Ród Smoka – recenzja serialu. Ogień i krew, i… emocje!

Wszystko, co dobre szybko się kończy. Nie inaczej stało się z Rodem Smoka. Pierwszy sezon serialowego prequela Gry o Tron liczący 10 odcinków właśnie dobiegł końca – na kolejny przyjdzie nam poczekać dwa lata. Jednak czy w ogóle opłaca się nam wypatrywać dalszych losów rodziny Targaryenów? Może lepiej dać sobie spokój i zanurzyć się w innym uniwersum?

Ród Smoka – recenzja serialu. Ogień i krew, i… emocje!

Ogień i krew, i… zapiski Maestrów

Ród Smoka to serial na postawie książki George’a R. R. Martina pod tytułem Ogień i Krew. Jednak co ciekawe, dzieło autora nie jest powieścią! To nic innego, jak kroniki sporządzone przez Maestrów z Cytadeli – szczegółowe, pełne detali i kwiecistych opisów. Jednak musimy pamiętać, ze tego typu spis wydarzeń często mija się z prawdą…

REKLAMA

Już od samego początku można zauważyć, że produkcja HBO czerpie ze wspomnianej książki, ALE nie przekłada opisanych w niej wydarzeń na ekran 1:1. Czy to dobrze? W mojej ocenie tak. Zmiany mają sens, a sama historia staje się dzięki temu bardziej zrozumiała – czuć, że jesteśmy naocznym świadkiem wydarzeń, a nie jedynie biernym czytelnikiem albo słuchaczem.

Sam Ród Smoka w wersji od amerykańskiego giganta jest opowieścią, która rozgrywa się prawie 200 lat przed narodzeniem Daenerys Targaryen. Po tylu nawiązaniach i wspominkach w Grze o Tron, w końcu mamy okazję poznać przodków Zrodzonej z Burzy i przekonać się na własne oczy, co faktycznie doprowadziło do upadku wielkiego rodu Targaryenów.

Ogień i krew, i… współczesne potrzeby widza

Z początku Ród Smoka wielu może wydać się nudnawą produkcją… Co oczywiście jest największą bzdurą, jaką można powiedzieć na temat tego serialu – nie ufajcie ludziom, którzy tak mówią. Czy ziejące ogniem smoki robiące piruety w przestworzach i krew tryskająca z ran bohaterów na lewo i prawo w pierwszych odcinkach jest czymś, czego powinniśmy oczekiwać? Każda historia potrzebuje wprowadzenia. Wstępu, gdzie zostaną zarysowane relacje między jej uczestnikami. Tak jest też w Rodzie Smoka.

Wszystko zaczyna się bardzo spokojnie, dzięki czemu możemy poznać poszczególne postacie, odnaleźć się w Westeros, którego mieszkańcy nie wiedzą, czym jest wojna. Codzienność jak z obrazka. Uśmiechnięty król, szczęśliwe dzieci, radosne smoki… bajka – ale nie do końca. Sielanka nie trwa zbyt długo. W okolicach odcinka trzeciego można już zauważyć, że pionki powoli rozstawiają się po planszy i od gry o tron, jaką znamy, dzielą nas już tylko minuty. Nie ciężko jest wyłapać moment, w którym wszech panujący spokój dobiega końca.

Te 10 odcinków to taka opowieść, w której emocje zostały rozłożone w sposób perfekcyjny. Nawet momentami wolniejsze tempo jest wynagradzane soczystymi dialogami. Naprawdę nie sposób się przy tym nudzić. Jeżeli potraficie się skupić na oglądaniu, to na pewno polubicie każdy odcinek Rodu Smoka. Konsumujcie media tak, aby czerpać z seansu jak najwięcej radości. Postarajcie się docenić ciszę, rozmowy bohaterów i nie oczekujcie wybuchów oraz okrzyków wojennych na samym początku – tutaj należy po prostu dać się wydarzeniom rozwinąć.

Ogień i krew, i… maszyna czasu

W Rodzie Smoka, mamy do czynienia z 3 skokami czasowymi. Co za tym idzie, bohaterowie się zmieniają, a konkretnie aktorzy, którzy się w nich wcielają. Jednak spokojnie. Ekipa zajmująca się castingami wykonała kawał genialnej pracy – nie sposób się w tym pogubić. Oczywiście te zmiany są widoczne, ale nie przeszkadza to w obiorze całości. Wręcz dobrze, że zostały one wprowadzone – to po prostu popchnęło tę całą historię do przodu.

Ogień i krew, i… aktorzy, jak z obrazka

Przed premierą byli mi obojętni, teraz za to uwielbiam ich wszystkich. Nie ma co ukrywać, że HBO, tak jak do Gry o Tron, tak i do Rodu Smoka zatrudniło aktorów i aktorki, którzy wcale nie są znani masowej publiczności – wyjątkiem są chyba tylko Matt Smith oraz Olivia Cooke, którzy mieli okazję pojawić się w kilku większych blockbusterach. Dobrze jest dać szansę nowym twarzom – szczególnie jeżeli te stare już się totalnie przejadły. Niemniej abstrahując już od świeżości i nowości – największą wartość w tym serialu mają same kreacje aktorskie, które naprawdę potrafią poruszyć serce i wzruszyć do łez.

Każdy artysta w Rodzie Smoka otrzymał swoje przysłowiowe 5 min. Ja jednak pozwolę sobie wspomnieć o czwórce – swoim talentem doprowadzili mnie oni do stanu, w którym kilka razy krzyknąłem do telewizora. Paddy Considine (Viserys Targaryen), Emma D’arcy (Rhaenyra Targaryen), Matt Smith (Daemon Targaryen), Olivia Cooke (Alicent Hightower) – każde włożyło w odegranie swojej roli 100% serca – jeżeli jest inaczej, to ja po prostu w to nie uwierzę. Ewidentna pasja połączona z bezdyskusyjnym talentem. Co więcej, jestem święcie przekonany, że za pewne sceny cała czwórka już w przyszłym roku przytuli nagrody Emmy – nie ma innej opcji. Dlaczego? Nie będę spoilerował… jak zobaczycie, to będziecie wiedzieli, o co mi chodzi.

Ogień i krew, i… ciemność na ekranie

Ujęcia jak z pocztówek. Zdjęcia jak z plakatów promocyjnych i montaż, który nie zabiera nawet sekundy z emocjonalnych dialogów. Realizacyjnie Ród Smoka przeskakuje nawet ostatni sezon Gry o Tron. Widać, że HBO wydało masę pieniędzy na kostiumy, scenografie oraz specjalistów, którzy po prostu świetnie znają się na swojej pracy. Zaczynając od scenariusza, przechodząc przez reżyserkę, a kończąc na postprodukcji – wszystko w tym serialu zagrało, tym samym sprawiając, że każdy odcinek jest fantastyczną przygodą, która przywiązuje nas do bohaterów i całego uniwersum.

Jedyne, do czego tak naprawdę można by się „przyczepić”, to ciemność… Czasami przez ten mrok jedyne co widziałem na swoim telewizorze to twarze aktorów i ich białe peruki. Nie wiem czemu w HBO nie są w stanie poradzić sobie z tym problemem od Bitwy o Winterfell. Skoro twórcy Władcy Pierścieni dali radę z Helmowym Jarem, to Ci od Rodu Smoka, powinni w 2022 podołać z rozmową bohaterów w ciemnym pomieszczeniu.

Ogień i krew, i… CGI

CGI, czyli temat rzeka. Wydaje mi się, że w przypadku efektów specjalnych we współczesnym kinie, po prostu nie da się ludziom dogodzić. Jedni powiedzą, że coś jest śliczne, drudzy, że paskudne. I tak cały czas bez końca można by prowadzić dyskusję na temat tego, co jest ładne, a co nie. Trzeba oczywiście przyznać, że niektóre sceny, sytuacje, czy smoki w Rodzie Smoka nie wyglądają na tyle autentycznie, abym uwierzył, że są prawdziwe. Niemniej całościowo produkcja się broni i naprawdę jak na telewizyjne standardy prezentuje poziom wyjątkowo wysoki. Nie zapominajmy o tym, że to jest serial, a nie film, który będzie puszczany w multipleksach na całym świecie.

Ogień i krew, i… Ramin Djawadi

Ramin znowu to zrobiłeś… Nie musicie się bać. Muzyka w Rodzie Smoka jest tak samo klimatyczna i genialne skomponowana, jak ta w Grze o Tron. Po raz kolejny Djawadi swoimi utworami świetnie buduje nastrój poszczególnych scen oraz nadaje tempa samej narracji. Dzięki niemu motywy znane nam z GoT nabrały kompletnie nowego wydźwięku, a wariacje z główną linią melodyczną przypisaną do rodu Targeryenów potrafią wywołać ciarki na ciele.

Ogień i krew, i… klucz w formie emocji

Zachwyca tak, jak topowe sezony Gry Tron. Kluczem do sukcesu tej produkcji nie okazały się smoki, czy walka o władzę – tak jak mogliśmy z początku zakładać. Ekranem zawładnęły emocje towarzyszące bohaterom i ich relacje. W trakcie seansu nie sposób nie nawiązać więzi z postaciami. Co ciekawe, w GoT byliśmy w stanie określić, kto jest dobry, a kto zły. Za to w Rodzie Smoka… jest to prawie niemożliwe – każdy ma w swoich poglądach i przekonaniach trochę racji – to świetnie rozbudowuje napięcie i jeszcze mocniej rozwija w nas konflikt, przez który nie jesteśmy w stanie stwierdzić, komu kibicujemy i z kim najbardziej sympatyzujemy.

Ogień i krew, i… niespodzianka

Pierwszy prequel Gry o Tron, to długo wyczekiwana produkcja HBO Max, która miała ponownie rozkochać nas w przygodach mieszkańców Westeros. Czy twórcom udało się wykonać zadanie zlecone przez amerykańskiego giganta? Ależ oczywiście, że tak… Co prawda nie jest to serial idealny, a nawet bym się pokusił o stwierdzenie, że do ideału wiele mu brakuje. Niemniej wszystkie mankamenty w postaci niedoskonałego CGI, czy momentami przeciągniętych scen wynagradzają genialne dialogi i relacje między bohaterami. Jak wspomniałem powyżej, emocje są kluczem do sukcesu tego projektu. Próżno by szukać drugiej takiej produkcji w świecie telewizji, czy streamingu.

Odpowiadając jeszcze na pytania ze wstępu – „czy w ogóle opłaca się nam wypatrywać dalszych losów rodziny Targaryenów? Może lepiej dać sobie spokój i zanurzyć się w innym uniwersum?”. Jak najbardziej tak. Warto czekać, bo to, co najlepsze jeszcze przed nami. A w innym uniwersum można się zagłębić, tak na wszelki wypadek, ale i z czystej potrzeby oglądania jak największej ilości fantastycznych (dosłownie i w przenośni) seriali!

Podziel się ze znajomymi:

Udostępniam
Udostępniam
Udostępniam

NAJNOWSZE WPISY

O NAS:

Chcesz być na bieżąco, a nawet wiedzieć więcej o grach, komiksach, serialach lub filmach? GraPodPada.pl jest miejscem, gdzie znajdziesz informacje tworzone przez pasjonatów dla… graczy, czytaczy i oglądaczy ! Reprezentujemy różne opinie, patrząc na popkulturę z wielu perspektyw! Dlatego codziennie spodziewaj się treści wysokiej jakości i odnajduj interesujące Cię recenzje i informacje. Grasz w to? GraPodPada.pl to miejsce dla Ciebie… to miejsce dla każdego gracza.

Masz Pytania? Skontaktuj się z nami: kontakt@grapodpada.pl