REKLAMA

Snowglobe — recenzja książki — Dystopijny deser po Igrzyskach śmierci. Ale czy równie smaczny?

Daria Rogut

Opublikowano: 15 kwietnia 2025

Spis treści

W skutym lodem świecie przyszłości na ludzi czekają dwie ścieżki życia: albo zostaniesz ludzkim chomikiem w elektrowni, albo w zamian za komfort oddasz swoją prywatność i uczynisz z niej rozrywkę. Co wybierasz?

Kilka tygodni temu za sprawą wydawnictwa Insignis Storylight na polskim rynku książkowym zadebiutowała powieść Snowglobe autorstwa Koreanki Soyoung Park. Pod względem marketingowym był to świetny ruch, ponieważ premiera zbiegła się z jednym z najgłośniejszych książkowych wydarzeń tego roku, czyli wydaniem Wschodu słońca w dniu dożynek – kolejnej odsłony kultowej serii Igrzyska śmierci. I choć zbyt śmiałym byłoby stwierdzenie, że może to doprowadzić do renesansu młodzieżowych dystopii, rozbudzony apetyt czytelników po lekturze nowej książki Suzanne Collins może ich doprowadzić do sięgnięcia właśnie po Snowglobe. Jednak czy osoby spragnione powtórki z Igrzysk znajdą w niej równie wartościową treść?

 

A cały świat patrzy

Pomysł na fabułę Snowglobe brzmi rewelacyjnie i to właśnie on mnie do tej powieści natychmiast przyciągnął. Soyoung Park prezentuje nam Ziemię z przyszłości, na której lata temu katastrofa klimatyczna i okres wielkich wojen doprowadziły do nastania kolejnej epoki lodowcowej. Świat Chobahm – głównej bohaterki – jest zatem skuty lodem, a temperatury sięgające -45℃ są na porządku dziennym. Codzienność mieszkańców kręci się wokół przetrwania i pracy w elektrowni, w której fizyczna aktywność ludzi umieszczanych w urządzeniach przypominających chomicze kołowrotki zapewnia okolicznym domom dostęp do energii. Jedynym elementem mającym umilać tę monotonię jest telewizja. Nadawane codziennie seriale i programy powstają w elitarnym mieście umieszczonym pod Kopułą. Ludzie w nim mieszkający nie są wystawieni na potworne zimno i mają dostęp do nielimitowanych zasobów, ale wchodząc do Snowglobe całkowicie zaprzedają swoją prywatność, kamery śledzą każdy ich ruch, a ich codzienność staje się materiałem, z którego tworzone są seriale emitowane na zewnątrz. 

REKLAMA

Chobahm wychowana w maleńkiej osadzie na otwartej przestrzeni pewnego dnia zyskuje okazję, by całkowicie zmienić swoją rzeczywistość. Nie dzieje się to jednak tak, jak sobie to zaplanowała: nie dostaje się bowiem do wymarzonej szkoły filmowej, by w przyszłości zostać reżyserką, ale otrzymuje propozycję zastąpienia Goh Haeri – wyjątkowo do niej podobnej młodziutkiej gwiazdy telewizji, która niedawno zmarła i której śmierć za wszelką cenę chce ukryć reżyserka serialu o jej rodzinie. Świat, w którym żyje Chobahm jest zatem iście dystopijny – „wybór” między codzienną niewolniczą pracą a oddaniem całej swojej codzienności w ręce reżyserów i widzów wydaje się być przerażający. Autorka stworzyła sobie też świetny grunt pod komentarz społeczny na temat naszej coraz większej fascynacji reality tv czy koreańskiej kultury fanowskiej zgromadzonej wokół tamtejszych aktorów i muzyków. Niestety, solidne fundamenty nie pozwoliły na stworzenie udanej całości.

 

Niewykorzystany potencjał

Pierwszym aspektem, który już dość szybko zaczął mi przeszkadzać, był fakt, że autorka niekoniecznie chciała pokazywać czytelnikowi zmagania Chobahm z nową rzeczywistością pod Kopułą. Dziewczyna miała przed sobą ogromne wyzwanie, musiała przecież całymi dniami udawać, że jest kimś, kogo znała tylko z telewizji, wiarygodnie prezentować się jako członkini swojej nowej fikcyjnej rodziny, wejść w buty osoby, której życie ludzie śledzili od lat i robić to na tyle dobrze, by nie zostać zdemaskowaną. Dość szybko po przeniesieniu się do Snowglobe dowiadujemy się jednak, że każdego dnia aktorzy mają dwie kilkunastominutowe przerwy od nagrywania, podczas których mają chwilę na oddech i Chobahm może wówczas wyjść z roli. Soyoung Park zaczyna zatem wykorzystywać ten element bardzo często, w ostatecznym rozrachunku prezentując nam nowe życie bohaterki głównie poprzez sceny z przerw w nagrywaniu lub spotkań z reżyserką, z których nagrany materiał nie jest oczywiście wykorzystywany w serialu. Nie mamy zatem dostępu do większości doświadczenia z życia pod Kopułą, a w zamian dostajemy głównie te krótkie wycinki, w których Chobahm może być po prostu sobą i nie musi nikogo udawać.

Snowglobe | zdjęcie własne

 

Konstrukcja brudnopisowa albo kilka pomysłów w jednym

Soyoung Park nie tylko nie pokazuje czytelnikowi zbyt wiele z aktorskiej codzienności, ale też stosunkowo szybko, bo około w połowie, postanawia przerzucić środek ciężkości fabuły z Chobahm odnajdującej się w nowej rzeczywistości na wielką wyprawę w celu odnalezienia nowych ważnych dla fabuły postaci. Wielki plot twist, który do tego prowadzi, jest natomiast nie tylko absurdalny, ale też brakuje mu podbudowy – jeden rozdział zasiewa ziarenko niepewności, a kolejny już odkrywa sekret, pozbawiając czytelnika jakiegokolwiek poczucia napięcia i oczekiwania. Potem pojawiają się jeszcze kolejne odkrycia, każdy kolejny coraz bardziej absurdalny i budzący coraz więcej pytań na temat logiczności tych pomysłów. 

Sam absurd nie jest jednak największym problemem. Najbardziej uwierał mnie chyba fakt, jak szybko do niego przeszliśmy. Snowglobe nie jest samodzielną powieścią, a pierwszą częścią dylogii. Kiedy dotarłam do plot twistu i akcja obrała inny kierunek, pomyślałam sobie, że ta historia aż się prosiła, by uczynić ją trylogią. Wówczas pierwszy tom mógłby skupić się na życiu Chobahm pod Kopułą i zakończyć się obecnym tu plot twistem, drugi tom mógłby rozbudować wątek podróży, zbierania ekipy i odkrywania kolejnych tajemnic świata, jednocześnie dając więcej przestrzeni na poznanie kolejnych bohaterów i nadanie im więcej niż jednej cechy charakteru, a aktualny drugi tom (w idealnym scenariuszu, bo nie czytałam go i nie wiem, czy też nie składa się z zalążków kilku fabuł) byłby wówczas spięciem całej trylogii. 

To jednak tylko moja wizja, a wizja Soyoung Park była zupełnie inna i polegała głównie na rzucaniu w czytelnika dziwnymi pomysłami, które czasem jakoś się ze sobą kleiły, a czasem zupełnie nie. Część z nich zresztą pojawiła się tutaj, ale nie miała dla całości większego znaczenia i ostatecznie na tym etapie wygląda jak po prostu porzucona (mogą wrócić w drugim tomie, kto wie). Mam tu na myśli przede wszystkim protowątek romansowy z pewnym biathlonistą i magiczne lustra, bo w sumie czemu by nie miało być tam jeszcze magicznych luster?

 

Dystopijny fast food

Snowglobe miało świetny pomysł na siebie i ogromny potencjał, ale niestety dość koślawe wykonanie sprawia, że zdecydowanie nie jest to powieść, która wzbudzi głębsze dyskusje i zostanie z czytelnikiem na dłużej. Jest to raczej czytelniczy fast food, który nie uśmierzy głodu po Igrzyskach śmierci, ale może przynieść chwile lekkiej, niezobowiązującej rozrywki, zwłaszcza dla młodszych czytelników. Na ten moment nie czuję się zachęcona, by sięgnąć po kolejny tom, a gdybym to zrobiła, to raczej jedynie po to, by się przekonać, czy autorka podejmie próbę przeskoczenia kolejnego rekina. Chciałabym się jednak mylić i życzę Soyoung Park, by, podobnie jak wspomniana już Suzanne Collins, doskonaliła swój warsztat z książki na książkę i stworzyła kiedyś coś wielkiego, bo kreatywności nie można jej odmówić. 

Sprawdź też: Neom — recenzja książki — Z Bliskiego Wschodu do gwiazd

ZALETY +

WADY -

Za dostarczenie egzemplarza do recenzji dziękujemy Insignis!
Daria Rogut

Miłośniczka literatury i dobrych filmów!

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

Jak The Last of Us Part II Remastered działa na Steam Decku?

Jak The Last of Us Part II Remastered działa na Steam Decku?

Folk Hero – recenzja – Zostań bohaterem w swoim magicznym lesie! 

Folk Hero – recenzja – Zostań bohaterem w swoim magicznym lesie! 
South of Midnight – recenzja gry – Znalazłam perełkę tego roku!

South of Midnight – recenzja gry – Znalazłam perełkę tego roku!

South of Midnight – recenzja gry – Znalazłam perełkę tego roku!

Star Wars Wielka Republika: Na skraju równowagi. Tom 3 – recenzja komiksu – Wróg mojego wroga jest… moim sojusznikiem?

Star Wars Wielka Republika: Na skraju równowagi. Tom 3 – recenzja komiksu – Wróg mojego wroga jest… moim sojusznikiem?

Star Wars Wielka Republika: Cienie Gwiezdnego Blasku – recenzja komiksu – Kto zginął, kto przeżył?

Star Wars Wielka Republika: Cienie Gwiezdnego Blasku – recenzja komiksu – Kto zginął, kto przeżył?

Screamboat. Krwawa mysz [RANT] – recenzja filmu – Walt Disney przewraca się w grobie

Screamboat. Krwawa mysz [RANT] – recenzja filmu – Walt Disney przewraca się w grobie