Rok czekaliśmy na powrót trójki mieszkańców nowojorskiego apartamentowca, których przypadkowe spotkanie przerodziło się w sojusz, owocem którego stał się podcast kryminalny. Serialu Zbrodnie po sąsiedzku, który rok temu odpaliłem z nudów, pokochałem od pierwszego odcinka, a którego dwa już wtedy dostępne sezony wciągnąłem szybciej, niż bywalcy barów azjatyckich wciągają smakowitego pad thaia. Radujcie się, albowiem Charles, Olivier i Mabel powrócili z trzecim sezonem.
Globalny fenomen
Jeśli przespaliście ostatnie 3 lata i jakimś cudem nie wiecie, czym są Zbrodnie po sąsiedzku, to już śpieszę z pomocą. Jest to serial z gatunku komedii kryminalnej, który z miejsca stał się globalnym fenomenem i jedną z najchętniej oglądanych pozycji platformy Hulu. Za produkcję odpowiadają pomysłodawcy w osobie Steve’a Martina i Johna Hoffmana, a samo dzieło dostępne jest w naszym kraju na platformie Disney+. Zbrodnie… to opowieść o trójce bohaterów, mieszkańców apartamentowca Arconia, którzy zupełnym przypadkiem dowiadują się, iż łączy ich wspólna pasja do historii true crime i słuchania podcastów. Zrządzeniem losu postanawiają nawiązać sojusz, na własną rękę rozwikłać zagadkę morderstwa, do którego doszło w zamieszkałym przez nich budynku i stworzyć swój własny podcast. Wszak Charles to podstarzała gwiazda filmowa, Olivier to reżyser, który już dawno nie miał swojej wielkiej premiery, a Mabel to młoda i energiczna dziewczyna, będąca swoistym spoiwem dla dwójki nieco ekstrawaganckich dżentelmenów. Przecież to nie mogło się nie udać, prawda?
Kolejne morderstwo
W każdym z poprzednich dwóch sezonów bohaterowie stawali przed trudami rozwikłania morderstw, których dokonano na terenie Arconii. Za każdym razem my, widzowie, trzymani byliśmy w napięciu aż do ostatnich chwili finałowego odcinka, by dowiedzieć się, kto tak naprawdę stoi za aktem zbrodni. Nie inaczej jest w sezonie trzecim, w którym główna oś wydarzeń rozwija się wokół tajemniczej śmierci Bena Glenroya, gwiazdy spektaklu, za reżyserię którego odpowiada Olivier, a który to pada trupem pod sam koniec drugiego sezonu. Ale po kolei.
Sprawdź też: Duchy w Wenecji – recenzja filmu. Ludzie nieinteresujący zwykle nie są mordowani.
Pora zakasać rękawy
Sezon trzeci rozpoczyna się z grubej rury. Ben Glenroy (w tej roli znany z Ant-Mana Paul Rudd) pada na deskach teatru, a bohaterowie śledzący wydarzenia z widowni już wiedzą, że doszło do morderstwa i pora zakasać rękawy, bo szykuje się robota do zrobienia. No dobra, przynajmniej tak uważa Mabel, dla której podcast i rozwiązywanie zagadek, to chleb powszedni i recepta na życie. Charles, a zdecydowanie najbardziej Olivier, próbują raczej skupić się na tym, żeby jakimś cudem uratować spektakl, z którym wiążą ogromne nadzieje. I wszystko skończyłoby się dobrze, bowiem podczas żałobnego spotkania w mieszkaniu Charlesa pojawia się zmartwychwstały Ben, który z buta wbija na imprezę pożegnalną. Jednak gdy wszyscy cieszą się z jego powrotu, nie wiedzą, że kilka chwil później dojdzie do kolejnego makabrycznego wydarzenia. Ben Glenroy zostanie wepchnięty do szybu windy i już na amen nie uda mu się z tego wykaraskać. Więcej fabuły naprawdę nie wypada mi zdradzać, nie chciałbym dostać na maila listów z pogróżkami <wink wink>.
Nie obyło się bez lekkich zmian
To, co na pierwszy rzut oka wyróżnia trzeci sezon od swoich poprzedników, to częściowe odejście od miejsca wydarzeń, jakim zawsze był słynny apartamentowiec. Twórcy całkiem sporą część wydarzeń postanawiają rozegrać w przestrzeni teatralnej, co ma ścisły związek z powstającym pod okiem Oliviera musicalem. I muszę przyznać, że wyszło to serialowi na dobre. Wszak przemieszczanie się wyłącznie w ciasnych lokacjach Arconii mogłoby się widzom zwyczajnie w świecie znudzić. Prócz miejsca wydarzeń zmianom ulegają również relacje między bohaterami. Dostajemy nieco więcej spojrzenia na prywatne perypetie bohaterów, co za tym idzie, drogi Charlesa, Oliviera, a szczególnie Mabel, delikatnie się rozchodzą. I to również w mojej ocenie dobre posunięcie scenarzystów, bowiem daje możliwość wpuszczenia lekkiego powiewu świeżości do formuły, do jakiej przywykliśmy, a co za tym idzie, ustrzeżenia się oskarżeń o repetytywność historii.
Sprawdź też: The Last of Us – recenzja serialu na blu-ray. Grzybowa apokalipsa na małym ekranie
Bohaterowie i ich sprawy
Poświęcenie większej ilości czasu wątkom prywatnym trójki głównych bohaterów dało też szansę zaistnienia w serialu nowym postaciom. Na szczególną uwagę zasługuje tu występ gwiazdy kosmicznego formatu, czyli Meryl Streep. Angaż aktorki takiego kalibru mówi sam za siebie, jak potężną i popularną marką stały się Zbrodnie po sąsiedzku. Jeśli dodamy do tego fakt, iż Meryl Streep jest w swojej roli naprawdę pierwszorzędna, to nie pozostaje nic innego, jak złożyć ręce do braw za takie posunięcie ze strony producentów serialu. W ogóle drugi, a czasem i trzeci plan, zasługuje na dużą pochwałę. Steve Martin, Martin Short i Selena Gomez są doskonali, ale aktorzy dalszego planu potrafią skraść tutaj niejedną scenę.
Ewolucja na lepsze
Bardzo podoba mi się to, jak Zbrodnie po sąsiedzku ewoluowały z sezonu na sezon, jeśli chodzi o poziom humoru, intrygi, a szczególnie języka, na który pozwalają sobie bohaterowie. Oglądając pierwszy sezon, nie spodziewałem się, że te kilkanaście odcinków później, dwóch podstarzałych dziadków, będzie rzucać taką ilością przekleństw i wszelkiej maści podtekstów, w serialu na platformie Disneya. I nie chodzi mi tu o jakieś bezsensowne zastępowanie przecinków wulgaryzmami. Co to, to nie. Odnoszę wrażenie, że każdy fuck, czy inne przekleństwo, użyte jest tutaj w bardzo przemyślany sposób i totalnie w punkt. O cringe’u nie ma tu absolutnie mowy.
Sprawdź też: Tajna Inwazja – recenzja serialu – Thriller dla przedszkolaków
Kolejna sprawa rozwikłana
Podsumowując krótko, bo trochę się już rozpisałem. Zbrodnie po sąsiedzku sezonem trzecim podtrzymują doskonały poziom całości serialu, a w niektórych elementach wskakują na jeszcze wyższy poziom. Ci bohaterowie są tak sympatyczni, bije od nich takie ciepło, że po prostu ciężko jest oglądać napisy końcowe po każdym odcinku. Jest to pozycja obowiązkowa dla widzów lubiących historie pełne zagadek, z ciekawymi i ludzkimi bohaterami i zaskakującymi plot twistami. W aurze nadchodzącej jesieni plan idealny na weekend, to fotel, kocyk, gorąca herbata i dziesięć odcinków tego fantastycznego serialu, który gorąco Wam polecam.