugi do końca pozostaje wierny służbie i pomimo bycia świadkiem historycznych przedsięwzięć, zachowuje zimną stanowczość. Tatlock również odpowiada za bycie ciemną kartą w historii ojca bomby atomowej, do czego sam zainteresowany przyznaje się od razu. Tak jak w reszcie filmu, nie mamy tutaj jasnej i moralnej oceny jego działań, a samą dynamikę znajomości z Jean oraz jak to wpłynęło na jego relację z Kitty. W bardzo wymownej scenie dowiadujemy się, że nie był to jedynie skok w bok, a coś więcej, czego konsekwencje jego małżonka odczuwała przez kolejne dekady ich związku. 

Sprawdź też: Filmy do nieodzobaczenia – filmowe nowości, które musisz poznać. Odcinek 1 – Dramaty i Romanse.

W końcu przyszła kolej na ocenę osoby, która zasługuje na największe brawa i każdą możliwą nagrodę na każdym możliwym festiwalu — Cilliana Murphy’ego. Śledziłem jego karierę od kiedy obejrzałem 28 dni później. Stroniący od social mediów aktor dawał z siebie wszystko w każdym filmie, jaki widziałem — czy było to Red Eye, Red Lights czy krótki epizod jako Scarecrow w trylogii Mrocznego Rycerza. Jego pierwsza tytułowa rola w tak wielkiej produkcji zarysowała go jako tytana pracy, doskonale zaznajomionego z odgrywaną postacią, perfekcyjnie oddającego każdy aspekt charakterologiczny oraz emocjonalny. Nie musimy mu współczuć, możemy go wręcz nie lubić, ale każde jego pojawienie się na ekranie wzbudza jakieś uczucia, a charyzmą przyciąga jak magnes. Nie wiem, czy ktokolwiek będzie mnie w stanie przekonać do siebie bardziej, ale dla mnie najbliższe rozdanie Oskarów w głównych kategoriach bez Cilliana Murphy’ego byłoby abominacją. Ta rola jest rewelacyjna do tego stopnia, że bez żadnych linii dialogowych bylibyśmy w stanie w pełni zrozumieć, co dzieje się z Robertem Oppenheimerem i z jak wielkim dylematem moralnym zmaga się w swojej głowie. 

OPPENHEIMER

Technika odhaczona, aktorzy opisani, fabuła za nami, to teraz emocje

Jako osoba głęboko związana z naukami humanistycznymi, sposób działania bomby atomowej jest dla mnie bardzo enigmatyczny. Biję się w pierś i do mojej biblioteczki niedługo dodam wcześniej wspomnianą biografię oraz, podobno rewelacyjną, opasłą książkę historyczną autorstwa Richarda Rhodesa Jak powstała bomba atomowa. Nie wspominam o tym, aby pochwalić się, że umiem czytać, ale dlatego, że ten film przekonał i przeraził mnie jednocześnie, jak bardzo to małe, zbudowane na prędce miasteczko Los Alamos, zmieniło bieg świata i jak istotna we współczesnych konfliktach jest scheda J. Roberta Oppenheimera oraz jego kolegów po fachu. Chcę wiedzieć o tym jak najwięcej i może jest to wsiadanie na pociąg tzw. hype’u, ale żyjąc w czasach konfliktu za wschodnią granicą, warto rozeznać się w temacie zagrożeń, jakie niesie za sobą broń o tak wielkiej sile rażenia. W filmie pojawia się kwestia podpalenia atmosfery i zniszczenia całego globu podczas Trinity. Doskonale wiemy, że tak się nie stało, ale ten wątek poruszany jest nie ze względu na strach widza, a na dobitne podsumowanie, że może nie zniszczono świata w ten sposób, ale tworząc jedną bombę testową, pojawiło się zagrożenie dla ludzkości, będące realną możliwością wyginięcia naszego gatunku. 

Sprawdź też: Aftersun – recenzja filmu. Sztuka kolekcjonowania wspomnień.

Nolan jak mało kto był w stanie sprawić, że spiąłem całe ciało w podczas pierwszego testu, pomimo że znałem rezultat. Był w stanie przerazić mnie w scenie, gdy postacie na ekranie wiwatują, cieszą się i wpadają sobie w ramiona, a główny bohater przemawia w wielkim triumfie. Zarysował bezkompromisowość podczas castingu japońskich miast, które mają zostać zbombardowane najnowszym produktem Stanów Zjednoczonych i uzmysłowił, jak istotną postacią był naukowiec, o którym świat nieco zapomniał na przestrzeni lat. Wszystkie te pojedyncze epizody złożyły się na najlepszy dramat polityczny, jaki widziałem i przykro mi JFK, ale spadłeś na drugie miejsce. 

Salę kinową opuściłem wstrząśnięty i zły na siebie, że nie dostrzegałem, jak nieistotny jestem i jak niesprawiedliwa jest machina wojenna. Kilka sekund i jeżeli cokolwiek by po mnie zostało, to raczej ten drobny proszek nie mógłby zaprotestować ani sprzeciwić się nadlatującemu pociskowi. Pisząc tę recenzję dalej nie jestem w stanie w pełni oddać wszystkich myśli, kotłujących mi się w głowie, ale to chyba największa zaleta tego filmu. Ten nie oddziałuje wyłącznie pod względem oceny praktycznych zakątków tworzenia kina, a również zadaje ważne pytania i jest dziełem mocno zaangażowanym społecznie, które, jak określił Paul Schrader (autor scenariusza do Taksówkarza i Wściekłego Byka) jest najważniejszym utworem audiowizualnym tego wieku. 

Idźcie na Oppenheimera, bo każdy powinien go zobaczyć. Dyskutujcie o nim, nie zgadzajcie się z jego przesłaniem lub ze mną, ale idźcie i wyróbcie sobie własne zdanie w debacie, która może w dowolnym momencie naszego życia pochłonąć opinię publiczną, a my powinniśmy na nią czekać już z gotowymi odpowiedziami.

Sprawdź też: Aftersun – recenzja filmu. Sztuka kolekcjonowania wspomnień.

 

https://www.youtube.com/watch?v=jM0cs0GLR4o

Zalety

– Aktorstwo na najwyższym poziomie
– Wykorzystywanie języka filmowego do podbicia emocji bohaterów
– Techniczne wykonanie Oppenheimera jest rzemieślniczo perfekcyjne
– Ludwig Göransson to genialny kompozytor
– Mądrze skonstruowane kino zaangażowane
– Idealny balans wątkami fabularnymi, nadając im coraz więcej warstw z każdą kolejną sceną
– Praktyczne efekty specjalne

Wady

– Wad nie stwierdzono