REKLAMA

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash – recenzja gry spóźnionej o 20 lat

Kuba Hertel

Opublikowano: 27 lutego 2024

Spis treści

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash to kolejna, niczym niewyróżniająca się bijatyka oparta na licencji popularnej serii mangi i anime. Moje oczekiwania wobec niej nie były zbyt wysokie, ale czy bawiłem się przy niej dobrze? Niestety – nie do końca. 

Na wstępie zaznaczę, że fanem dzieła Gege Akutamiego nie jestem, a raczej nie byłem, bo już się to zmieniło. Wcześniej kojarzyłem głównych bohaterów, zarys fabuły i ogólnie, z czym to się je. Jako że Jujutsu Kaisen: Cursed Clash miało premierę tuż za rogiem, to stwierdziłem, iż to właśnie idealny na to moment, aby się tym tytułem zainteresować. Czy warto było szaleć tak? Cóż — jednego tej grze odmówić nie mogę — zachęciła mnie ona zarówno do lektury, jak i seansu. Tylko na dobrą sprawę na tym mógłbym zamknąć listę plusów. Dlaczego tak uważam? Po odpowiedź na to pytanie zapraszam Cię do dalszej lektury. Miłego! 

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash – poznaj czarowników Jujutsu

Gry na podstawie mang/anime przeważnie są streszczeniem dotychczasowych wydarzeń (lub oczywiście całej historii, jeśli jest ona już zamknięta). Nie inaczej jest w przypadku Jujutsu Kaisen: Cursed Clash. Dlatego dotychczasowi fani raczej nie mają tu czego szukać — oni doskonale tę opowieść znają. Natomiast takie osoby jak ja, mają okazję skubnąć co nieco, aby stwierdzić czy warto się zainteresować materiałem źródłowym. Jak już wcześniej wspomniałem – w moim przypadku zadziałało i właśnie z wielkim zaangażowaniem nadrabiam przygody Czarowników Jujutsu!

REKLAMA

Dlatego jeśli niezbyt kojarzysz, o czym ta seria w ogóle jest, to w wielkim skrócie: Opowieść toczy się wokół ucznia liceum, Yujim Itadori, który dołącza do tajnej grupy czarowników Jujutsu, aby pokonać potężną Klątwę znaną jako Ryomen Sukuna, której Yuji staje się nosicielem. Żeby tego dokonać, muszą odnaleźć pozostałe fragmenty „artefaktów” Sukuny, a to, jak pewnie się domyślasz, nie jest takim łatwym zadaniem. Tak oto poznajemy Gojo, Megumiego, Nobarę i resztę spółki. 

Sprawdź też: Spy x Family – recenzja anime. Też chcę taką rodzinkę!

Niesamowicie podpasował mi klimat, ta tonacja tej produkcji. Seria z wielką gracją potrafi przechodzić ze scen pełnych humoru, do takich przepełnionych mrokiem, zahaczając wręcz o elementy horroru. Jak to typowy shonen – to przede wszystkim historia o sile ludzkiego ducha i poszukiwaniu światła oraz siły nawet w najciemniejszych czasach. 

Niestety prezentacja tych wszystkich wydarzeń w Jujutsu Kaisen: Cursed Clash pozostawia wiele do życzenia. Zapomnij o efektownych animacjach na silniku gry. Tych mniej cieszących oko też brak. Ba, nawet nie masz co myśleć o wyciętych fragmentach z anime. Tutaj objawia się pierwszy archaizm tej produkcji, który możesz pamiętać z podobnych gier na… PS2. Każdy etap poprzedza kilka klatek z serialu wypełnionych tekstem, które przeklikiwuje się jednym przyciskiem. Ewentualnie niektóre „plansze” są złożone wyłącznie z tego typu scenek. Bardzo leniwe rozwiązanie.  

Rozgrywka przestarzała o dwie dekady

screenshot z gry jujutsu kaisen cursed clash
Gra to niestety jeden wielki archaizm | źródło: screenshot z gry

To może, chociaż gameplay nadrobi zrobiony na kolanie tryb fabularny? Marzenie ściętej głowy, czy tam nosiciela klątwy. Mam wręcz wrażenie, że Byking, twórcy gry, wręcz cofnęli się względem swoich poprzednich produkcji. Ich My Hero One Justice 2 też było po prostu kolejną, generyczną bijatyką na licencji. Tylko tam pojedynki potrafiły być soczyste, dynamiczne i satysfakcjonujące. Tego o Jujutsu Kaisen: Cursed Clash niestety powiedzieć nie mogę. Potyczki są niesamowicie ślamazarne, nie sprawiają w ogóle radochy. Jak to możliwe?

Chociażby przez brak różnorodnych ruchów specjalnych. Postaci posiadają ich po dwie sztuki, którymi tak naprawdę trzeba na okrągło spamować. Poza tym jeden przycisk odpowiada za „zwykłe” uderzenia, drugi za blok, trzeci za coś w stylu podbitki do oponenta. Jest także coś w rodzaju „ultimate”, które potrafi ściągnąć przeciwnikowi sporo punktów życia. W przypadku, kiedy podczas pojedynku towarzyszy nam ktoś jeszcze, to można wyprowadzać atak łączony. Tym sposobem walki opierają się na tak naprawdę ciągłym oglądaniu tych samych animacji, co zaczyna nużyc już niemalże na samym początku.

Sprawdź też: Spy x Family Tom 1 – recenzja mangi. Kocham to trio!

Bardzo irytowała mnie też mechanika, która nie pozwala na atakowanie „leżącego”. Mocno wybija z rytmu i po prostu zaburza dynamikę oraz flow starć. Już nawet niezbyt chwalone przeze mnie Naruto x Boruto Ultimate NInja Storm Connections dało mi więcej frajdy z pojedynków. Ba! Nawet produkcje z ery PS2 sprawiają więcej radochy! Takie Bleach Battle Bladers 2, Naruto Ultimate Ninja 3 czy nawet legendarne Dragon Ball: Budokai Tenkaichi 3.

We dwójkę raźniej?

Jujutsu Kaisen: Cursed Clash są walki dwuosobowe. Gracze rywalizują głównie w formacie 2 na 2, co wnosi nieco świeżości do rozgrywki. W odróżnieniu od innych gier, gdzie zawodnicy mogą się wymieniać podczas walki, tutaj cztery osoby są aktywne na arenie przez cały czas. To wymusza, że areny muszą być większe niż w tradycyjnych bijatykach. Szkoda tylko, że są one takie pustawe. 

walka w grze jujutsu kaisen: cursed clash
Sercem gry są pojedynki 2v2, choć walki solo też się zdarzają | źródło: screenshot z gry

Jak już o „partnerach” w walce mowa, to też przyczepię się interfejsu menu, który, jak wszystko zresztą, jest mocno archaiczny. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ podczas wyboru postaci zapomnij o tym, żeby podejrzeć, jak wygląda, jaką ma “skórkę”, czy nawet o rozłożonej w kafelki liście bohaterów. Żeby wybrać konkretną postać, musisz przeklikiwać się przez opcje. Który mamy rok? 

Do tego dochodzi ogólnie ograniczona liczba dostępnych trybów gry. Mówiąc delikatnie, wybór nie jest zbyt szeroki. Poza galerią i sklepem dostępne są trzy opcje: pojedynek swobodny (do treningu lub zabawy z przyjacielem), tryb fabularny i walki online. 

Graficznie szału nie robi, technicznie trudno by miało zawieść

Na samym wstępie wspomniałem, że na dobrą sprawę jedynym plusem Jujutsu Kaisen Cursed Clash jest to, że zachęciło mnie do tej serii. Teraz przypomniała mi się kolejna zaleta, a nawet dwie! Muszę pochwalić Byking, że przynajmniej stworzyli „jednolite” dzieło. Tj. zarówno pod względem przedstawiania fabuły, rozgrywki, jak i grafiki mamy do czynienia z produkcją, ktora jakby była stworzona z myślą o PS2. Gdyby nie fakt, ze JJK to zaledwie 6-letnia seria, to bym pomyślał, że twórcy po prostu odkopali jakiś swój stary build i przystosowali wszystko pod nowsze generacje. Podobny przypadek opisał mój redakcyjny kolega Maciek w swojej recenzji Wanted: Dead, której lekturę serdecznie polecam. 

Sprawdź też: Pewnego razu w Soleil LTD, czyli jak powstało Wanted: Dead

Z powodu wszechobecnego archaizmu trudno też było, żeby ta produkcja miała problemy z funkcjonowaniem. Gra wczytuje się szybko, spadków klatek w trakcie walk nie uświadczyłem, wszystko chodziło płynnie i jak należy. Chociaż tyle! W sieci pojedynkowałem się nie za wiele, ale też nie uświadczyłem większych problemów.

Czy warto zagrać w Jujutsu Kaisen: Cursed Clash?

Gojo w grze cursed clash
Gra sama w sobie nie jest tragiczna, ale pozostawia wiele do życzenia | źródło: screenshot z gry

Naprawdę trudno jest mi wydać werdykt, czy Jujutsu Kaisen: Cursed Clash jest grą godną uwagi. Z jednej strony zachęciła mnie ona do sięgnięcia po materiał źródłowy. Z drugiej jednak, co zresztą zaznaczam w tytule, jest ona zacofana o dobre dwie dekady. Rozgrywka najzwyczajniej w świecie nie sprawiła mi większej radości. Całość dokończyłem raczej z recenzenckiego obowiązku, ale też nie mogę powiedzieć o tej produkcji, że jest crapem.

To przede wszystkim gra dla ludzi, którzy chcą sprawdzić, z czym to Jujutsu Kaisen się je oraz dla najwierniejszych fanów tejże serii, którzy, chociażby na chwilę mogą wcielić się w ulubione postaci. Już nie będę prawił swoich wywodów, że JJK to ogólnie świetny materiał na jakiegoś korytarzowego slashera a’la Devil May Cry. Cursed Clash zawodzi nawet jako generyczna bijatyka anime. Niesamowicie boli mnie, jak te wszystkie produkcje oparte na licencjach są po prostu robione taśmowo i na kolanie. Z tego względu czekam też na Dragon Ball: Spsrking Zero, które jestem przekonany, że pokaże znów, jak powinno się tworzyć gry z tego gatunku.

ZALETY +

WADY -

Za kod do recenzji dziękujemy firmie CENEGA.

logo firmy cenega

Kuba Hertel

Geek w najlepszym tego słowa znaczeniu! Miłośnik gier, komiksów, kinematografii oraz technologii - pochłania wszystko! Z zawodu logistyk, a grafik (obecnie dziergający z Netflixem!) i redaktor z wyboru. Jego serce zdaje się barwy niebieskiej, bo najbardziej oddany jest Sony i DC, jednak z chęcią także zasiada przy Xboxie, a Switch w ruchu jest cały czas! Wszakże dobrodziejstw popkulltury nigdy za wiele, prawda?

REKLAMA

Rekomendowane artykuły

La La Glitchland – Recenzja gry Sofie: The Echoes

La La Glitchland – Recenzja gry Sofie: The Echoes

Smerfy Smerfne Marzenia – recenzja –

Smerfy Smerfne Marzenia – recenzja –

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns — recenzja

Mortal Kombat 1: Khaos Reigns — recenzja

Cozy Games – Przytulne gry na jesień – Felieton pod Pada

Cozy Games – Przytulne gry na jesień – Felieton pod Pada

The Sims 4 Życie i Śmierć – recenzja gry. Memento mori i do przodu. 

The Sims 4 Życie i Śmierć – recenzja gry. Memento mori i do przodu. 

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar. 

Until Dawn – recenzja gry. To tylko piękny koszmar.