Po mocnym otwarciu w tomie pierwszym, które ustanowiło ton i stawkę wydarzeń, Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 2 przechodzi do fazy właściwego kryzysu – eskalacji, rozpaczy i pierwszych prób kontrataku. To moment, gdy bohaterowie muszą działać bez siatek bezpieczeństwa, a uniwersum DC po raz kolejny balansuje na krawędzi zagłady. Scenarzysta Joshua Williamson kontynuuje swoją epopeję z rozmachem godnym poprzedników takich jak Geoff Johns czy Marv Wolfman, ale nie zawsze udaje mu się zachować idealną równowagę między efekciarską akcją a emocjonalnym ciężarem wydarzeń.
Mroczna spirala chaosu
W tomie drugim widać wyraźnie, że „mroczny” to nie tylko chwytliwy przymiotnik w tytule. Williamson pogłębia atmosferę niepokoju, budując narrację wokół poczucia utraty, dezorientacji i nieuchronnego upadku. Nowe pokolenie bohaterów, wciąż niepewne swojego miejsca, staje w obliczu zagrożenia, które zdaje się ich przerastać. Brakuje wsparcia legend, które do tej pory spajały struktury superbohaterskiej rzeczywistości, a czas ucieka. To wszystko sprawia, że lektura drugiego tomu to doświadczenie bardziej klaustrofobiczne i pełne napięcia niż dynamiczne i kathartyczne.
Williamson próbuje zmierzyć się z tematami odpowiedzialności, dziedzictwa i redefinicji bohaterstwa, ale nie każdemu wątkowi poświęca odpowiednio dużo przestrzeni. Komiks skacze między grupami postaci, miotając się od kosmicznych bitew po intymne rozmowy, co sprawia, że niektóre segmenty wypadają silniej niż inne. Najlepiej sprawdzają się te sceny, które skupiają się na konkretnych relacjach — Nightwing, Jon Kent czy Black Adam otrzymują swoje momenty, które rezonują emocjonalnie.

Konstrukcja fabularna i tempo
Drugi tom funkcjonuje przede wszystkim jako rozwinięcie fabularnych fundamentów — Williamson konstruuje swoją opowieść w duchu klasycznych „eventów”, co oznacza ogromną liczbę postaci, dynamiczne przejścia między lokacjami i lawinę zagrożeń. To ma swoje plusy — napięcie jest wysokie, akcja widowiskowa, a świat przedstawiony sprawia wrażenie naprawdę globalnego. Ale niesie też pułapki. Chociaż scenarzysta stara się równoważyć chaos i porządek, to chwilami narracja traci płynność. Niektóre postacie pojawiają się i znikają bez większego wpływu na przebieg historii, a część scen służy wyłącznie jako przerywnik lub teaser przyszłych wydarzeń.
Z jednej strony czuć tu wielką ambicję — Williamson naprawdę chce opowiedzieć coś ważnego o tożsamości DC Universe — z drugiej, komiks jest tak wypełniony elementami uniwersalnej rozwałki, że chwilami można się pogubić w tym, co właściwie jest sednem całej opowieści. Brakuje jednej emocjonalnej osi narracyjnej, która scaliłaby te wszystkie wątki.

Oprawa graficzna – siła obrazu
Na szczęście pod względem wizualnym drugi tom kontynuuje bardzo wysoki poziom. Daniel Sampere (wspierany przez świetnych inkerów i kolorystów) ponownie udowadnia, że jest jednym z najlepszych rysowników pracujących dziś w mainstreamie. Jego kreska łączy czytelność z detalem, dynamikę z emocją, a sceny akcji — często naprawdę złożone i zatłoczone — nie tracą klarowności.
Dużym atutem jest umiejętność budowania skali — Sampere potrafi oddać zarówno monumentalność starcia tytanów, jak i napięcie zawarte w spojrzeniu bohatera, który nie wie, czy przetrwa kolejną minutę. Kolorystyka w drugim tomie jest intensywna, chwilami psychodeliczna, podkreślająca kontrast między światłem a mrokiem — tematem przewodnim całej serii.
Sprawdź też: Batman: Gotham Knights. Pozłacane miasto – recenzja komiksu. Początek obrońców.
Problem dostępności
Warto podkreślić, że Mroczny kryzys… nie jest eventem, od którego warto zaczynać przygodę z DC Comics. Choć w pierwszym tomie Williamson próbował przypomnieć najważniejsze konteksty, to drugi tom rzuca czytelnika w środek wydarzeń bez taryfy ulgowej. Dla wiernych fanów DC to zapewne nie będzie problem, ale nowicjusze mogą czuć się przytłoczeni ilością postaci, odniesień i dynamiki continuity.

Podsumowanie
Drugi tom Mrocznego kryzysu na Nieskończonych Ziemiach to solidna, choć nie bezbłędna kontynuacja współczesnej kryzysowej epopei DC. Williamson utrzymuje wysoką stawkę i nie oszczędza swoich bohaterów, ale chwilami gubi dramaturgię pod ciężarem struktury „eventowej”. Komiks zachwyca wizualnie, porusza ciekawe tematy i pokazuje, że DC nie boi się pytać o przyszłość swojego uniwersum — choć odpowiedzi bywają niejednoznaczne.
Sprawdź też poprzedni tom: Mroczny kryzys na Nieskończonych Ziemiach. Tom 1 – recenzja komiksu – Nowe pokolenie w cieniu legend