Baldur’s Gate to seria już kultowa. Chociaż ostatnia część ukazała się w 2000 roku, to nie brakuje graczy, którzy nadal zagrywają się nią pomimo upływu lat. Czy kontynuacja wydana po 23 latach ma sens, czy jest zwykłym skokiem na kasę? O tym przekonacie się z poniższej recenzji.
Bez bicia przyznam się, że moja gra w poprzednie odsłony skończyła się na patrzeniu, jak koledzy rozgrywają potyczki, podczas gdy ja muszę czekać na swoją kolej, ale z racji bycia dziewczyną byłam zawsze na samym końcu listy, więc jak już udało mi się dopchać do peceta, to musiałam wracać do domu. Postanowiłam sobie wtedy, że jak będę duża i będę miała dobry komputer, to zagram sobie sama.
Słodkie początki
Wrzesień 2023 rok, w moich łapkach ląduje Baldur’s Gate 3. Słysząc wszystkie pozytywne recenzje, oglądając filmiki na YouTube, również nakręciłam się na ten tytuł. Chociaż odgrażałam się, że będę grać sama, to z przyczyn technicznych (stacjonarka nie domaga) wybrałam tryb wieloosobowy na zaprzyjaźnionym komputerze z GeForce RTX 4090.
I to było idealne posunięcie. Gra wygląda przepięknie. Słyszałam dużo o niedomagającej grafice, o spadku klatek, o błędach w animacjach. Tutaj tego nie uświadczyłam. Kolory są żywe, postacie i detale wyglądają przepięknie. Larian Studios naprawdę postarali się, tworząc baśniowy świat. Całość jest dopracowana i dopieszczona na wielu poziomach, widać w niej serce twórców.
Kocham kreatory postaci w grach. Tutaj da się poszaleć. Możemy skorzystać z gotowych już postaci bądź stworzyć własną od podstaw. Gracz może się wcielić w jedną z aż jedenastu ras m.in. Elfa, Diabelstwo, Drowa, Człowieka, Githyankia, Krasnolud, Półelfa, Niziołka, Gnoma, Drakona, Półorka. Rasy te mają trzydzieści jeden podras. Następnie czas wybrać profesję. Można odnaleźć się w jednej z dwunastu klas, wśród nich są Barbarzyńca, Bard, Kleryk, Druid, Wojownik, Mnich, Paladyn, Łowca, Łotrzyk, Zaklinacz, Czarownik, Mag. Podklas jest czterdzieści sześć. Następnie kształtujemy swoją specyfikę umiejętności, które wykorzystamy w grze, oraz wybieramy wartość poszczególnych cech.
Sama spędziłam sporo czasu, analizując dostępne atrybuty, by stworzyć jak najmocniejszą postać, na szczęście moim współtowarzyszem była osoba zaprawiona w boju i świecie papierowych RPG, bo należy wspomnieć, że BG3 jest ściśle oparte na zasadach piątego wydania podręcznika Dungeons&Dragons.
Sprawdź też: Pokemon Scarlet & Violet: The Teal Mask – recenzja DLC. Co to ma być?
Drobne błędy
Niestety, na samym finiszu tworzenia, gra skraszowała się i wywaliła nas do pulpitu. Trzeba było zapoznać się z krótkim prologiem i stworzyć postać od nowa. Na szczęście po krótkiej chwili spędzonej na wertowaniu ustawień udało się znaleźć optymalne rozwiązanie. Później wystąpiło też kilka problemów z grą na split screenie, momentami moja połówka ekranu robiła się czarna i konieczna była zmiana rozdzielczości. Najprawdopodobniej winien był monitor ultrawide i gra na podzielonym ekranie.
Wciągający gameplay
Po zażegnaniu kryzysu zatopiłam się w grze. Akcja toczy się sto lat po wydarzeniach z dodatku do Baldur’s Gate 2. Złowrodzy Łupieżcy Umysłu napadają na tytułowe Wrota Baldura, porywając mieszkańców i poddając ich transformacji w swój gatunek, czyli Illithidów. Cały zabieg odbywa się za pomocą kijanki, która wpuszczona do ciała ofiary przejmuje jej organizm. Czas tyka, nasz bohater musi działać.
Rozgrywka od samego początku wciąga. Mamy świetnie napisane charakterystyczne postacie, które poznajemy na swojej drodze. Mogą one dołączyć do naszej drużyny, należy pamiętać jednak o tym, że w party limit miejsc wynosi cztery, jednak w obozie możemy mieć je wszystkie. Z charakterami możemy nawiązywać przyjaźnie czy romanse. Jest ich siedmioro: Lae’zel wojowniczka rasy Githyanki, Posępne serce kobieta półelf, Astarion mój ulubiony łotryk również będący półelfem, Gale mag, Wyll czarownik, Helsin elf druid, Karlach diabelstwo czy Minthara drow paladyn.
Dialogi są bardzo dobrze napisane. Wszystko, co się wydarzy w grze, będzie toczyło się w oparciu o ich wybór, w nawiasach mamy podpowiedzi które wskazują na charakter bądź możliwe konsekwencje naszych decyzji. Gdzieś mignęła mi informacja, że ich ilość przebija liczbą całą trylogię Władcy Pierścieni i że rozpisane są na 170 godzin. Sposób wysławiania postaci jest bardzo poetycki i osadzony w fantastycznym świecie. Kontakty z innymi istotami przynosiły mi dużo emocji (nie to, co przy kontaktach z NPC w Starfield), nigdy nie wiedziałam, jak potoczą się nasze losy i co może wydarzyć się dalej. Bardzo ważnym elementem jest rzut kością. To on odpowiada za większość interakcji. Kiedy wybieramy odpowiedź, musimy kierować się opcjami dialogowymi charakterystycznymi dla ścieżki obranej dla naszej postaci, i tak, kiedy nasza postać posiada cechę inteligencji czy mądrości to rozwiązanie z przypiskiem inteligencja dorzuci nam dodatkowe oczka na rzuconej kości. Czasami to było wręcz niesamowite, jak różnie może przebiec dana sytuacja w zależności od uzyskanego wyniku. Wyniszczająca i długa walka, za drugim razem nie odbyła się, a oprawcy tchórzliwie opuścili pole bitwy, uznając wyższość naszej drużyny.
Gra, jak rasowy RPG została stworzona z myślą o grze klawiaturą i myszką, ale zagracie w nią również na padzie i możecie przeskakiwać w trakcie rozgrywki pomiędzy tymi peryferiami. Jednak w przypadku kanapowego co-opu, jesteście skazani na pady. Tak było w moim przypadku. Trochę czasu zajęło, zanim się przyzwyczaiłam do rozmieszczenia ekwipunku i wszystkich mechanik. Niestety na początku zdarzało mi się niechcący pominąć turę albo wcisnąć randomową akcję, z której nie mogłam wybrnąć. Nawet na dalszych etapach czasami się to powtarzało.
Rozwój postaci jest typowy dla tego gatunku, jednak możemy awansować ją jedynie do dwunastego poziomu. Każda promocja będzie uroczysta, a nasza postać zwiększy swoje statystyki i zdobędzie nowe umiejętności.
Całe menu i interfejs zostały zaimplementowane z innej produkcji Larian Studios, a mianowicie Divinity: Original Sin. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że Baldur’s Gate 3 jest właśnie trzecią częścią tamtej serii.
Widok w grze jest izometryczny, jednak kamerę da się przybliżać oraz obracać na różne strony. Jest to bardzo wygodne w czasie walki, bo można zbadać zasięg swoich wrogów i przeskanować okolicę.
Sprawdź też: LEGO DC Super Villains — recenzja gry — Superłotry vs jeszcze gorsze Superłotry.
Turowy system walki
Warto wspomnieć, że system walki oparty jest na turowym RPG. Chociaż nigdy nie przepadałam za tym rozwiązaniem i rezygnowałam z tytułów, w których występował, tak tutaj czerpałam dużo satysfakcji z długich potyczek, tym bardziej jak udało mi się przeżyć mojego bardziej doświadczonego wspólnika. Pojedynki to przede wszystkim strategia, kalkulacja i kombinowanie. Im więcej batalii stoczyłam, tym pewniej się czułam. Możemy korzystać nie tylko ze swoich mocy, umiejętności czy inwentarza, możemy również wykorzystywać elementy krajobrazu bitwy jak np. rozlany olej, który można podpalić czy przepaść, w którą możemy zepchnąć naszego przeciwnika. Czasami pomogą nam zebrane dane czy notatki lub rzut kością. Przekonałam się, że nawet najgorzej rokującą potyczkę można wygrać. I właśnie to jest w tej grze piękne!
Trzy akty, ale to nie jest Szekspirowski dramat
Gra składa się z trzech aktów, wszystkie są równe i tak samo dopracowane. Fabuła rozwija się i nie zwalnia tempa. Dzięki poznawanym towarzyszom zaznajamiamy się z ich historią i co za tym idzie, zyskujemy szansę do wzięcia udziału w misjach pobocznych. A te kryją całą masę ciekawych wrażeń i unikatowych historii jak np. ta z ciotką Ethel. Miła odmiana po questach w stylu przynieś, podaj, pozamiataj dostępnych w ostatnich wydawnictwach AAA.
Gra jest bardzo złożona i potrafi zaskoczyć. Żeby dokładnie przejść grę myślę, że potrzeba ok 100 godzin. W sumie najlepiej przejść ją kilka razy i tak też pewnie się to skończy w moim przypadku. Sama byłam zaskoczona, ile rzeczy na mapie potrafiłam nie zauważyć przy wcześniejszym save. Właśnie. Nauczyłam się, żeby zapisywać na bieżąco przygodę. Lekcja była bolesna, bo po pierwszej przegranej walce musiałam wrócić do ostatniego zapisu, jakim był obóz z początku gry, minę miałam nietęgą. Ciągłe zapisywanie gry może też się przydać, jeżeli po wybraniu opcji dialogowej wydarzenia nie pójdą po naszej myśli, momentami korciło mnie też, by zobaczyć alternatywne zakończenie danej sytuacji.
Świat i jego zawartość są przepotężne, eksploracja zmusza do kreatywności, bo czasami niedostępne miejsca, okazują się osiągalne po zaledwie jednym skoku w odpowiednie miejsce. Podobnie malutki przedmiot czy fragment roślinności mogą się okazać przejściem do ukrytego miejsca. Dlatego też Baldur’s Gate 3 to gra, w którą powinno grać się niespiesznie, delektując się gameplayem i rozglądając się uważnie by niczego nie przegapić. Warto przeszukać każde zwłoki, skrzynie, plecaki czy pudła i zebrać każdy możliwy bibelot. Pamiętajmy jednak, że niektóre skrzynie mogą stanowić dla nas zagrożenie, jeżeli nie mamy narzędzi potrzebnych do ich otwarcia. Tak samo dzieje się w przypadku, gdy nasz protagonista ma złodziejską smykałkę, łatwo wtedy wpaść w tarapaty lub zostać pojmanym, gdy człowiek się zapomni.
Miłą odmianą jest brak mikro transakcji. W świecie gdzie deweloperzy myślą głównie o zarobkach i potrafią wypuścić niedokończony produkt naszpikowany elementami pay to win fajnie, że ktoś oddał w ręce graczy naprawdę dopracowany produkt, który potrafi dostarczyć masę frajdy.
Baldur’s Gate 3 to tytuł, w którym można się zanurzyć na długie godziny i przeżywać przygody w fantastycznej krainie wcielając się w baśniowe istoty. To także świetna okazja do gry ze znajomymi, czy w multiplayerze, czy na kanapie.
Uważam, że ta gra wejdzie do kanonu i kiedyś będzie klasykiem, a obecnie to obowiązkowa pozycja do ogrania i jak dla mnie najmocniejszy kandydat do GOTY. Jeżeli nie możesz zdecydować się, w co grać tej jesieni i nie chcesz się rozczarować, kup BG3 – nie pożałujesz.
Sprawdź też: Diablo IV — recenzja gry. Bramy piekła ponownie zostały otwarte