Ostatnio dość często ogrywam metroidvanie. Nic więc dziwnego, że Grime zwróciło na siebie moją uwagę. Jak jednak czułem się, przemierzając roztrzaskany świat, pełen porzuconych stworzeń? Drogi czytelniku, zapraszam do lektury.
Strzaskany świat
Zacznę od tego, że historia jest bardziej tajemnicza, niż w ostatnich grach z gatunku z jakimi obcowałem. We wstępie widzimy dwie bliżej nieokreślone postacie – najprawdopodobniej są to „matki”, o których co jakiś czas wspominają niektórzy przeciwnicy (choć to tylko moja spekulacja). Obejmują się, wymieniając dotyk pełen miłości i… oddech. Nie jest to żadna metafora z mojej strony. W następnej scenie obserwujemy formację skalną, która zaczyna się zmieniać, aż zrodzony z niej zostaje główny bohater, który zamiast głowy posiada czarną dziurę. Ukończywszy pierwszą lokację, graczowi przedstawiony zostaje jego główny cel – wznieść się na samą górę planszy. Po drodze dowiemy się całej reszty.
Mimo, że z początku nie zostaje nam wyjawione zbyt wiele, to fabuła wraz z postępem zaczyna robić się coraz bardziej zrozumiała. Tematami przewodnimi są astronomia i religia, co daje nam bardzo ciekawą mieszankę pełną tajemnic. Widać tu sporą inspirację grami FromSoftware, w których skrawki opowieści ukryte są za opisami przedmiotów czy postaciami pobocznymi. NPC posiadają nawet własne zadania poboczne, choć nie są one zbyt rozbudowane. Bardzo dużo możemy wywnioskować poprzez plansze, które będziemy zwiedzać. Z początku są to obszar skalny i pustynia, lecz z czasem zaczną pojawiać się ścięgna czy skrawki układu nerwowego. Nie trudno jest więc wywnioskować, że chyba nie wszystko jest z tym światem w porządku…
Sprawdź też: World of Horror – recenzja gry – witaj w Świecie Horroru
Najpierw masa, potem rzeźba
Mechanika walki jest nie tylko prosta, ale i bardzo satysfakcjonująca. Najciekawszym jej aspektem jest brak przedmiotu leczącego, a przynajmniej na początku gry (jest to przedmiot opcjonalny i niektórzy gracze mogą po prostu go nie zdobyć). Zamiast tego zdrowie przywracamy za pomocą paska oddechu, którego segmenty ładujemy poprzez udane parowanie. Odpowiednio wykonana kontra potrafi natychmiast zabić wroga, jeżeli jego życie nie jest podzielone na 2 lub 3 części, warto więc korzystać z niej przy każdej możliwej okazji. Do pokonywania monstrów posłuży nam także broń do walki wręcz – od podwójnych noży po maczugi, a nawet dwuręczne miecze. Ataki dzielą się na dwa typy: zwykłe uderzenie i umiejętność specjalna, unikalna dla każdego oręża. Zabójstwa nagradzane są „masą”, ale podnoszą też licznik znajdujący się w lewym rogu ekranu. Jest to ardor, zwiększający procentowo ilość waluty, która wchłaniana zostaje po pokonaniu przeciwnika. Tą następnie możemy wydać w surogacie, dużym odłamku służącym za checkpoint, aby podnieść swoje statystyki. Dzielą się one na 5 kategorii, a każda z nich ma inną funkcję, jak np. siła czy zdrowie.
Innowacyjnym elementem jest system zwierzyny. Po pokonaniu danego wroga określoną liczbę razy, dostajemy możliwość odblokowania jego specjalnej cechy. Wpływają one na wcześniej wspomniane statystyki, ale mogą mieć też wpływ na czynności takie jak parowanie. Moja ulubiona sprawia, że po skontrowanym ataku zostajemy uleczeni o procent naszego zdrowia. Żeby rozwijać nasze dodatkowe talenty, potrzebujemy czerwonego ichoru, który dzierżą silniejsze wersje przeciwników, ukrywające się na mapie. Popełniliście błąd i rozwinęliście nie tą statystykę, co trzeba? Chcecie dokonać małej przebudowy w swojej postaci? Na to pozwoli wam specjalna perła, na którą od czasu do czasu możemy natknąć się podczas eksploracji.
Deweloperzy zadbali również o możliwość swobodnego i płynnego pokonywania sekcji platformowych i przeszkód. Postać może skakać, szybować, przyciągać się do elementów, zmieniać pozycję ruchomych przedmiotów a nawet wykonać zryw w powietrzu. Elementy zręcznościowe w grze są naprawdę solidne, co jest kluczowe dla gatunku metroidvania. W końcu będziemy przemierzać ten sam korytarz przynajmniej trzy razy w ciągu rozgrywki, poszukując wcześniej niedostępnych zakamarków. Niektóre z wcześniej wymienionych umiejętności mają też zastosowanie w walce, mogąc wytrącić przeciwnika z równowagi i dać nam czas na zadanie ciosu bądź dwóch więcej.
Wielki wróg, wielki upadek
Zwiedzając poziom, możemy być prawie pewni, że w końcu natkniemy się na walkę z bossem. Dlaczego jednak prawie? Ponieważ jest przynajmniej jedna opcjonalna lokacja w grze, która nie ma głównego przeciwnika. Jest to trochę niewykorzystany potencjał, ale cóż zrobić. Za to każde starcie tego typu jest ogromnym pozytywem. Nie wiem, czy jest druga produkcja, która tak adekwatnie zwiększa swój poziom trudności wraz z progresją. Ani razu nie czułem, że któryś z ważniaków został ustawiony zbyt wcześnie. Są również mniejsi szefowie, mający prostsze mechaniki, będący przy tym nadal satysfakcjonujący.
Za każdym razem, kiedy obalimy wielkiego przeciwnika, odblokowujemy coś w zamian. W przypadku tych głównych otrzymujemy dostęp do umiejętności niezbędnych do pokonywania przeszkód, o których pisałem wcześniej. Ci mniejsi powiększają nasz pasek oddechu, przez co mamy więcej ładunków leczących. Warto też wspomnieć o samym designie wszystkich wrogo nastawionych stworów. W większości są to kamienne istoty, połączone z tematyką kosmicznej energii czy rozkładu, dzięki czemu tematyka gry jest bardzo spójna. Ścieżka dźwiękowa nie zwróciła na siebie mojej większej uwagi, ale nie była też w żadnym wypadku okropna.
Sprawdź też: Carrion – recenzja gry – Gra o potworze zjadającym ludzi
Dali mi trefny GPS!
Ciężko jest dopatrzeć się poważnych negatywów w Grime, choć jest parę rzeczy, które niekoniecznie mi się spodobały. Początkowo układ poziomów zdawał mi się bardzo czytelny, a przynajmniej do momentu, kiedy na mapie pojawił się pierwszy wskaźnik celu. Sprawdziłem więc cały rozkład lokacji, wywnioskowałem, dokąd muszę się udać… i trafiłem w ślepy zaułek. Zgłupiałem, przecież wszystko wskazuje że jestem zaraz obok! Otóż moi drodzy okazuje się, że… muszę iść w zupełnie drugą stronę.
Natknąłem się na ten problem przynajmniej jeszcze dwa razy. Sytuacje tego typu są równie uciążliwe jak drillowcy z Posnanii. Chociaż w tym wypadku nikt nie próbuje Cię okraść po drodze. Przydałoby się też więcej ukrytych lokacji czy bossów, choć może twórcy mają coś jeszcze w zanadrzu z kolejną aktualizacją.
Sięgnij gwiazd
Moja końcowa ocena Grime wypada bardzo pozytywnie. Jest to solidna metroidvania, kładąca nie tylko duży nacisk na efektowne walki z bossami, ale również na elementy zręcznościowe. To idealna mieszanka, którą warto poznać osobiście. W moim odczuciu nie jest tak ciężka jak chociażby pierwsze Blasphemous, więc wydaje mi się być dobrym punktem zaczepnym do zapoznania się z gatunkiem. Zachęcam więc was, drodzy czytelnicy, do wejścia na platformę GOG Galaxy, dokonania zakupu owej produkcji i rozpoczęcia podróży w nieznane.
Sprawdź też: Prince of Persia: Zaginiona korona – recenzja gry. Rayman w perskim wydaniu