„Moc jest we mnie silna. A ja jestem silny mocą”. Myślę, że dla większości fanów opowieści z odległej galaktyki ten cytat może wydawać się bardzo znajomy. Jeśli na myśl przychodzi wam niewidomy członek dawno zapomnianego zgromadzenia, którego na swojej drodze napotyka Cassian Andor to nie będziecie w dużym błędzie. Jego maksyma to zwrot pochodzący od Strażników Whillów, których ponownie możemy spotkać w niedawnej premierze wydawnictwa Egmont.
Stała ekipa nie zawodzi
Za scenariusz Bitwy o Moc odpowiada Cavan Scott (serie Star Wars, DC Superheroes, Doctor Who), który jednocześnie należy do elitarnego grona pięciu osób odpowiedzialnych za całokształt kreowanej w ostatnich latach serii wydawniczej obejmującej powieści dla dorosłych, młodzieży, a nawet dzieci oraz komiksy i mangi. Jest to moje kolejne spotkanie z jego twórczością, gdyż pracował również przy wydanej w zeszłym roku Równowadze Mocy, a także komiksowym prequelu jednej z gier o zakapturzonych zabójcach – Pieśni Chwały. Już w tym miejscu muszę zaznaczyć, że każdy z jego scenariuszy stoi na wysokim poziomie, doskonale wpasowując się w szersze uniwersum.
Za aspekt graficzny komiksu odpowiada ponownie kilkuosobowy zespół. Na szczególną uwagę zasługuje Ario Anindito (Wielka Republika, Obi-Wan), który pracował przy poprzednich komiksach z tego cyklu. Razem z nim działali, chociażby Andrea Broccardo (Empireum. X-Men, seria Alien: Thaw) czy Mark Morales (serie The New Avengers, Thor). Ich rysunki kolorami wypełnił Frank William. Jest to dokładnie ta sama ekipa, która odpowiadała za poprzednią część cyklu, choć tym razem zaszły drobne zmiany w rozkładzie zadań, co poskutkowało np. zniknięciem nazwiska Broccardo z okładki tomu. Przełożeniem treści na język polski zajęła się po raz kolejny Katarzyna Nowakowska, a album został wydany z ramienia wydawnictwa Egmont.
Każdy bije się z (prawie) każdym
W roli głównego bohatera opowieści ponownie występuje mistrz Jedi Vildar Mac pochodzący z Kiffexu (z jego sąsiedniej planety – Kiffu pochodził ekscentryczny Quinlan Vos), który zamiast wyruszyć na front, udał się na uświęconą Jedhę, by odnaleźć wewnętrzny spokój i pozbyć się męczących go od dzieciństwa koszmarów. Na miejscu napotkał jednak nieustające konflikty , nawet wewnątrz Zgromadzenia – grupy przedstawicieli różnorodnych grup użytkowników Mocy. Miało ono dbać o dialog między nierzadko skłóconymi organizacjami, jednak ich wewnętrzną niezgodę wykorzystał przedstawiciel Ścieżki Otwartej Dłoni, który sprytną retoryką doprowadził do wybuchu zamieszek.
W Bitwie o Moc Vildar, Matty oraz część pozostałych użytkowników Mocy przedzierają się między potyczkami, które swoimi mackami sięgnęły już poza miasto. Starają się uratować jak najwięcej istnień, zawierając sojusze, o których w normalnych warunkach by nie pomyśleli. Z biegiem czasu odkryją jednak, że podsycenie niesnasek na Księżycu Pielgrzymów było tylko zasłoną dymną dla prawdziwych planów sekty nienawidzącej Jedi, którym zapobiec może tylko mistrz Jedi oraz Tey Sirrek – były Strażnik Whillów.
Walka o Jedhę wciąż trwa
Muszę przyznać, że Bitwa o Moc urzekła mnie swoją oprawą graficzną równie mocno co jej poprzedniczka. Choć jest nieco od niej cieńsza, to każda ze 120 stron serwuje ilustracje wykonane z ogromną uwagą dla szczegółów. Bez względu na to, czy danego bohatera przedstawiono z bliska, czy też oglądamy go w szerszym kadrze, jesteśmy w stanie go bez większych trudności rozpoznać. Natomiast stonowana kolorystyka sprawia, że komiks przyciąga do siebie czytelnika, sprawiając, że czyta się go na jednym posiedzeniu. Dwa wizualne aspekty sprawiły, że niedawna premiera przypadła mi do gustu niemal tak samo, jak Równowaga Mocy. Pierwszy to przedstawienie pocisków blasterowych oraz ostrzy mieczy świetlnych, które dzięki odpowiedniemu wypełnieniu kolorami dają efekt rozświetlenia swojego najbliższego otoczenia, tak jak robiły to w filmach i animacjach. Ich dopełnieniem są natomiast dobrze dobrane onomatopeje, które znajdziemy nie tylko przy zapalanym mieczu świetlnym czy uderzeniu, ale nawet przy ruchu postaci czy upadku oręża Jedi na posadzkę.
Sprawdź też: Star Wars Wielka Republika: Równowaga mocy – Recenzja komiksu. Moc to nie tylko Jedi
Czy to już koniec?
Każdy z 5 zeszytów (Wielka Republika (2022) #6-10) wchodzących w skład albumu coraz bardziej odsłaniał kolejne rąbki tajemnicy związanej z losami odległej galaktyki na wiele lat przed wydarzeniami znanymi z filmów. Tym razem otrzymaliśmy np. trochę więcej informacji o Strażnikach Whillów, do których w pewnym momencie należała dwójka bohaterów Łotra Jeden. Prawdopodobnie dzięki głównemu scenarzyście obok nich podobnie jak w Równowadze Mocy pojawiły się organizacje, które w obecnym stanie uniwersum należą do legend. Na dodatkową uwagę zasługuje bogańska kolekcja użyta jako określenie ukrytych artefaktów Sithów. Jestem pewien, że stanowi to drobne odniesienie do dwóch aspektów Mocy, wykute przez protoplastów Jedi.
Mała, enigmatyczna ramka na ostatniej stronie komiksu oznajmia czytelnikom , że to koniec… i początek. W pewnym stopniu sugeruje to, że mimo oficjalnego zamknięcia historii mistrza Jedi zmagającego się z traumatycznymi wspomnieniami z dzieciństwa możemy mieć nadzieję na ponowne spotkanie z nim w innym dziele. Na ten moment wiemy jednak, że razem z Tey’em i Matty zalicza gościnny występ w opowieściach droida ZZ, przedstawionych w pobocznym zeszycie mangi Na skraju równowagi. Pomału docieramy do końca drugiej fazy projektu, ale kto wie. Może ktoś żyjący w czasach upadku Latarni Gwiezdny Blask nadal o nich pamięta.
Sprawdź też: Star Wars: Wielka Republika. Ostrze – recenzja komiksu – Młodzieńcze przygody spokojnego kucharza