REKLAMA

To the Moon – recenzja gry. W ciemnym domu, po kryjomu, ocieramy łzy

Martyna Adamska

Opublikowano: 18 grudnia 2024

Spis treści

Nostalgiczna aura jesiennych wieczorów skłoniła mnie do pogłębienia tego stanu ducha i powrotu do To the Moon – numeru jeden wśród najbardziej nietypowych tytułów, z jakimi miałam okazję się zapoznać.  Wydana w 2011 roku przez Freebird Games gra przeczy regułom, do których zdążyliśmy przyzwyczaić się w cyfrowym świecie. Czy dziś warto ponownie wybrać się na Księżyc? 

Spełnić marzenia…za wszelką cenę

Podczas rozgrywki wcielamy się w rolę dwojga naukowców – Evy Rosalene oraz Neila Wattsa, dysponujących niezwykle potężną technologią, pozwalającą na realizację największych ludzkich marzeń. Uzbrojeni po zęby w takie narzędzia, udajemy się do domu umierającego Johna, który, podobnie jak wiele osób, nie spełnił swojego największego życiowego pragnienia. Dowiadujemy się, że mamy wysłać naszego klienta w daleką podróż na tytułowy Księżyc – jednak nie w dosłownym znaczeniu, lecz ingerując we wspomnienia Johna.  Przemierzamy meandry jego pamięci, usiłując zrozumieć, dlaczego mamy spełnić właśnie to konkretne marzenie. Mamy na to niewiele czasu, a zawarty kontrakt zobowiązuje nas do wywiązania się z zadania bez względu na koszt. Wobec tego zanurzamy się w świat retrospekcji, rozpoczynając tym samym przygodę, która łamie nawet najtwardsze serca.

To the Moon – recenzja gry

“Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”

Grając w To the Moon, doświadczamy przedstawianej historii w dość nietypowy sposób –  poruszamy się w świecie interaktywnej noweli, a granica pomiędzy krzesłem gamingowym, a fotelem kinowym jest dość cienka. Nie ma tu miejsca na fikołki, fajerwerki oraz nieustanne stymulowanie bodźców, do którego tak bardzo przyzwyczaiły nas inne obecne na rynku produkcje.

REKLAMA

 Gracze oczekujący skomplikowanej mechaniki oraz zaawansowanych strategii, mogą ogromnie rozczarować się prostotą tego tytułu. Obserwujemy z lotu ptaka świat przedstawiony w topornych grafikach 2D, które jednak w pewnym sensie są piękne i idealnie dopasowane do roli, jaką pełnią. A są tylko i aż tłem dla opowieści, toczącej się przed naszymi oczami przez około 5 godzin. Poszczególne kadry i lokacje są powtarzalne, akcja rozgrywa się bowiem tylko w kilku miejscach.

To the Moon – recenzja gry

Do sterowania potrzebujemy myszki, jak na rasowe point’n’click przystało. Owo klikanie, pozwalające nam na kierowanie postaci w pożądanym kierunku oraz rozegranie kilku minigierek, to właściwie wszystko, czego gra oczekuje od nas pod względem koordynacji ruchowej. Pozostałe elementy wprowadzają kinowy klimat – śledzimy interakcje pomiędzy postaciami naukowców, czasami wybuchając szczerym śmiechem, natomiast innym razem odczuwając niewielkie zażenowanie po usłyszeniu krótkiej wymiany zdań. Podsumowując, jeśli oczekujecie od To the Moon prawdziwie kosmicznych wrażeń pod względem grywalności, porzućcie te nadzieje. 

To the Moon – recenzja gry

W życiu piękne są tylko chwile…

Podczas tej wyjątkowo poważnej zabawy w mojej głowie pojawiło się wiele pytań, na które udało mi się uzyskać mniej lub bardziej satysfakcjonujące odpowiedzi. Najbardziej przejmujące dotyczyło sensu rozgrywki, w którą praktycznie nie mogę ingerować – fabuła jest do bólu liniowa, nie pozostawiając miejsca na manewry gracza. To swego rodzaju prztyczek w nos, ponieważ świat gier jest tak fascynujący właśnie ze względu na nasze zaangażowanie w rozgrywkę. Tutaj tego nie doświadczymy… 

Wobec powyższych, dlaczego To the Moon jest tak ujmującą historią, która rozbiła bank pod względem pozytywnych ocen krytyków? Przepis na sukces podano nam na tacy – to fabularny majstersztyk, którego zadaniem jest maksymalne oddziaływanie na emocje graczy. Śledzimy poszczególne etapy życia Johna, rozpoczynając od wieku podeszłego, a kończąc na perypetiach małego chłopca. Każde wspomnienie dostarcza do tego emocjonalnego rollercoastera kolejną dawkę słodko-gorzkich historii. Z pozoru banalne zadanie komplikuje się, pojawia się coraz więcej zmiennych, zaczynamy wątpić w to, czy spełnienie marzenia Johna faktycznie go uszczęśliwi. Ogromny wpływ na fabułę mają postacie z bezpośredniego otoczenia naszego klienta: żona, na której skupia się zdecydowana część opowieści, a także jego przyjaciele i bliscy. 

To the Moon – recenzja gry

Wędrując przez meandry pamięci Johna, możemy również zaobserwować subtelne zmiany, zachodzące w prowadzących ten proceder naukowcach. W końcu podpatrują samo życie, wraz z jego udrękami: chorobami, lękiem, śmiercią i odrzuceniem. Drobne złośliwości i kąśliwe uwagi, którymi tak szczodrze się obdarowują, można uznać za swego rodzaju ucieczkę przed obezwładniającymi bodźcami, napływającymi do nich z kart kolejnych wspomnień. Na szczęście jesteśmy także świadkami chwil radości, dzięki którym historia maluje się w nieco cieplejszych barwach, a my – gracze, możemy uśmiechnąć się do szklanego ekranu. Warto dodać, że gra oferuje nam nie tylko wrażenia wzrokowe.Świetnie skomponowana ścieżka dźwiękowa spełnia swoje zadanie, stopniowo potęgując charakterystyczną dla tej produkcji aurę melancholii. 

To the Moon – recenzja gry

Wszystkie ręce na pokład?

Czy gra spodoba się wszystkim odbiorcom? Nie, ponieważ nie spełni oczekiwań większości współczesnych graczy. Obecnie rynek oferuje nam ogrom pozycji, przewyższających ten tytuł pod wieloma względami, choćby oprawy graficznej. Być może liczne grono uzna grę za przestarzałą, wręcz archaiczną, w związku z czym trafi ona na wieczną listę oczekujących. Podjęcie dyskusji na ten temat może przypominać przebijanie głową dość solidnego muru. 

Czy każdy powinien zagrać w To the Moon? Jak najbardziej! To produkcja, która stawia nas w krzyżowym ogniu ważnych, a także trudnych pytań. Dzięki temu znajduje się w ścisłej czołówce produkcji, o których gracze będą pamiętać na długo po ujrzeniu na ekranie napisów końcowych. Podjęłam tę moralną rękawicę, jednakże nie obyło się bez łez, płynących po policzkach w ilościach hurtowych. Zatem zapraszam was, zaopatrzonych w paczkę chusteczek, w epicką podróż w kosmos. 

Zerknij na to: S.T.A.L.K.E.R. 2: Heart of Chornobyl – recenzja gry. Bije i kocha

ZALETY +

WADY -

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

„Totally Spies! – Cyber Mission” – recenzja gry. Odlotowe wykorzystanie nostalgii w niecnych celach

„Totally Spies! – Cyber Mission” – recenzja gry. Odlotowe wykorzystanie nostalgii w niecnych celach

S.T.A.L.K.E.R. 2: Heart of Chornobyl – recenzja gry. Bije i kocha

S.T.A.L.K.E.R. 2: Heart of Chornobyl – recenzja gry. Bije i kocha

La La Glitchland – Recenzja gry Sofie: The Echoes

La La Glitchland – Recenzja gry Sofie: The Echoes

Smerfy Smerfne Marzenia – recenzja –

Smerfy Smerfne Marzenia – recenzja –

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns — recenzja

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns — recenzja

Cozy Games – Przytulne gry na jesień – Felieton pod Pada

Cozy Games – Przytulne gry na jesień – Felieton pod Pada