Końcówka 2023 – nagrody rozdane, peany na temat Baldur’s Gate 3 i Alan Wake 2 odśpiewane, a tymczasem po cichu na Nintendo Switch została wypuszczona jedna z bardziej oryginalnych gier, w jaką przyszło mi się zmierzyć w tym roku, World of Horror.
Niebanalne połączenie
Czym w zasadzie jest World of Horror? Najogólniej mówiąc, to oryginalne połączenie RPG z roguelike, polana gęstym sosem japońskiego horroru lat 80. Zasady są banalne – na początku każdej rozgrywki losowo wybieranych jest kilka opowieści, które są ze sobą luźno powiązane. Nasz cel jest jasny: rozwikłać każde śledztwo, aby na końcu dostać się do latarni morskiej górującej nad miastem Shiokawa, w której rozegra się ostatnia misja. Wszystko po to, aby uchronić świat przed zagładą zgotowaną przez Starożytne Bóstwa.
Sprawdź także: Gangs of Sherwood – recenzja gry. Wielkie ambicje, mały budżet
Gameplay jest intrygujący, głównie za sprawą tego niecodziennego miksu gatunków. Elementy roguelite będą nam towarzyszyć na każdym kroku. Od losowego doboru historii, przez różne wydarzenia, jak i postaci, które napotkamy na swojej drodze. Może zdarzyć się tak, że nawet jeśli zrobimy perfekcyjny naszym zdaniem ruch, to w ostatniej chwili element losowości może mocno pokrzyżować nam szyki i najzwyczajniej w świecie zakończymy nasze podejście niepowodzeniem.
Oczywiście, każde kolejne będzie zgoła inne od poprzedniego – inne śledztwa do wykonania, a jeśli jakieś się powtórzy, to może otworzyć przed nami nowe ścieżki i możliwości. Na swojej drodze przyjdzie nam też rozwiązywać przeróżne zagadki. Co prawda, nie są one specjalnie skomplikowane, ale klimatem idealnie wpasowują się w narrację.
W trakcie przemierzania tego dziwacznego świata przyjdzie nam też się zmierzyć z różnymi przeciwnikami. Walka z nimi to nieco bardziej rozwinięta forma zasad znanych z klasycznych gier RPG. Do wyboru mamy kilka akcji, które układamy po sobie. Możemy poszukać prowizorycznej broni, jeśli żadnej nie mamy wyekwipowanej, zasadzić kopa, naładować atak czy spróbować zablokować cios. Należy pamiętać przy tym, że mamy też pewien limit, więc liczy się tutaj mądre zarządzanie poczynaniami bohatera. Paradoksalnie, walka jest też chyba najsłabszym elementem całości. Niektóre z nich potrafią ciągnąć się w nieskończoność, ale też i sam tutorial nie do końca tłumaczy wszystkie dostępne mechaniki. Tych będziemy musieli nauczyć się metodą prób i błędów.
Nie ma też co się czarować – tego typu produkcja, to nie jest coś, nad czym spędzicie całe dnie, grając od rana do wieczora. Przy dłuższych sesjach można odczuć znużenie, dlatego najlepiej dawkować sobie World of Horror. Tym bardziej że pojedyncza sesja nie zajmie Wam więcej niż godzinę, może półtorej.
Na skraju szaleństwa
Sprawdź także: The Chant – recenzja gry – Gdy sekta zaprasza cię na odludną wyspę, wiedz, że coś się dzieje
To, co urzeka najbardziej w World of Horror to klimat, na który składa się kilka czynników. Przede wszystkim jest to oprawa wizualna. 1 lub 2-bitowa grafika (do wyboru) jest po prostu piękna. Monstra, z którymi się mierzymy, są wręcz obłędne. Co ciekawe, to nie tylko potwory z najgorszych koszmarów – często trafimy na ludzi owładniętych jakąś ciemną siłą, czy schizofrenicznym szaleństwem. Mimo teoretycznej prostoty jest to oddane z zaskakującą szczegółowością, a co za tym idzie, wytwarza to swoisty dysonans – z jednej strony widoki potrafią zjeżyć włos na głowie, a z drugiej fascynują.
Podobnie jest z postaciami pobocznymi. Uczniowie w dziwnych maskach, czy nauczycielka skąpana we krwi z psychopatycznym wyrazem twarzy – to tylko ułamek tego, co ujrzymy w trakcie naszych przygód.
Niestety, zastosowanie tego typu grafiki niesie za sobą też pewne konsekwencje. Interface z początku wydaje się strasznie nieczytelny i chaotyczny. Naprawdę sporo się tutaj dzieje, a ikonki zlepione z kilku pikseli na krzyż nie ułatwiają nawigacji. Jasne, idzie się do tego przyzwyczaić z biegiem czasu, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że wiele osób może to po prostu odrzucić i zniechęcić do dalszego zapoznawania się z tym tytułem.
Całą tę szaleńczą otoczkę podkręca dodatkowo muzyka, która przywodzi na myśl produkcje z klasycznego GameBoy’a. To niesamowite ile można wycisnąć z tak niewielkiej palety dźwięków, a jednocześnie stworzyć coś, co nie tylko uzupełni klimat, ale także go podbije. Wszystko to sprawia, że do końca nie jesteśmy pewni tego, czy wydarzenia, których jesteśmy świadkami, są prawdziwe, czy to może to jakieś dziwne urojenia bohatera. World of Horror świetnie balansuje na granicy szaleństwa – niczego nie możemy być w 100% pewni. Właśnie pod tym względem tytuł ten najbardziej błyszczy.
Aż dziw bierze, że całość została wymyślona i stworzona (graficznie i koncepcyjnie) przez jedną osobę – Pawła Koźmińskiego, i to jeszcze w MS Paint! Za muzykę odpowiadają ArcOfDream oraz Qwesta, zaś za część fabuły odpowiedzialna jest malezyjska pisarka, Cassandra Khaw. Mili Państwo, czapki z głow.
Największe zaskoczenie tego roku
Sprawdź także: F. E. A. R. — recenzja gry — Strach nosi czerwoną sukienkę
Nie ma co ukrywać – od pierwszych chwil z tą grą stałem się jej fanem. Stawiam ją wysoko w swoim prywatnym rocznym rankingu, a w segmencie indie na samym szczycie podium. Zdaję sobie też sprawę, że nie każdemu tego typu rozgrywka czy oprawa przypadnie do gustu. Ludzie uczuleni na pixel art, czy po prostu klimaty retro, nie mają czego tu szukać, podobnie jak antyfani „rogalików”. Jeśli jednak tego typu rozgrywka Wam odpowiada, tak jak ja kochacie azjatyckie horrory, a to, co zobaczyliście na zwiastunie poniżej, czy nawet na screenshotach Was zaintrygowało, to z całego serca polecam – gwarantuję, że nie będziecie zawiedzeni.