Miał być spokojny przelot, okazało się, że mamy pasażera… dodatkowego pasażera. Ten błyskawicznie wybija ochronę oraz postanawia, że sprowadzi rodzinę. Potem trzeba wysłać ekipę sprzątającą, która ogarnie ten cały bajzel. Brzmi znajomo?
Nie będę kłamać – o Aliens: Dark Descent słyszałam, że ma pojawić się w tym roku, ale szczerze zapomniałam o tej premierze. Ależ gafa! To kawał strasznie wciągającej strategii. Co w niej takiego zaskakującego? Przede wszystkim jest to dobry wstęp do uniwersum Obcego. Nie musimy kojarzyć praktycznie niczego, ba nawet nie musimy obejrzeć oryginalnego filmu – gra po swojemu wprowadza gracza we wszelkie zagadnienia fabularne. Jest to o tyle świetne rozwiązanie, że każdy zainteresowany nie musi się obawiać, że zderzy się z przepotężnym uniwersum, którego nie zna.
Like a Dragon: Ishin – recenzja gry. Miłe złego początki.
Aliens: Dark Descent to przedstawiciel strategii turowych, w której prowadzimy niewielki, 4-osobowy oddział. W każdej misji mamy zadania główne oraz poboczne, a te możemy realizować w dowolnej kolejności. Naturalnie obecność naszych Marines może zostać wykryta przez głównych przeciwników, czyli ksenomorfy. Te zwykle atakują (początkowo) w niewielkiej ilości. Niech was to jednak nie zwiedzie – wystarczy zaledwie kilka uderzeń, abyśmy stracili żołnierza. Dlatego tak ważne jest dobre pozycjonowanie naszych wojaków oraz unikanie „wąskich gardeł”, gdzie nie mamy możliwości bezpiecznego wycofania się.
Gra w świetny sposób oddaje klimat oryginalnego Aliena. Przemierzając ciemne, brudne i zwykle ciasne korytarze ciągle obawiamy się, że zza rogu wyskoczą na nas ksenomorfy. Same starcia są gwałtowne, krótkie i w ciągu zaledwie kilku chwil potrafią przechylać szale zwycięstwa to na jedną, to na drugą stronę. Ciśnienie tym bardziej skacze, gdy słyszymy pikanie wykrywacza ruchu…, zwłaszcza gdy zaczyna ono przyśpieszać. Złe ułożenie oddziału, chwila nieuwagi i tracimy swoich Marines. A gdy ksenomorfy naprawdę się wkurzą i ruszą na nas falą w ramach polowania… cóż modlimy się o to, aby w pobliżu była dobra lokacja obronna i żeby jakimś cudem uda się wybronić.
Resident Evil 4 Remake – recenzja gry. Wyszlifowany diament.
Wojak dobry, gdy jest sprawny i wypoczęty
W Aliens: Dark Descent zastosowano mechaniki znane, chociażby z serii XCOM – nasi podwładni, którzy przeżyją misję, mogą wymagać opieki medycznej oraz odpoczynku. To niestety zajmuje czas, a ten gra na naszą niekorzyść – im więcej czasu zajmuje nam kampania, tym ksenomorfy zajmują większe połacie terenu, a co za tym idzie, rośnie poziom trudności każdej kolejnej misji. Kluczowe jest także ich szkolenie – im wyższy poziom wyszkolenia, tym boleśniejsza strata. Z tego powodu zaczynamy się przywiązywać do poszczególnych Marines, zwłaszcza że mamy możliwość ich customizacji.
Dlatego skutecznym rozwiązaniem jest naprzemienne operowanie 2-3 oddziałami i regularnie szkolenie kolejnych żółtodziobów, którzy zastąpią poległych w bitwie. I znowu w tym elemencie Aliens: Dark Descent przypomina, że wszystkie decyzje należy podejmować z rozwagą oraz cierpliwością. Łatwo bowiem doprowadzić do sytuacji, że doświadczeni żołnierze zginą w boju, a my zostaniemy z samymi świeżakami. W ramach dodatkowego szkolenia każdy żołnierz dostaje także specjalizację. Ta wpływa na dodatkowe możliwości taktyczne oraz wybór potencjalnej broni.
A żeby dostać nowe pukawki, musimy aktywnie rozwijać swoją bazę USS Otago. Zdobywając surowce w trakcie misji oraz wydając polecenia personelowi, odblokowujemy nowe badania, oraz kolejne sekcje uszkodzonego statku, który staje się centrum operacyjnym całej misji. I jak to zwykle bywa, surowców jest tyle, co Obcy napłakał. Dlatego podejmujemy trudne decyzje na temat tego co w danej chwili odblokować. Postawić na rozwój nowego uzbrojenia czy dodać ulepszenia dla Marines? A może lepiej przeznaczyć część surowców na rozwój laboratorium? Decyzje, decyzje, decyzje…
LEGO 2K Drive – recenzja gry. Kolorowo, lecz trochę nijako?
Chyba wyczuwam facehuggera…
W Aliens: Dark Descent zastosowano mechaniki znane, chociażby z serii XCOM – nasi podwładni, którzy przeżyją misję, mogą wymagać opieki medycznej oraz odpoczynku. To niestety zajmuje czas, a ten gra na naszą niekorzyść – im więcej czasu zajmuje nam kampania, tym ksenomorfy zajmują większe połacie terenu, a co za tym idzie, rośnie poziom trudności każdej kolejnej misji. Kluczowe jest także ich szkolenie – im wyższy poziom wyszkolenia, tym boleśniejsza strata. Z tego powodu zaczynamy się przywiązywać do poszczególnych Marines, zwłaszcza że mamy możliwość ich customizacji.
Dlatego skutecznym rozwiązaniem jest naprzemienne operowanie 2-3 oddziałami i regularnie szkolenie kolejnych żółtodziobów, którzy zastąpią poległych w bitwie. I znowu w tym elemencie Aliens: Dark Descent przypomina, że wszystkie decyzje należy podejmować z rozwagą oraz cierpliwością. Łatwo bowiem doprowadzić do sytuacji, że doświadczeni żołnierze zginą w boju, a my zostaniemy z samymi świeżakami. W ramach dodatkowego szkolenia każdy żołnierz dostaje także specjalizację. Ta wpływa na dodatkowe możliwości taktyczne oraz wybór potencjalnej broni.
A żeby dostać nowe pukawki, musimy aktywnie rozwijać swoją bazę USS Otago. Zdobywając surowce w trakcie misji oraz wydając polecenia personelowi, odblokowujemy nowe badania, oraz kolejne sekcje uszkodzonego statku, który staje się centrum operacyjnym całej misji. I jak to zwykle bywa, surowców jest tyle, co Obcy napłakał. Dlatego podejmujemy trudne decyzje na temat tego co w danej chwili odblokować. Postawić na rozwój nowego uzbrojenia czy dodać ulepszenia dla Marines? A może lepiej przeznaczyć część surowców na rozwój laboratorium? Decyzje, decyzje, decyzje…
Diablo IV — recenzja gry. Bramy piekła ponownie zostały otwarte
Rozkaz jest prosty – zlikwidować zagrożenie!
Co tu dużo mówić Aliens: Dark Descent to kawał porządnej strategii turowej i prawdziwe zbawienie dla Obcego. Chociaż sama nie należę do fanów tego uniwersum, to muszę przyznać, że ta produkcja wciągnęła mnie bez reszty. Nie tylko chodzi o mechaniki, ale samą historię oraz sposób prowadzenia narracji. Przy okazji przywołuje ona odczucia, gdy po raz pierwszy miałam kontakt z oryginalnym filmem Ridleya Scotta. Klaustrofobiczne warunki, pikanie wykrywacza ruchu i nagłe starcia – nie spodziewałam się, że strategia turowa będzie sprawiać, że będę odczuwać taki niepokój!
Aliens: Dark Descent to produkcja, która trafi jednakowo do fanów ksenomorfów oraz do tych, którzy uwielbiają strategie z mocnym naciskiem na taktykę. To jedno z najmilszych zaskoczeń 2023 roku, które z czystym sercem mogę polecić!