Po niedawnej zmianie mojego nastawienia do twórczości G.R.R. Martina bardzo ciepło przyjąłem tom otwierający sagę Pieśni Lodu i Ognia. Nowe wydania kolejnych części cyklu pojawiają się na rynku co kilka miesięcy, dzięki czemu mogę poznawać historię Westeros niemalże jednym ciągiem. W poniższej recenzji opowiem wam, jak oceniam odświeżoną wersję Starcia Królów.
W oczekiwaniu aż Martin skończy pisać
W czerwcu bieżącego roku zaledwie dwa miesiące po premierze pierwszego tomu poznańskie wydawnictwo Zysk i S-ka wypuściło na nasz rynek odświeżone wydanie kontynuacji jednej z najpopularniejszych historii fantasy. Mimo że polski przekład ukazał się już w 2000 roku, to z upływem lat czytelnicy nadal mają przyjemność obcować z owocem pracy Michała Jakuszewskiego. Nowa edycja nie posiada tzw. okładki serialowej, korzystającej z kadrów i sylwetek z adaptacji, jednak sprawne oko rozpozna wykorzystany font.
Za ilustrację na okładce odpowiada ponownie Maciej Łaszkiewicz, nad którego innym dziełem pochyliłem się w mojej recenzji Kształtowania Śródziemia. Tym razem możemy napawać się widokiem jego interpretacji prawdopodobnie najbardziej wybuchowego momentu w tym tomie. Sprawiło to, że podczas lektury z zaciekawieniem czekałem, aż dotrę do momentu, w którym statki pożerane są przez dziki, zielony ogień. Starcie Królów jest jeszcze grubszym woluminem od poprzednika, zamykając się w 1024 stronach. Oczywiście jako kontynuacja nowej serii wydawniczej, został on wyposażony w twardą oprawę.
Saga potomków królów północy
Podobnie jak w Grze o tron historia zawarta na kartach powieści przedstawiona jest z perspektyw różnych postaci mających wpływ na jej rozwój. Historia w prologu skupia się na Cressenie, maestrze ze Smoczej skały, który niestety szybko odejdzie w niepamięć. W dalszej części możemy śledzić poczynania postaci, które poznaliśmy już w poprzednim tomie, lecz pojawią się też dwie nowe osobistości. Ponownie mamy możliwość towarzyszenia członkom rodu Starków: dwunastoletniej Sansie, przebywającej Królewskiej Przystani jako narzeczona młodego króla, dziesięcioletniej Aryi, której udało się uciec z miasta po egzekucji ojca, ośmioletniemu Brandonowi, który w siedzibie dawnych królów północy poznaje obowiązki lorda ziem. Ich matka Catelyn Stark wspomaga natomiast działania swego najstarszego potomka, Robba, który w jeszcze w poprzedniej książce przyjął tytuł Króla Północy. Daleko na północ od nich swe obowiązki członka Nocnej Straży wypełnia natomiast Jon Snow, bękart dawnego władcy Winterfell.
Po drugiej stronie barykady stoi natomiast podstępny karzeł – Tyrion Lannister, który ani na chwilę nie przestaje spiskować. Przedstawiciele pozostałych stron konfliktu obejmującego teren Siedmiu Królestw to Theon Greyjoy, dawny zakładnik i wychowanek Starków. Po powrocie do domu stara się udowodnić ojcu swoją wartość oraz Davos Seawortth, były przemytnik, obecnie rycerz i zaufany doradca Stannisa Baratheona, brata zmarłego króla Roberta. Wszystkie wymienione powyżej postacie przebywają na zachodnim kontynencie (Westeros), jednak w rozdziałach, których główną bohaterką jest Daenerys Targaryen, ostatnia potomkini dawnych królów Siedmiu Królestw możemy odwiedzić wschodni kawałek lądu (Essos).
Jeden król to za mało
Zerknij jeszcze na tą recenzję: Kształtowanie Śródziemia. Historia Śródziemia Tom IV – Recenzja książki.
Po krótkiej wizycie na Smoczej Skale szybko wracamy do ogarniętego wojną Westeros. Dawni wasalowie Żelaznego Tronu sami przywdziewają korony, a na jaw wychodzi, że obecnie panujący Joffrey nie jest potomkiem zmarłego władcy, lecz owocem kazirodczego związku jego małżonki. Oprócz Robba Starka korony przywdziewają również bracia Roberta Baratheona: Stannis, Renly oraz Balon Greyjoy. Wszelkie zabiegi dyplomatyczne kończą się fiaskiem, a Wojna Pięciu Królów nie ustaje. Jako czytelnicy mamy wgląd na dwory czterech z nich, więc przenosząc się wraz z akcją pomiędzy poszczególnymi stronnictwami, zyskujemy niemalże całkowity pogląd na konflikt. Nawet jeśli wcześniej połączymy zauważone poszlaki, to nigdy nie możemy być pewni dalszych losów postaci, co Martin podsyca, serwując co jakiś czas cliffhangery na końcach rozdziałów.
Wszystkie te wydarzenia są jednak tłem dla procesów zachodzących w głównych bohaterach. W tym aspekcie na pierwszy plan wysuwają się najmłodsi. Sansa dorasta nie tylko psychicznie, ale wchodzi też w okres fizycznego dojrzewania, a regentka Cersei łatwo rozpoznaje jej kłamstwa i przy każdej okazji daje jej nauki dotyczące realiów polityki. Arya, która dotąd była dość nieokiełznanym dzieckiem teraz zmuszona jest do cierpliwego znoszenia wyzwisk i pracy jako służka. Ponadto los stawia ją przed wyborem. Musi sama zdecydować, na kogo ze swoich wrogów wydać wyrok nieuchronnej śmierci. Bran natomiast zaczyna godzić się ze swym kalectwem, które ogranicza jego fizyczne możliwości. Jednocześnie stara się lepiej poznać swoją mistyczną umiejętność i nauczyć się z niej korzystać. Bardzo spodobało mi się to, jak z początku traktuje ją jak koszmarne sny, będąc jedynie pasywnym obserwatorem, jednak z czasem uczy się przejmować stery. Także Jon Snow daleko na północy na podstawie podejmowanych przez siebie w krytycznych momentach decyzji, uświadamia sobie jaką osobą tak naprawdę jest. W młodych bohaterach na próżno szukać beztroskich dzieci, którymi byli jeszcze na początku poprzedniego tomu. Martin doskonale pokazuje, jak trudne i brutalne wydarzenia wpływają na psychikę najmłodszych.
Spiski znajdziesz na każdym kroku
Świat przedstawiony w tej opowieści niewiele różni się względem tego z Gry o tron. Nadal do władzy i wpływów dochodzi się poprzez oferowanie tytułów i posiadłości mniej możnym od siebie i strategiczne obietnice mariażu swoich potomków. Nad wszystkimi metodami króluje jednak przekupstwo i szpiegostwo. W końcu dla najemników najważniejsze jest złoto, a przechwycone tajemnice lub wyśledzeni współpracownicy stają się wspaniałą i wartościową kartą przetargową. Mistrzem takich rozgrywek i uosobieniem dwulicowości jest Tyrion Lannister, który w zakulisowych rozgrywkach nie omieszka bezwzględnie wykorzystać nawet członków swojej rodziny. Pozycja Królewskiego Namiestnika, którą zajmuje w imieniu swego ojca, daje mu niemal nieograniczone możliwości w knuciu intryg przeciw wrogom jego rodu, ale również wobec własnej siostry – regentki młodocianego władcy.
Ah te Westeros…
Plotki głoszą, że czytelnicy muszą czekać tyle lat na kontynuację sagi Pieśni Lodu i Ognia, gdyż Martin nadal wypełnia zeznania podatkowe dla Aragorna. Autor znany jest z okazyjnego wbijania szpili dziełom Tolkiena, jednakże wielokrotnie w wywiadach potwierdzał, że darzy je szacunkiem. Podobnie jak Profesor pieczołowicie tworzył swoje uniwersum. Panowie skupili się jednak na innych aspektach swoich światów. Podczas gdy w Śródziemiu znajdziemy dużo punktów wyjścia do rozważań z zakresu filozofii i moralności, tak G.R.R. Martin wydaje się skupiać bardziej na aspektach ekonomicznych i politycznych. Pokazuje to jednak, jak bardzo mogą różnić się dwa dzieła należące do tego samego gatunku. W Starciu Królów otrzymujemy nieco większą dawkę elementów klasycznego fantasy. Na wschodzie smoki Daenerys rosną z dnia na dzień, a ona sama odwiedza mistyczny dom Nieśmiertelnych. Sam król Stannis korzysta natomiast z usług kapłanki posługującej się magią.
Nie będę kłamał, spodobało mi się to uniwersum
Po lekturze Gry o Tron myślałem, że już załapałem wszelkie koligacje rodzinne i lenne w Westeros, lecz okazało się, że srogo się pomyliłem. Na szczęście z pomocą przyszedł mi dodatek umieszczony na końcu tomu. Zawiera on krótki spis członków dworu królów walczących o Żelazny Tron oraz członków najważniejszych rodów Westeros. Dzięki temu udało mi się nie pogubić w relacjach wraz z rozwojem fabuły. Jak dotąd nie zawiodłem się na twórczości G.R.R. Martina, więc zamierzam w bliskiej przyszłości zabrać się za lekturę kolejnego tomu (który w momencie pisania tej recenzji jest już dostępny na półkach księgarń), jednakże serial zgodnie z postanowieniem zostawię na sam koniec.
Zerknij jeszcze na tą recenzję : Uniwersum Metro 2033. Paryż: Lewy Brzeg – Recenzja książki. Do zobaczenia na drugim brzegu